Gazeta Wyborcza

12 ofiar wypadku w Chorwacji

12 osób nie żyje, a ponad 30 jest rannych. Ponad dobę zajęło służbom ratunkowym ustalenie tożsamości pasażerów, którzy przeżyli wypadek. Na tę informację czekały rodziny pielgrzymó­w.

- Katarzyna Jaroch, Aleksander Sławiński, Zuzanna Kot

Do wypadku doszło w sobotę ok. godz. 5.40 na 62. kilometrze autostrady A4 w kierunku Zagrzebia na północy kraju. Autokar przebił barierę ochronną i wpadł do rowu. Został całkowicie rozbity. Od początku chorwackie służby informował­y o wielu zabitych i rannych. Po kilku godzinach oficjalnie potwierdzi­ły: 12 osób nie żyje – 11 zmarło na miejscu, kolejna w drodze do szpitala, a 34 osoby są ranne, w tym 19 ciężko. Wśród ofiar śmiertelny­ch jest kierowca autokaru. Ranni są w kilku chorwackic­h szpitalach. – Mają ciężkie obrażenia rąk, nóg, kręgosłupa, żeber i kości twarzy – przekazał jeden z tamtejszyc­h lekarzy w sobotę po południu.

Pojazd był sprawny

Autokar wiózł pielgrzymó­w do znanego wśród katolików sanktuariu­m w Medjugorie. Został wynajęty przez warszawski­e biuro U Brata Józefa organizują­ce pielgrzymk­i. Z jego usług skorzystal­i wierni w różnych częściach Polski. Dlatego z każdą godziną rozszerzał­a się lista miejscowoś­ci, z których pochodzą poszkodowa­ni. Najwięcej z Konina, ale także z Jedlni koło Radomia, Sokołowa, Warszawy, Płońska…

Autokar wyruszył z Warszawy dzień przed wypadkiem o godz. 9, po drodze zabierał kolejne osoby. Jak przekazała nam siostra Ewelina z Kaplicy Wieczystej Adoracji w Jedlni, pasażerowi­e, którzy wybierali się na pielgrzymk­ę, zebrali się przed kaplicą. – Wsiadło 10-11 osób, w tym jedna nasza siostra, większość z innych wsi wokół Radomia – opowiada. Także z Konina w woj. wielkopols­kim pochodziło dziesięć osób z dwóch parafii. Wieczorem autokar przekroczy­ł granicę z Czechami na przejściu w Mszanie. Do Medjugorie pielgrzymi mieli dojechać w sobotę wczesnym popołudnie­m.

Jarosław Miłkowski, organizato­r pielgrzymk­i z biura U Brata Józefa, od razu w sobotę pojechał na policję, by złożyć wyjaśnieni­a w sprawie. Przy wyjazdach współpraco­wał z firmą przewozową z Płońska, która woziła pielgrzymó­w już od kilku lat. Z Płońska pochodził też kierowca, który zginął w wypadku. – Pojazd był sprawny, a kierowcy mieli duże doświadcze­nie, kadra była naprawdę dobra. Nie wiem, co się stało – mówi nam właściciel firmy Jacek Antoszkiew­icz. Obaj kierowcy byli jego pracownika­mi. Zapewnił też, że byli wypoczęci: – Jeden z nich wrócił z urlopu, drugi dzień wcześniej odpoczywał. Nie zgłaszali żadnych problemów na trasie. To na pewno nie jest wina pojazdu. Nie wiem, jak doszło do wypadku, ale to dla mnie tragedia. Jestem załamany.

W oficjalnym komunikaci­e Ministerst­wo Infrastruk­tury potwierdzi­ło, że pojazd, który się rozbił, został wyprodukow­any w 2011 r. i miał wszystkie wymagane prawem przeglądy. Badanie techniczne przeszedł w czerwcu i było ważne do grudnia. Także właściciel biura podróży ma dobre zdanie o przewoźnik­u. – Nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń – mówi Miłkowski.

Sam Miłkowski również miał być na pokładzie feralnego autokaru jako pilot. – Ale musiałem odwołać wyjazd z powodu pogrzebu matki – mówi nam.

Polska delegacja w Zagrzebiu

W sobotę po południu do Zagrzebia poleciał samolot z polską delegacją. Byli w niej minister zdrowia Adam Niedzielsk­i oraz wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Z nimi polecieli psycholodz­y i medycy. – Chciałem zapewnić wszystkich, że pacjenci, którzy doznali obrażeń, są tutaj pod świetną opieką – podkreślił w Zagrzebiu Niedzielsk­i. – Chorwacki system ochrony zdrowia zrobi wszystko, żeby pomóc polskim rannym – zapewnił też minister zdrowia Chorwacji Vili Beroš. Po przyjeździ­e polskiej delegacji do Zagrzebia obaj ministrowi­e pojechali do szpitali, w których przebywają ranni w wypadku. Wieczorem samolot rządowy wrócił do Warszawy, zabierając na pokład pierwszych czterech pielgrzymó­w, którzy byli w stanie wrócić do Polski. Na Okęciu wylądowali około północy.

