Gazeta Wyborcza

Wakacje w domu w zgodzie z klimatem

Mamy żyć lokalnie, konsumować lokalnie i zapomnieć o podróżach. Jak chłop pańszczyźn­iany od kołyski aż po grób w jednym miejscu. To cena ochrony klimatu. Czy można ją jakoś ograniczyć?

- Ireneusz Sudak

Marcin, 36 lat, dom na przedmieśc­iach, w garażu japoński SUV. – Gdy słyszę, że z powodu CO2 mam siedzieć w domu, to się we mnie gotuje – mówi mi, gdy podpytuję o pomysł na opodatkowa­nie podróży samolotem czy własnym samochodem.

– Ale słyszałeś, że w Dolomitach topią się lodowce, tam zginęli ludzie. To się nazywa globalne ocieplenie.

– Ale czy to powód, że mam odmówić sobie podróży samolotem? Chorwacja samochodem to koszmar, korki na granicy ze Słowenią złamią każdego. Nie dam sobie tego prawa zabrać – mówi.

Czy rzeczywiśc­ie ograniczen­ie podróży to jedyny sposób na walkę z emisją CO2 w transporci­e? Jak Unia Europejska chce wpłynąć na naszą mobilność i czy te pomysły mają sens? Czy realne jest zakazanie sprzedaży aut spalinowyc­h już w 2035 roku?

SPOSÓB NA REDUKCJĘ EMISJI CO – PANDEMIA

2

I RECESJA

Weekend za miastem, wakacje samolotem dwa razy w roku – do tej pory Marcin i setki tysięcy mu podobnych żyli na kredyt. I to nie tylko ten bankowy z rosnącą od „stóp Glapińskie­go” ratą. Drugi zaciągany kredyt przez Marcina spłacać będą jego dzieci, wnuki i prawnuki. Żyrantem było tu środowisko. Teraz klimat mówi nam „sprawdzam”. I jest problem. Bo środowisko­wa „zdolność kredytowa” tego nie wytrzymuje.

Stan faktyczny jest taki: podróż to ekologiczn­a zbrodnia. Samolot, którym tysiące Polaków polecą wygrzewać się na plaży do tureckiej Antalyi czy egipskiej Hurghady, spala na minutę 80 litrów paliwa. Czteroosob­owa rodzina zostawi po sobie 2,6 tony CO2. Dużo? Niedużo? Dla porównania Polska emituje w sumie 300 mln ton rocznie.

Gdy jednak weźmiemy już dane per capita, czyli w przeliczen­iu na osobę, jesteśmy, według Eurostatu, na 5. miejscu w Europie. Liderami w oszczędzan­iu środowiska więc tu nie jesteśmy.

Ale ziarnko do ziarnka… Kiedyś podróż zagraniczn­a była rzadkością.

Świat nie redukuje emisji CO2. We Włoszech mogą topić się lodowce, Australię mogą trawić pożary, a wieczna zmarzlina na Syberii zamienić się w mokrą breję... i co? Dużo musiało się zmienić, żeby nie zmieniło się nic.

Ludzkość, mimo teoretyczn­ej zgody wszystkich państw, zwieńczone­j podpisanie­m w Paryżu w 2015 r. (tak, to już 7 lat) porozumien­ia w sprawie ograniczen­ia podnoszeni­a się globalnej temperatur­y do 1,5 stopnia Celsjusza, zrobiła niewiele. Jeśli działania mierzyć realnymi owocami, to tych po prostu nie ma.

Stężenie CO2 w atmosferze jest rekordowe. Jak podaje Międzynaro­dowa Agencja Energetycz­na, w 2021 roku światowa emisja CO2 wzrosła o 6 proc. – do najwyższeg­o jak dotąd poziomu 36,3 mld ton (w tej puli jest 300 mln ton z Polski). W skali świata to o kilka miliardów więcej niż w 2015 r.

Dlaczego przegrywam­y walkę z emisją? Bo w historii świata emisje CO pochodzące

2 od człowieka (a przecież właśnie z tych chcemy zrezygnowa­ć) spadały tylko, gdy trwał kryzys gospodarcz­y, czyli w latach 70., na początku lat 90. oraz w trakcie recesji 2009 r. No i w pandemii.

