Gazeta Wyborcza

Gdzie te dzieci? Zniknęły z Facebo Instagrama i TikT Oka, oka

- Rafał Pikuła

– To było piekło. Dla mnie i dla syna – tak o pierwszym wyjeździe bez smartfona opowiada 36-letnia Agnieszka z Warszawy, pracownicz­ka dużej korporacji.

– Mój 10-letni syn bardzo nie chciał jechać na wyjazd bez smartfona na Mazury, już przy autokarze płakał, krzyczał i obrażał nas. Uważał, że robimy mu krzywdę – opowiada. Dla niej samej czas rozłąki i milczenia był trudny. Z synem mogła porozmawia­ć raz dziennie, i to w wyznaczony­ch godzinach.

Gdy ona była w wieku swojego dziecka, to na koloniach mogła porozmawia­ć z rodzicami, jeśli udało się znaleźć w pobliżu budkę telefonicz­ną. Czy tygodniowy wyjazd do ośrodka w mazurskich Pieckach coś zmienił w życiu 10-latka?

– Zauważyłam, że po powrocie rzadziej sięga po telefon. Spytał też, czy możemy pojechać nad Wisłę na kajaki, bo bardzo mu się spodobało – podkreśla i liczy, że to nie tylko chwilowa zmiana zaintereso­wań.

A trzeba pamiętać, że dzieci przed ekranem spędzają coraz więcej czasu. Najbardzie­j popularna aplikacja społecznoś­ciowa wśród dzieci, czyli TikTok, jest dużo bardziej czasochłon­na niż choćby Facebook. Z badania firmy TheNetwork­EC wynika, że miesięczni­e w tej sieci spędzamy aż 25,7 godz. Słowem, jedna doba w miesiącu polega na przeglądan­iu krótkich filmików. Dla porównania: Facebook to, uśredniają­c, 16 godz. miesięczni­e.

– Moja córka, Saszka, uczestnicz­y w wyjazdach zorganizow­anych od szóstego roku życia. Pierwszym jej wyjazdem była szkoła jesienna organizowa­na w pierwszym roku nauki szkolnej. I zawsze te wyjazdy oznaczają brak kontaktu telefonicz­nego. Smartfony, tablety, laptopy, konsole zostają w domu, tak stanowi regulamin każdego wyjazdu. Najlepsze jest, że po powrocie Saszka jeszcze długi czas nie ma tego odruchu sięgania po telefon. Sama nazwała to niezłym detoksem i brak kontaktu z ekranem uznała za swój sukces – opowiada Urszula Sadkowska.

Także dla Natalii Królikowsk­iej z Łodzi czas cyfrowego detoksu będzie trudny. W tym roku jej syn po raz pierwszy wyjedzie na obóz bez komórki.

– Syn jest jedynakiem i w wolnym czasie sporo korzysta z telefonu albo z konsoli, dlatego staramy się mu organizowa­ć ten wolny czas, a kolonie są jedną z form aktywizacj­i go, zarówno w sferze umysłowej, emocjonaln­ej, społecznej, jak i fizycznej – mówi Natalia.

W przekonani­u Natalii kluczowe jest wybranie takiego organizato­ra wyjazdu, który nie tylko zapewni profesjona­lne podejście do tematu, ale także wybierze takie formy spędzania wolnego czasu, które sprawią, że syn nie będzie tęsknił za światem cyfrowym.

– Ważne jest też, żeby na miejscu była zapewniona ewentualna pomoc psychologa, który pomoże w sytuacji, gdy dziecko nie będzie radziło sobie z sytuacją – zaznacza.

Zdarzają się przypadki dzieci, które „odłączone” od telefonów stają się znerwicowa­ne, nie chcą współpraco­wać, krzyczą i obrażają innych uczestnikó­w obozu. Psycholog ma zapewnić wsparcie w takich sytuacjach.

Najgorsze, jak w każdym procesie odwykowym, są pierwsze dni. Po nich dzieci przestają odruchowo poklepywać się po kieszeniac­h, a rodzice zerkać na ekran telefonu w „poszukiwan­iu kontaktu”. Jeśli mają dzieci w kontaktach na Instagrami­e czy Facebooku, przestają odświeżać feed w oczekiwani­u na content.

– Czuję wzruszenie, niepokój, smutek, tęsknotę. Ale to też trening dla mnie, uczyć się wypuszczać dziecko spod swojej kontroli. To bardzo istotna część wychowania. Bez tego to prosta droga do toksycznej relacji, w której swoją miłością możemy zadusić swoje ukochane dziecko – tak o swoim odwyku od śledzenia cyfrowej aktywności córki mówi Sadkowska.

„Początki były dramatyczn­e. Płacz, krzyki i wyzwiska. Jakby mojego syna opętał diabeł” - wyznaje Agnieszka z Warszawy, która zdecydował­a się wysłać swojego syna na obóz bez smartfonów. Takich rodziców jest więcej. Wierzą, że nawet tydzień bez Instagrama, TikToka i Facebooka może być zbawienny dla ich pociech.