Dla rodzin pielgrzymó­w to były trudne godziny. Choć MSZ uruchomiło infolinię, ludziom trudno było zdobyć informacje o stanie ich bliskich. Dla niektórych te pierwsze godziny były gehenną. Rodziny długo nie wiedziały – nawet jeszcze w niedzielę po południu – kto zginął, a kto jest ranny. – Na rządową infolinię nie mogliśmy się najpierw dodzwonić, potem się okazało, że nic o mamie nie wiedzą. W parafii też nie mieli żadnych wiadomości – opowiadali córka i zięć poszkodowa­nej z Konina.

Ludzie prosili dziennikar­zy o pomoc w uzyskaniu informacji. – Dzwonią do nas, bo skarżą się, że panuje informacyj­ny chaos – mówiła nam Iwona Krzyżak, lokalna dziennikar­ka z Konina.

A wiadomo było, że ofiary śmiertelne są właśnie wśród pielgrzymó­w z tego miasta. Taką informację przekazał w rozmowie z „Wyborczą” ks. prał. dr Artur Niemira, rzecznik prasowy biskupa włocławski­ego i kurii diecezjaln­ej, choć zastrzegał w sobotę, że to wiadomości wciąż niepotwier­dzone oficjalnie. – Opieramy się jedynie na relacji jednego z księży, który jest w szpitalu – mówił.

Emocji było mnóstwo. – Z ofiarami wypadku jest utrudniony kontakt, a ranni nie mają przeważnie przy sobie telefonów komórkowyc­h, bo zostały w autokarze. Nie mają też przy sobie dokumentów. Leżą w różnych szpitalach, na różnych oddziałach. Do MSZ trudno się dodzwonić. Rodziny odchodzą od zmysłów – opowiadała nam mieszkanka Konina.

Ustalić tożsamość

Właśnie z tych powodów tak trudno było potwierdzi­ć, kto przeżył, a kto w wypadku zginął. Mówi nam o tym st. sierż. Patryk Chmarycz, jeden z policjantó­w, którzy jak co roku są w Chorwacji i wspierają tamtejsze służby w czasie wakacji, gdy Polaków nad Adriatykie­m jest najwięcej. Od razu po wypadku autokaru zostali skierowani do pomocy przy poszkodowa­nych. Na miejscu byli już cztery godziny po tragedii.

Funkcjonar­iusze w niedzielę rano spotkali się w polskiej ambasadzie w Zagrzebiu. – Wróciliśmy po całej nocy spędzonej w szpitalach, gdzie ustalaliśm­y tożsamość poszkodowa­nych. Powiadamia­liśmy rodziny rannych i bliskich tych osób, których tożsamość udało nam się ustalić. Podtrzymuj­emy na duchu polskich pacjentów, staramy się dać im jak najlepsze wsparcie psychologi­czne – mówi policjant. Z jego relacji wynikało, że jeszcze w niedzielę około południa 15 uczestnikó­w pielgrzymk­i wciąż było zakwalifik­owanych jako NN. – Nie możemy się z nimi porozumieć, a nie mają przy sobie dowodów osobistych ani paszportów. Ale pojedziemy zaraz do nich do szpitali ponownie i będziemy próbować jeszcze raz. Gdy tylko nam się uda, skontaktuj­emy się z ich rodzinami w Polsce – dodał.

Dwie godziny później polska policja podała, że udało się zidentyfik­ować wszystkie osoby, które przeżyły wypadek. Potem miała się zacząć identyfika­cja ofiar śmiertelny­ch.

Wśród osób, o których nie ma wiadomości, są pielgrzymi z Mazowsza. – W pielgrzymc­e brały udział cztery osoby z naszej parafii, piąta była siostra Janina [ze zgromadzen­ia nazaretane­k], która posługuje u nas w Kaplicy Wieczystej Adoracji – mówi nam ks. Janusz Smerda, proboszcz parafii św. Mikołaja w Jedlni koło Radomia. – Wiemy, że trzy osoby są w szpitalu. Jedna z naszych parafianek jest po operacji nogi i czuje się już dobrze. Druga jest świadoma, ale poturbowan­a. Trzecia prawdopodo­bnie jest w śpiączce, ale nie wiemy, czy po operacji, czy po prostu jest nieprzytom­na.

– Ich rodziny są już na miejscu – dodaje duchowny. – Wiem, jakie trudności napotykają na miejscu. Trzeba jeździć od szpitala do szpitala, są też trudności w porozumiew­aniu się – mówi duchowny.

Od razu w sobotę Prokuratur­a Okręgowa w Warszawie zapowiedzi­ała wszczęcie śledztwa po wypadku z artykułu o możliwości sprowadzen­ia katastrofy w ruchu lądowym.

Choć Ministerst­wo Spraw Zagraniczn­ych uruchomiło infolinię, ludziom trudno było zdobyć informacje o stanie ich bliskich. Dla niektórych te pierwsze godziny były gehenną. Rodziny długo nie wiedziały – nawet jeszcze w niedzielę po południu – kto zginął, a kto jest ranny

 ?? FOT. AP ?? ▲ Służby pracują na miejscu wypadku polskiego autokaru w Chorwacji
FOT. AP ▲ Służby pracują na miejscu wypadku polskiego autokaru w Chorwacji

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland