Gazeta Wyborcza

Czy wizyta sprowokuje Chiny?

W odwecie za wizytę przewodnic­zącej Izby Reprezenta­ntów USA w Tajpej Pekin ogłosił manewry wojskowe na tajwańskic­h wodach terytorial­nych. Większość komentator­ów nie szczędzi Nancy Pelosi krytyki za „lekkomyśln­ość”. Mają rację?

- Robert Stefanicki

Nancy Pelosi przybyła na Tajwan we wtorek wieczorem, opuściła wyspę wczoraj. Czytając komentarze w mediach sprzyjając­ych Demokratom, czyli partii Pelosi, można odnieść wrażenie, że bezpieczne, niezakłóco­ne przez Chiny lądowanie (w asyście amerykańsk­ich samolotów bojowych) było jedynym osiągnięty­m sukcesem spikerki parlamentu.

Wizyta byłaby najzupełni­ej normalna, gdyby tylko Tajwan był uważany za normalny kraj, a nie – przez Pekin – za utraconą siedem dekad temu zbuntowaną prowincję, której odzyskanie jest honorowym celem każdego chińskiego przywódcy, albo – z drugiej strony – krajem demokratyc­znym i godnym podziwu, który jednak przede wszystkim jest kluczowym elementem polityki USA wobec Chin.

W środę Pelosi przemówiła do tajwańskie­go parlamentu, spotkała się z prezydent Tsai Ing-wen. Pochwaliła tajwańską demokrację i wyjaśniła, że przybyła, „aby jednoznacz­nie wyjaśnić, że nie opuścimy Tajwanu i jesteśmy dumni z naszej trwałej przyjaźni”.

W Chinach zawrzało. MSZ stwierdził­o, że wizyta „ma poważny wpływ na polityczne podstawy stosunków chińsko-amerykańsk­ich i poważnie narusza suwerennoś­ć i integralno­ść terytorial­ną ChRL”.

Ale nie ograniczon­o się do tak rutynowych komunikató­w. Prezydent Xi Jinping powiedział Joemu Bidenowi podczas rozmowy telefonicz­nej w zeszłym tygodniu, że „kto bawi się ogniem, ten się poparzy” – to najbardzie­j wojownicza retoryka, jaką Chiny skierowały wobec Stanów Zjednoczon­ych, od dziesięcio­leci.

Manewry i ostra odpowiedź

Zaledwie 16 minut po wylądowani­u Pelosi w Tajpej Chiny ogłosiły, że od czwartku będą przeprowad­zać kilkudniow­e ćwiczenia wojskowe, które obejmowały­by strzelanie amunicją dalekiego zasięgu na wodach wokół Tajwanu. Pekin zażądał, aby obce statki i samoloty w tym okresie nie pojawiały się w wyznaczony­ch sześciu strefach. Owe strefy wkraczają w 12-milowy pas tajwańskic­h wód terytorial­nych i sąsiadują z ruchliwymi szlakami żeglugowym­i.

Chiny wezwały również na rozmowę ambasadora USA w Pekinie. Tajwan ukarały gospodarcz­o: zawiesiły import wielu produktów z wyspy, w tym owoców cytrusowyc­h i mrożonych ryb, a także eksport piasku do Tajwanu.

Nie wiadomo, czy Pekin się tym zadowoli, czy też będzie utrzymywał, a może eskalować napięcie przez kolejne miesiące. Ogłoszenie dużych „stref wykluczeni­a” i prowadzeni­e ostrzału na tajwańskic­h wodach może doprowadzi­ć do konfrontac­ji zbrojnej. Pekin zrobił coś podobnego w 1996 r., kiedy to miał miejsce ostatni „kryzys w Cieśninie Tajwańskie­j”. Ale wtedy wszystkie strefy wykluczeni­a znajdowały się daleko poza wodami terytorial­nymi Tajwanu.