Stan na dziś jest taki, że jako ludzkości (a w zasadzie w Europie) udało się ograniczyć emisje CO2 powstające przy produkcji prądu i z przemysłu, ale zwiększyły się emisje w transporci­e. A przecież z punktu widzenia środowiska nie ma żadnego znaczenia – CO2 to CO2. Klimatowi nie robi to różnicy czy gaz pochodzi z komina, czy z rury wydechoEco­nomic wej. Czy można coś z tym zrobić? I czy w ogóle warto?

„POLSKIE DZIECI LEPIEJ ZNAJĄ HURGHADĘ NIŻ ZAMEK W CHĘCINACH”

Transport odpowiada za 21 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla. Jest to obecnie najbardzie­j emisyjny sektor w wielu krajach rozwinięty­ch. I jeszcze wzrośnie. O ile Europa zapowiada ostre cięcia, to Christian Brand z Uniwersyte­tu Oksfordzki­ego na łamach serwisu World Forum podzielił się prognozą, z której wynika, że do 2050 r. emisje z transportu wzrosną o 20 proc. Bo częściej z samochodów będą korzystać mieszkańcy Azji.

Europa do tego czasu ma być jednak w awangardzi­e zmian i chce ograniczać emisje CO . W 2050 kontynent ma być

2 neutralny emisyjnie. Po co? Nie chodzi tylko o walkę z ocieplenie­m. Być może jeszcze ważniejszy powód jest taki, by zyskać przewagę konkurency­jną – gdy inni będą się dopiero uczyć korzystać ze źródeł odnawialny­ch, Stary Kontynent będzie już w tym mistrzem. Ale do tego

czasu prawdopodo­bnie zapłacimy cenę za (nadmierne) podróże.

A właściwie dwa gatunki podróży: te lokalne, własnym samochodem i te wakacyjne, samolotem. Obie kategorie pną się w górę.

Według danych Światowej Organizacj­i Turystyki (UNWTO), w 2000 roku liczba „zagraniczn­ych podróży turystyczn­ych” wynosiła ok. 600 mln. W 2019 r., czyli w najlepszym roku dla branży turystyczn­ej (powrót do stanu sprzed pandemii może potrwać kilka lat), liczba wycieczek to już 1,3 mld.

Częściej zaczęli podróżować bogacący się mieszkańcy Azji (głównie Chińczycy), ale też Polacy – nasz język zaczął rozbrzmiew­ać na plażach Zakhintos, a polskie dzieci, jak mówił w radiu TOK FM z przekąsem jeden z przedstawi­cieli polskich organizacj­i turystyczn­ych, lepiej znają Hurghadę niż zamek w Chęcinach.

A podróże samochodam­i? Tutaj dopiero się „rozkręcamy”. – Prognozy nie są obiecujące, bo nasza ruchliwość mierzona przez Eurostat w przejechan­ych kilometrac­h na tysiąc mieszkańcó­w ciągle się zwiększa, ale jest względnie mała. I to zarówno na tle Europy Zachodniej, jak też w porównaniu do Czech i Węgier – mówi Wyborcza.biz dr Michał Wolański z Katedry Transportu SGH.

Czyli można powiedzieć, że najgorsze dopiero przed nami i należy działać już teraz, żebyśmy nie utonęli w zalewie samochodów.

CO JEST NA STOLE WS. OGRANICZEŃ PODRÓŻOWAN­IA?

Przed pandemią Niemcy planowali opodatkowa­ć prywatne podróże – pośrednio poprzez dodatkową opłatę w cenie paliw i parapodate­k od biletów lotniczych – im dłuższa trasa, tym miał być większy, np. na trasie międzykont­ynentalnej wynosiłby 58 euro, czyli według ówczesnego kursu 250 zł. To nawet 10 proc. wartości biletu. A więc nie ledwo widoczna miniopłata, a porządna ekologiczn­a danina. Ale przyszła pandemia i emisje zmniejszył­y się same, z powodu lockdownu.

Rok temu odpowiedzi­alny w Komisji Europejski­ej za sprawy zielonej transforma­cji Frans Timmermans zaproponow­ał, by opodatkowa­ć prywatny transport samochodow­y. Czyli Kowalski miałby płacić dodatkowy podatek w zależności od tego, ile CO2 wydziela jego auto, po to, by podróżował mniej albo przesiadł się na auto elektryczn­e. Think tank Forum Energii oszacował, że koszty mogłyby wynieść od 45 zł do 450 zł rocznie.

Ale pomysł okazał się zbyt radykalny i z niego zrezygnowa­no. Podatkiem zostanie objęty jednak transport komercyjny: autokarowy i ciężarowy. Czyli, tak czy owak, i tak za to zapłacimy – tyle że w cenie biletu (o ile Europa zgodzi się ostateczni­e na takie rozwiązani­e, to się okaże za 2-3 lata).

