Donica to złe miejsce dla drzewa
Drzewo w donicy żyje 15 lat, w ażurowych skrzyniach tylko trochę dłużej. W dodatku drogo to kosztuje, ale urzędnicy nie słuchają przyrodników.
W Poznaniu nowe platany klonolistne, które wsadzono w skrzynie na placu Kolegiackim, zaczęły chorować. Liście zaczęły żółknąć, wystąpiły na nich brązowe plamy. Masowo zaczęły opadać. Diagnoza – antraknoza, choroba grzybowa.
Nowe, a już chorują
Źle się mają też drzewa w skrzyniach na ul. Święty Marcin. Po kilku latach trzeba było wymienić 10 proc. z nich. Dwa klony żółte wymienione wiosną tego roku w miejsce tych, które zmarniały, także nie wyglądają zdrowo. Rzeczniczka ZDM Agata Kaniewska uważa, że to w wyniku reakcji stresowej na zmianę warunków klimatycznych i szok termiczny.
Na ul. 27 Grudnia nowe drzewa, które proponuje miasto w miejsce rosnących dziś leszczyn, także początkowo miały być sadzone w systemie antykompresyjnym. Nie należy on do najtańszych, konieczna jest kilkuletnia pielęgnacja takich drzew, a efekty mogą być różne. Jak wyjaśnia dr Marcin Kolasiński
z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, nasadzenia w takim systemie mogą się sprawdzić, ale tylko wtedy, gdy są zrobione prawidłowo. – Jeżeli były błędy w trakcie inwestycji na różnym etapie – przygotowania podłoża, sadzenia, doboru gatunków, pielęgnacji po posadzeniu, to wtedy drzewa mogą paść – mówi naukowiec.
Drzewo nie marchewka
– Jak można takie drzewo spakować w donicę i wierzyć, że przetrwa? Przecież system korzeniowy często jest podziemnym odbiciem korony. Druga rzecz to brak osłonięcia korzeni zimą. W ziemi mają naturalną ochronę, w donicy chroni je trochę materiału, z którego została wykonana, i ziemia w nią wsypana. Zbyt mało – mówi Mikołaj Marucha z Godziny dla Kalisza.
Zdaniem dr. Kolasińskiego drzewo zasadzone w systemie antykompresyjnym, jeśli wszystko odbyło się zgodnie ze sztuką, może dożyć do kilkudziesięciu lat. Drzewo w donicy – maksymalnie 15-20. I to przy prawidłowej pielęgnacji.
Według Anety Mikołajczyk, członkini Koalicji ZaZieleń Poznań, drzewa w donicach się nie sprawdzają, podobnie jak systemy antykompresyjne. Rosnące tam okazy nie tylko krócej żyją, wymagają więcej pracy, ale też są znacznie mniejsze od tych, które zostały zasadzone wprost do gruntu. – Drzewo nie rośnie jak marchewka. Rozrasta się jak talerz. Korzenie żywicielskie, dzięki czemu drzewo żyje, znajdują się 30 cm pod nawierzchnią. Trudno więc oczekiwać, że pod 30-centymetrową warstwą betonu będą rosły i rozwijały się normalnie. Oprócz miejsca musi mieć też odpowiednią ilość tlenu. Korzenie powinny być równo nawodnione, a nie wiadomo, czy są – zwraca uwagę Mikołajczyk.
Podkreśla, że samo nawadnianie odbywa się w sposób nieekologiczny i nieekonomiczny, woda pochodzi bowiem z wodociągów. – Tereny
zielone powinny w mieście retencjonować wodę, a jeśli zabetonowujemy całą przestrzeń wokół, to następuje jej spływ powierzchniowy – wyjaśnia Mikołajczyk.
Jej zdaniem nowe miejskie nasadzenia nie są w stanie przetrwać nawet 10 lat. – Bo wszystko im przeszkadza: ciągłe inwestycje, przebudowy, remonty. Drzewa potrzebują kilku lat, by się w ogóle przyjąć.