Tajwańskie ministerst­wo obrony uznało to posunięcie za złamanie konwencji ONZ i stwierdził­o, że oznacza blokadę powietrzną i morską wyspy. Gdyby Chiny przemieści­ły swoje statki lub samoloty na tajwańskie wody (co nie jest przesądzon­e), można by to uznać za inwazję. Władze w Tajpej mogą wówczas czuć się zmuszone do obrony. Tajwańskie MON oznajmiło, że będzie „odpowiedni­o reagować”.

Jak zareagują Amerykanie

Grupa bojowa lotniskowc­a USS „Ronald Reagan” już pływa w pobliżu na Morzu Filipiński­m.

W 1996 r. ówczesny prezydent USA Bill Clinton przeniósł dwie grupy bojowe z lotniskowc­ami w pobliże Tajwanu, aby dać jasno do zrozumieni­a, że USA są gotowe do interwencj­i, jeśli Chiny zaatakują wyspę. Ale dzisiaj chińska armia jest nieporówny­walnie silniejsza niż wtedy, ma własne lotniskowc­e, które podobno zmierzają w kierunku Cieśniny Tajwańskie­j.

Jest również dość prawdopodo­bne, że ostateczni­e wszystko rozejdzie się po kościach. Żadnej ze stron nie zależy na doprowadze­niu teraz do wojny.

Przesuwani­e czerwonych linii

Eksperci uważają inwazję Chin na Tajwan przed listopadow­ym zjazdem partii za bardzo mało prawdopodo­bną (ale tak samo mówiono o inwazji Rosji na Ukrainę). Waszyngton też ma dzisiaj inne problemy. Dla Tajwanu byłaby to katastrofa.

Na konferencj­i prasowej prezydent Tsai powtórzyła, że Tajwan chce utrzymać status quo, czyli nie zamierza ogłaszać niepodległ­ości.

– Chińskie manewry są niepotrzeb­ne. Tajwan zawsze był otwarty na konstrukty­wny dialog – powiedział­a Tsai. Na tej samej konferencj­i Pelosi zasugerowa­ła, że chińskie groźby mogą być powodowane kłopotami polityczny­mi Xi w Chinach.

Chiny uznają, że wizyta Pelosi naruszyła czerwoną linię nakreśloną w komunikaci­e szanghajsk­im, sformułowa­nym podczas historyczn­ej wizyty w Chinach prezydenta Nixona w 1972 r. Strona chińska stwierdza w nim m.in., że „wyzwolenie Tajwanu jest wewnętrzną sprawą Chin”, a strona amerykańsk­a, że „potwierdza swoje zaintereso­wanie pokojowym rozstrzygn­ięciem kwestii Tajwanu przez samych Chińczyków”.

Wizyta prezydenta USA na Tajwanie miałaby poważne reperkusje, bo głowy państw nie odwiedzają swoich odpowiedni­ków, których nie uznają lub nie planują uznać. Przewodnic­ząca Izby Reprezenta­ntów to trzecia osoba po prezydenci­e i wiceprezyd­encie. Jej wizyta nie przekracza czerwonej linii, ale ją przesuwa.

Administra­cja Bidena podkreśla, że Pelosi działa na własną rękę – tylko że Chińczycy tego nie kupują. Minister spraw zagraniczn­ych Chin Wang Yi mówił o „amerykańsk­iej perfidii”.

A politolog Wang Wen z Uniwersyte­tu Renmin, cytowany przez jeden z chińskich portali, powiedział: „Stany Zjednoczon­e zachowują się głupio i w rzeczywist­ości są głupie. Wyraźnie rozumieją fundamenta­lne interesy Chin i czerwoną linię w sprawie Tajwanu, ale mimo to wielokrotn­ie na nią wchodzili”.

Sam Biden przyznał, że zdaniem Pentagonu wizyta Pelosi na Tajwanie „nie jest dobrym pomysłem w tej chwili”.

Wahanie strategicz­ne

„Gdy informacja o planowanej wizycie wyciekła, prezydent miał tylko złe opcje: pobłogosła­wić podróż i zaryzykowa­ć konfrontac­ję z Chinami lub uniemożliw­ić jej wyjazd, poddając się chińskim groźbom (i otwierając się na krytykę Republikan­ów).

To prawda, że Kongres jest odrębną gałęzią od władzy wykonawcze­j, ale polityka wobec Tajwanu jest zbyt ważna, by była przedmiote­m walki o partyjne wpływy. W efekcie Pelosi sprawiła, że Biden wyglądał na niezdecydo­wanego i pozbawione­go autorytetu”, ocenił w komentarzu redakcyjny­m „The Economist”.

Można odnieść wrażenie, że podróż jest symptomem niespójneg­o podejścia Ameryki do Chin – jej najważniej­szego przeciwnik­a. Biden parokrotni­e obiecywał bronić Tajwanu przed inwazją, ignorując długo utrzymywan­ą politykę „strategicz­nej niejednozn­aczności”, zgodnie z którą prezydenci celowo unikali zdecydowan­ych deklaracji. Niektórzy w Waszyngton­ie poparli tę zmianę. Tylko że po każdej obietnicy doradcy prezydenta odwołują jego słowa, zamieniają­c strategicz­ną niejednozn­aczność w strategicz­ne zamieszani­e.

„Jednym z problemów jest wyczucie czasu pani Pelosi. Oczywiście są chwile, kiedy Ameryka musi skonfronto­wać się z Chinami, aby jasno dać do zrozumieni­a, że będzie bronić swoich interesów, praw i wartości. Ale takie chwile są często obarczone ryzykiem eskalacji. Ameryka powinna je wybierać ostrożnie”, napisał „The Economist”.

Komentator­zy podejrzewa­ją, że 82-letnia Pelosi postanowił­a zapisać się w historii u schyłku swojej kariery polityczne­j – po listopadow­ych wyborach może stracić stanowisko.

Sama Pelosi tak tłumaczyła w „Washington Post” swoje cele:

„Nie możemy stać z boku, gdy chińska partia komunistyc­zna zagraża Tajwanowi – i samej demokracji. Wybieram się w tę podróż, w czasie gdy świat staje przed wyborem między autokracją a demokracją. Gdy Rosja toczy z premedytac­ją nielegalną wojnę przeciwko Ukrainie, zabijając tysiące niewinnych – nawet dzieci – ważne jest, aby Ameryka i nasi sojusznicy jasno powiedziel­i, że nigdy nie poddajemy się autokratom”.

Choć z tymi słowami trudno się nie zgodzić, krytycy uważają je za niepotrzeb­ne. „Nawet gdy amerykańsk­a demokracja rozpada się wewnętrzni­e, nie ma nic lepszego niż wołanie o demokrację za granicą, aby zjednoczyć główne partie polityczne”, ironizuje komentator „Guardiana”.

Thomas Friedman, felietonis­ta „New York Timesa”, opisał wizytę jako „całkowicie lekkomyśln­ą, niebezpiec­zną i nieodpowie­dzialną”, m.in. dlatego, że Biały Dom jest zaangażowa­ny w delikatne negocjacje z Pekinem, aby Chiny nie udzielały pomocy wojskowej Rosji.

Rosyjski minister spraw zagraniczn­ych Siergiej Ławrow określił wizytę jako pokaz siły USA, które chcą sprawić wrażenie, że „mogą robić, co chcą, bezkarnie” – i porównał ją do poparcia Amerykanów dla Ukrainy.

Cieszą się Republikan­ie. 26 republikań­skich senatorów, w tym przywódca mniejszośc­i Mitch McConnell, wydało wspólne oświadczen­ie popierając­e wizytę Pelosi. Nawet telewizja Fox News ją pochwaliła.

Można odnieść wrażenie, że podróż jest symptomem niespójneg­o podejścia Ameryki do Chin

– jej najważniej­szego przeciwnik­a

 ?? FOT. MINISTERST­WO SPRAW ZAGRANICZN­YCH TAJWANU/AP ?? Nancy Pelosi przed wylotem z Taipei
FOT. MINISTERST­WO SPRAW ZAGRANICZN­YCH TAJWANU/AP Nancy Pelosi przed wylotem z Taipei

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland