Kraina wilka, rysia i jarz Ąbka
– To prawda, cały czas nielegalnie pędzi się tu ten alkohol, chociaż nie jestem jego amatorem. Mam jednak cichą nadzieję, że Puszcza Knyszyńska nie będzie się w Polsce kojarzyć tylko z „Duchem Puszczy” – mówi Paweł Średziński*
ROBERT JURSZO: „Wciąż pozostaje w cieniu Puszczy Białowieskiej. Przypomina jej młodszą i mniej rozpoznawalną siostrę” – tak napisałeś w książce o Puszczy Knyszyńskiej. Gotów byłbym się założyć, że o „młodszej siostrze” słyszało w Polsce niewielu.
PAWEŁ ŚREDZIŃSKI: Puszcza Białowieska miała szczęście, bo szybko zainteresowali się nią naukowcy, co poskutkowało powstaniem parku narodowego. Tam też zaczęło się przywracanie światowej populacji żubrów, choć po białowieskim sukcesie miały trafić również do Puszczy Knyszyńskiej. I to jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej. Dziś nawet mieszkańcy Białegostoku, z którym puszcza graniczy od północy i od wschodu, wciąż słabo się z nią identyfikują.
Natomiast z mojej perspektywy, zresztą rodowitego białostoczanina, to był zawsze ten najważniejszy, „mój” las. Widziałem Puszczę Knyszyńską prawie codziennie z dziesiątego piętra wieżowca, w którym dorastałem. W swoim pokoju nawet biurko miałem ustawione tak, że przez okno widziałem linię tego lasu. Potem zwiedzałem ją, najpierw z rodzicami, następnie działając w PTTK. A po latach napisałem o niej książkę.
W książce przypominasz, że termin „puszcza” pochodzi od słowa „pustka” i pierwotnie oznaczał miejsce dziewicze, właśnie takie, w którym ludzi nie ma. Ile dziś w Puszczy Knyszyńskiej zostało puszczy?
– Jeszcze w średniowieczu było to miejsce niemal „puste”. To było niespokojne pogranicze, gdzie krzyżowały się drogi Jaćwingów, Krzyżaków, Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polski. Wojny i najazdy nie sprzyjały stałemu osadnictwu. W zasadzie jeszcze w XV wieku niemal nie było tutaj ludzi. To zaczęło się zmieniać w epoce ostatnich Jagiellonów, szczególnie za króla Zygmunta Augusta. Ten tak upodobał sobie Knyszyn, że obrał go za swoją siedzibę. Planował nawet przeniesienie stolicy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Polował w tych lasach, więc starał się także je chronić. W zasadzie też dopiero wtedy powstało to, co dziś nazywamy Puszczą Knyszyńską.
Jak to?
– Puszcza Knyszyńska jest efektem podziałów administracyjnych wielkich puszcz ciągnących się aż do leżącego obecnie na Białorusi Grodna, których dokonano właśnie za Jagiellonów. Pozostałe puszcze – w tym Błudowską czy Kryńską – „dołączono” po II wojnie światowej do Puszczy Knyszyńskiej, powiększając w ten sposób jej obszar. Zresztą sama nazwa „Puszcza Knyszyńska” zaczęła formalnie obowiązywać po 1945 roku.
Mówiłeś, że za Zygmunta Augusta objęto ten obszar ochroną. Ale w książce piszesz, że to właśnie wtedy zaczęła się rabunkowa wycinka Puszczy Knyszyńskiej. – Działo się tak, ponieważ nie dało się zupełnie upilnować tak ogromnej leśnej przestrzeni. Sytuacja zaczęła pogarszać się jeszcze bardziej po śmierci króla. Jako pierwsze pod topór szły drzewostany liściaste, ponieważ rosły na żyznych glebach, na których można było założyć uprawy. Był też popyt w nowożytnej Europie na drewno z tego regionu, w tym sosnę zwaną supraską, ale zainteresowaniem cieszyła się też dębina. Towarzyszyła temu coraz intensywniejsza kolonizacja. Jednak puszcza nie została całkowicie ujarzmiona. Wciąż były w niej dzikie, mało eksploatowane obszary.
Tak naprawdę najbardziej dramatyczne były wycinki w XX wieku, zwłaszcza podczas I wojny światowej, potem podczas sowieckiej okupacji z lat 1939-41. Ostro cięto też Puszczę Knyszyńską w latach 50. i 60., czyli w okresie wczesnego PRL.
Jeden z cytowanych przez ciebie rozmówców powiedział, że dziś wycinki prowadzi się pod same granice rezerwatów.
– Tak niestety się dzieje. Jednak wierzę, że Puszcza Knyszyńska jest wystarczająco duża, by pewne jej fragmenty – nie mam tu na myśli rezerwatów – wyłączyć z typowej gospodarki leśnej. Z pewnością potrzebujemy dyskusji o przyszłości puszczy, w atmosferze dobrego dialogu. Coraz więcej osób dostrzega las i jego funkcję rekreacyjną. Okres pandemii pokazał, jak bardzo potrzebny jest ludziom las, w którym mogą odpocząć i się zregenerować.
Były nawet pomysły powołania na obszarze Puszczy Knyszyńskiej parku narodowego.
– Ochrona przyrody wróciła tu do łask pod koniec lat 70. ubiegłego wieku, kiedy w białostockiej dyrekcji Lasów Państwowych pojawił się Krzysztof Wolfram. Wtedy zaczął powstawać plan powołania większości istniejących dziś rezerwatów. W kolejnej dekadzie powstał projekt parku krajobrazowego, który wcielono w życie pod koniec lat 80. Miał to być pewien etap w drodze do utworzenia parku narodowego. Powstała nawet jego mapa, która zakładała objęcie najwyższą formą ochrony przyrody tylko części parku krajobrazowego, dzieląc dodatkowo teren na część właściwą parku narodowego i tzw. obszar penetracji turystycznej. Skończyło się jednak na planach, a prowadzenie tzw. samorządowego weta na początku XXI wieku przekreśliło niemal całkowicie perspektywę powołania parku narodowego. Dziś utworzenie parku mogłoby być wyzwaniem. Zresztą nie jestem przekonany, czy powinien to być park narodowy w „starym stylu”.
Formuła parku narodowego, który jest trochę taką zamkniętą twierdzą, po której można się przemieszczać jedynie wyznaczonymi szlakami, po prostu się już wyczerpała.
To znaczy?
– Myślę, że formuła parku narodowego, który jest trochę taką zamkniętą twierdzą, po której można się przemieszczać jedynie wyznaczonymi szlakami, po prostu się już wyczerpała. W nowych parkach narodowych powinno się raczej myśleć o ich strefowaniu. Oczywiście są potrzebne obszary ochrony ścisłej, gdzie powinien być zakaz wstępu, ale one nigdy nie obejmują całych parków. Na pozostałym obszarze ruch turystyczny nie powinien być ograniczany jedynie do szlaków. Podobnie zbiór runa leśnego. Przecież większość odwiedzających i tak będzie się trzymała utartych ścieżek, ale ci, którzy lubią bliższy kontakt z naturą, powinni móc zobaczyć miejsca poza oficjalnymi trasami.
PAWEŁ ŚREDZIŃSKI
Napisałeś, że gdyby jednak park narodowy kiedyś powstał, to jako jego symbol widziałbyś jarząbka. To nie jest zbyt rozpoznawalny ptak. No i niezbyt charyzmatyczny...
– ... ale doskonale pasuje do Puszczy Knyszyńskiej, bo jest ona jedną z największych ostoi tego leśnego kuraka w Polsce - żyje tu ponad 2 tys. par. Jarząbek jest też takim symbolem puszczańskości, bo ten ptak lubi dziki, naturalny, nieuporządkowany las. Taki, w którym jest dużo powalonych drzew, wśród których można się skryć. Niestety, cały czas jest na liście gatunków łownych, choć nie wyrządza żadnych szkód. Powinno się natychmiast za
kazać polowań na te ptaki, nawet jeśli wykonuje się ich niewiele.
W Puszczy Knyszyńskiej są też wilki i rysie. Spotkanie tych pierwszych jest wielkim przeżyciem, choć one same nie są już wielką sensacją, w Polsce to już gatunek
powszechnie występujący. Ale ryś jest nadal w naszym kraju przyrodniczym „rarytasem”. A na dodatek w Puszczy Knyszyńskiej jest ich dwa razy więcej niż w Puszczy Białowieskiej. Dlaczego?
– Bo ulubionym pokarmem rysi są sarny, których w Puszczy Knyszyńskiej jest więcej niż w Białowieskiej. Niestety, brakuje stałego monitoringu rysi, który pozwoliłby na ciągłą kontrolę stanu ich populacji. Sam rysia nigdy nie widziałem w tej Puszczy, ale ostatniej zimy, gdy wybierałem się do źródeł rzeki Radulinki, to blisko źródliska dostrzegłem na leżącej kłodzie świeże tropy rysia. To było wspaniałe uczucie wiedzieć, że to zwierzę gdzieś tu jest.
Puszcza Knyszyńska to nie tylko miejsce dla wilków i rysi, ale także dla... bimbrowników pędzących legendarny samogon zwany „Duchem Puszczy”.
– To prawda, cały czas nielegalnie pędzi się tu ten alkohol, chociaż nie jestem jego amatorem (śmiech). Sprzyja temu duża ilość źródlisk i strumieni, które obfitują w wodę bardzo dobrej jakości. Mam jednak cichą nadzieję, że Puszcza Knyszyńska nie będzie się w Polsce kojarzyć tylko z „Duchem Puszczy” (śmiech).
Bardzo bym sobie życzył, aby Puszcza Knyszyńska była stałym punktem na trasie polskich turystów. Nie obawiam się ich masowego napływu. To raczej miejsce idealne dla indywidualnych podróżników i łazików, którzy chcą poobcować w spokoju z piękną przyrodą.