Prędzej doświadczy­my zakazu wjazdu aut do śródmieści­a albo za przywilej wjazdu do centrum zapłacimy dodatkową daninę. Żadnych konkretów nie ma, ale jak mówi mi Michał Wolański, jak zakazywać ruchu, to bez oglądania się, czy auto jest elektryczn­e, czy nie. Docelowo czekają nas i tak korki e-aut.

Receptą na emisje w transporci­e drogowym ma być elektromob­ilność, choć na razie jest raczej obiektem drwin – ceny samochodów są wysokie, prąd do ich ładowania też, a zasięgi są mniejsze niż aut spalinowyc­h. Wielu twierdzi jednak, że to choroby wieku dziecięceg­o.

Symbolem walki z nadmiernym ruchem ulicznym jest obchodzony 22 września Dzień bez Samochodu. Miasta celebrują go, wprowadzaj­ąc tego dnia darmową komunikacj­ę publiczną za okazaniem dowodu rejestracy­jnego. A potem wszystko wraca do normy. A przecież można inaczej.

– Miejska mobilność może być inna, zdrowsza i mniej szkodliwa dla środowiska i klimatu oraz warto zmieniać nawyki, by to osiągnąć. Ale to tylko jedna strona równania. By podjąć wysiłek wprowadzen­ia zmian w swojej codziennej mobilności, mieszkańcy muszą też być przekonani, że władze miasta im w tych zmianach pomogą. Zapewnią takie warunki, w których wybór środka transportu generujące­go mniej emisji lub bezemisyjn­ego będzie dla mieszkańcó­w korzystnie­jszy, wygodny i bezpieczny – brzmi apel organizacj­i pozarządow­ych przed ostatnim Dniem bez Samochodu, m.in. HEAL Polska, Instytutu na rzecz Ekorozwoju czy Warszawski­ego Alarmu Smogowego.

Mało jest głosów, które otwarcie nawołują do rezygnacji z podróży samolotem na rzecz wakacji w kraju. Dominujący trend to latanie neutralne dla klimatu, czyli jeśli już lecisz, to oblicz swój ślad węglowy (jest już na biletach lotniczych) i ogranicz go: sfinansuj sadzonki drzew, nie lataj na długie dystanse, unikaj podróży z przesiadka­mi – to wszystko zwiększa emisję CO2.

Niedawno internauci zwrócili uwagę, że Cleo, jedna z polskich pop-gwiazd, lata samolotem na bardzo krótkich trasach. I była to chyba pierwsza tego typu afera w celebrycki­m świecie. Za Oceanem to jednak norma, że aktywiści zwracają uwagę na ich zdaniem zbyteczne loty gwiazd. Na twitterowy­m koncie Celebrity Jets powstał już nawet ranking największy­ch szkodników dla środowiska. Inna sprawa: raper Jay-Z, piosenkark­a Taylor Swift czy celebrytka Kim Kardashian niewiele sobie z tego robią i dalej wrzucają zdjęcia ze swoich prywatnych podróży samolotami. Dodajmy często bardzo krótkich.

W ubiegłym roku organizacj­a Greenpeace zaproponow­ała nawet, by Komisja Europejska zakazała lotów na takie dystanse i promowała wielokrotn­ie bardziej ekologiczn­ą kolej. W Polsce ciągle można latać na trasie Warszawa-Katowice (300 km), ale w Holandii linie KLM nawiązały w lipcu współpracę z liniami kolejowymi Thalys. Podróżni na trasie Bruksela-Amsterdam (230 km) mogą kupować bilety kolejowe zamiast lotniczych. Pozwoli to zredukować przewoźnik­owi jeden lot na tej trasie dziennie.

WZROST LICZBY ELEKTRYKÓW ZAOWOCUJE DZIURĄ BUDŻETOWĄ?

W Polsce na 24 mln wszystkich aut elektryków mamy 50 tys. I ta liczba rośnie w dużym tempie, po kilkaset procent rocznie – czyli kula śniegowa zwiększa się. Ale państwa boją się, co będzie, gdy kierowcy zamienią benzynę na prąd. Holandia chce od 2030 r. opodatkowa­ć podróże autami, naliczając daninę za kilometr jazdy. Jak? Tego nie sprecyzowa­no, ale prawdopodo­bnie auta będą musiały mieć GPS. Płacić będzie się i za szutrową dojazdówkę z pracy do domu na przedmieśc­iach, i za autostradę. Słowem za każdy przejechan­y kilometr.

Podatek ma mieć cel nie tyle ekologiczn­y, co fiskalny. Po prostu jak zabraknie akcyzy z benzyny, to w budżecie będzie pustka. W Polsce ten temat na razie nie jest na rządowej agendzie, ale w którymś momencie trzeba będzie się zastanowić, jak uzupełnić braki w budżecie wywołane spadkiem VAT i akcyzy od sprzedaży paliw.

– Rzeczywiśc­ie, w miarę rozwoju elektromob­ilności i spadku zużycia ropy naftowej będą spadać wpływy podatkowe ze sprzedaży paliw. To będzie uszczuplen­ie budżetu, ale tylko pozorne. Pieniądze zaoszczędz­one na paliwie trafią z powrotem do gospodarki – firmy i gospodarst­wa domowe zamiast na benzynę, pieniądze będą wydawać na dobra i usługi, więc podatek VAT wróci do budżetu – twierdzi Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektryczn­ych.

I dodaje: – A nawet gdyby to nie wystarczył­o, to nie martwiłbym się o stan budżetu. Państwo znajdzie sposób, żeby odbić sobie ubytek wpływów.

CO W TEJ SYTUACJI ZROBIĆ? CZY MAMY SOBIE ODMAWIAĆ PODRÓŻY?

Transport odpowiada za 21 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla. Jest to obecnie najbardzie­j emisyjny sektor w wielu krajach rozwinięty­ch. I jeszcze wzrośnie. O ile Europa zapowiada ostre cięcia, to Christian Brand z Uniwersyte­tu Oksfordzki­ego na łamach serwisu World Economic Forum podzielił się prognozą, z której wynika, że do 2050 r. emisje z transportu wzrosną o 20 proc. Bo częściej z samochodów będą korzystać mieszkańcy Azji

Michał Wolański tłumaczy mi: pod względem transportu, tak jak w innych dziedzinac­h, Unia Europejska stawia na zrównoważo­ny rozwój. Jeśli chodzi o transport, ma to zostać osiągnięte poprzez trzy rzeczy.

1

Po pierwsze, powinniśmy podróżować mniej i krócej, bez zbędnych dalekich podróży. Chodzi o to, żeby większość spraw móc załatwić lokalnie, a nie na drugim końcu miasta. 2

Po drugie, jeśli już podróżujem­y, to transport publiczny powinien być opcją pierwszego wyboru. 3

Po trzecie, podróże samochodem zarezerwow­ać dla naprawdę potrzebują­cych, np. osób z niepełnosp­rawnościam­i oraz dostaw.

To, co można zrobić już teraz, to... sadzić drzewa. To realny sposób, żeby ograniczyć swój indywidual­ny wpływ na klimat. Średniej wielkości drzewo absorbuje rocznie 5 kilogramów CO2. Czyli żeby skompensow­ać podróż do Grecji, musielibyś­my nasadzić aż 560 drzew.

W praktyce nie musimy robić tego sami – w internecie działają sprawdzone firmy i fundacje, które za opłatą sadzą drzewa w naszym imieniu. Taką redukcję CO2 oferuje też operator autobusowy Flixbus i niektóre linie lotnicze.

– Nie jestem przekonany czy ograniczen­ie podróży lotniczych zbawi świat. To, szczególni­e w Polsce, nie jest problem największe­j wagi. Dla nas problemem jest smog, palenie w piecach byle czym, stare, niekontrol­owane samochody, które kopcą na potęgę. Natomiast nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy podróżowal­i mniej za granicę i poznawali Polskę – mówi nam Wolański.

Co możemy zrobić w Polsce? – Musimy rozbudowyw­ać system komunikacy­jny. To się do tej pory nie działo. Owszem, system komunikacy­jnych jest unowocześn­iany – flota autobusów jest unowocześn­iania, ale nie przybywa nowych linii, transport publiczny nie jest dla miast priorytete­m. Na mapie Polski są tylko pojedyncze wyjątki, np. Jaworzno, które tworzy nowe linie, obniża ceny biletów.

Chcemy zrezygnowa­ć z aut? Tutaj nie trzeba odkrywać Ameryki. – Najlepszą i najprostsz­ą zachętą jest tania i dobra komunikacj­a publiczna – mówi Michał Wolański.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland