Wizyta niepragmatyczna, ale słuszna
Zokazji podróży Nancy Pelosi, spikerki Izby Reprezentantów, na Tajwan warto odświeżyć sobie zwrot „poważne chińskie ostrzeżenie”. Pół wieku temu, w czasach, gdy USA za rząd Chin uznawały ten w Tajpej, gdy dochodziło do incydentów w relacjach z Zachodem, Pekin wysyłał kolejne poważne i ostatnie ostrzeżenia. I mimo ostrego tonu komunikatów nic się nie działo.
I tym razem, mimo bardzo poważnych chińskich ostrzeżeń, amerykański samolot wojskowy dowiózł Pelosi do Tajpej. Nie można oczywiście powiedzieć, że w związku z tym nic się nie dzieje. Pekin zarządził wojskowe ćwiczenia wokół Tajwanu z użyciem prawdziwej amunicji. Należy się spodziewać niebezpiecznych prowokacji, w tym naruszeń tajwańskich granic morskich.
Wymachiwanie przez Chińczyków szabelką to żadna nowość. Ale manewry to raczej szopka dla obywateli ChRL. Reżim musi jakoś powetować im i sobie utratę twarzy. Przecież Pekin wydał bardzo poważne ostrzeżenie...
Przypuszczam, że wielu światowych dyplomatów uważa podróż Pelosi za błąd. Czy USA i Zachód zyskały cokolwiek wymiernego? Nie. Tajwan nie może Zachodowi dać nic więcej – jest zresztą od amerykańskiego wsparcia uzależniony. Czy podróż Pelosi łączy się z jakąkolwiek zmianą polityki USA wobec Chin i Tajwanu? Nie, wszystko zostaje po staremu. Eskapada spikerki doprowadziła jedynie Chiny do wściekłości, a to utrudnia pracę dyplomatom i szkodzi biznesowi. Z pragmatycznego punktu widzenia ta wizyta była niepotrzebna.
Ale żyjemy w czasach, gdy ten sam dyplomatyczny pragmatyzm i realizm nakazywałyby także wstrzymanie dostaw broni dla broniących się przed rosyjską inwazją Ukraińców, by w ten sposób zmusić ich do ustępstw i czym prędzej zakończyć wojnę, na której traci cały świat. Ale na szczęście, mimo tych głosów, Zachód nadal zbroi Ukrainę, a o ustępstwach wobec Rosji nie chce słyszeć.
Wojna w Ukrainie dobitnie pokazała, czym skończyłoby się uleganie szantażystom. Gdyby Zachód przeląkł się gróźb Putina, że ten nie zawaha się użyć nuklearnego arsenału, ukraińskie państwo i naród zostałyby wymazane z mapy świata, a setki tysięcy Ukraińców uznanych przez okupantów za „wrogi element” siedziałoby w najlepszym wypadku w obozach koncentracyjnych.
Nie ma wątpliwości, że Chiny, gdyby mogły, zrobiłyby to samo z Tajwanem. Przylot Pelosi do Tajpej i jej kierowane do Tajwańczyków słowa o poparciu i solidarności to dla Pekinu sygnał, że Zachód nie rzuci mu Tajwanu na pożarcie. Tak jak nie odpuścił Ukrainy. By ten komunikat stał się bardziej wiarygodny, Tajwan powinni teraz odwiedzić ważni politycy z Europy, także z Polski.
Wojna w Ukrainie dobitnie pokazała, czym skończyłoby się uleganie szantażystom