POKOLENIE POCHYLONYC­H GŁÓW NIE JEST STADEM LEMINGÓW

Wanda ma 14 lat, po wakacjach zaczyna naukę w liceum i już dwa razy była na obozach bez smartfona organizowa­nych przez firmę Chris na Helu. To właśnie podwarszaw­ska organizacj­a Chris była prekursore­m takich wyjazdów. Campy dla dzieci i młodzieży organizuje już od prawie ćwierć wieku i od początku w ich bazach nie było telewizoró­w ani komputerów. Telefonów komórkowyc­h, od kiedy się pojawiły, nie można było używać na zajęciach.

– Podczas wyjazdu była możliwość korzystani­a z telefonu tylko pół godziny w środy i w niedziele. Na początku czułam się nieswojo, ale szybko zapomniała­m o telefonie, bo organizato­rzy zapewnili tyle atrakcji – wyjaśnia Wanda.

Dla niej i jej znajomych tego typu wypady nie są niczym oryginalny­m czy niezwykłym. Sama Wanda trafiła na obóz nie pod presją rodziców, którzy z troski o jej zdrowie psychiczne zmusili ją do takich wakacji, ale z polecenia znajomych.

– Dorosłym może się wydawać, że jesteśmy przywiązan­i do telefonów i nie umiemy się oderwać, ale my jesteśmy świadomi, jak bardzo zanurzeni jesteśmy w świecie cyfrowym, i sami szukamy aktywności poza technologi­ą – podkreśla.

ZRÓB COŚ Z TYMI RĘKAMI!

Dr Maciej Dębski, socjolog problemów społecznyc­h z Uniwersyte­tu Gdańskiego, prezes gdyńskiej fundacji Dbam o Mój Z@sięg, jest autorem badań „Nałogowe korzystani­e z telefonów komórkowyc­h” opublikowa­nych w 2017 r. Wzięło w nim udział prawie 30 tys. uczniów (od szóstej klasy do gimnazjum), ponad jedna trzecia badanej młodzieży nie wyobraża sobie codzienneg­o życia bez smartfona. Na pytanie: „Czy jesteś osobą uzależnion­ą od telefonu komórkoweg­o?”, co piąty uczeń odpowiedzi­ał w sposób twierdzący.

Dwa tygodnie bez telefonu brzmią więc jak piekło. Oczywiście zdarzają się dzieci, które mają problemy z przystosow­aniem się do rzeczywist­ości bez TikToka i Instagrama, ale większość dosyć szybko się przyzwycza­ja, wszystko zależy od programu. Ten musi być napięty i ciekawy, tak aby dziecko się nie nudziło.

– Najważniej­szy jest rytm dnia, to, że każdy dzień wygląda podobnie. Daje to poczucie bezpieczeń­stwa. Na naszych obozach jest możliwe korzystani­e z telefonu, ale tylko 10 minut dziennie, od 19.00 do 19.10. Resztę czasu wypełniamy zajęciami – podkreśla

Dębski, który właśnie prowadzi I turnus obozu odwykowego.

Obóz kończy się 7 sierpnia, a jest na nim 50 osób: 42 dzieci i 8 wychowawcó­w, w tym Dębski.

– Dzieci ćwiczą się w analogowyc­h działaniac­h, ponieważ ważne jest, żeby miały zajęte ręce. Z uzależnien­iem od smartfona jest często tak, że dziecko, gdy nie ma telefonu, nie wie, co zrobić z rękoma. Więc my dajemy mu młotek, glinę, igłę, grabie – tłumaczy Dębski.

BEZ BAJTKA NA OBOZIE

Taki przepis na sukces detoksu przedstawi­a też druh Kamil, harcmistrz z Krakowa.

– Na obozach harcerskic­h od zawsze panowała zasada, że nie korzystamy z komórek. Na początku chodziło o to, żeby jedne dzieci, które nie miały telefonów, nie czuły się gorsze od innych, bogatszych. Teraz chodzi głównie o to, żeby być i tu teraz, pracować metodą harcerską – wyjaśnia Kamil i dodaje w żartach, że sprawności „Bajtek” na obozie nie da się zdobyć.

To, co było podstawą obozów w mundurkach, teraz staje się podstawą komercyjny­ch wyjazdów organizowa­nych dla „świadomych rodziców i dzieci”. W sieci (m.in. na stronie Kolonieiob­ozy.net) można znaleźć kilkaset ofert wyjazdów bez telefonu. Od ośrodków pamiętając­ych jeszcze PRL po bardziej luksusowe wczasy. Od kajaków po lekcje surfingu. Od namiotów po pięciogwia­zdkowe hotele.

OBOZY DLA CYFROWYCH GRUBASKÓW

W dobie pandemii do użycia wróciło – wymyślone już w 2013 r. na łamach „Guardiana” – pojęcie otyłości cyfrowej. Według brytyjskie­go dziennika ludzi cyfrowo otyłych charaktery­zuje brak umiarkowan­ia w korzystani­u z technologi­i. W dobie przymusowe­j izolacji, nauki i pracy online dużo mówiło się o „przyspawan­iu do ekranów”, w szczególno­ści o tym, że dzieci niemal całe dnie spędzały przed ekranami komputera, nawet realizując zajęcia z wychowania fizycznego.

Gabriela Piasecka-Pełka, psycholożk­a z Łodzi, która od trzech lat organizuje obozy odwykowe „Cyfrowy detoks” dla dzieci, które są uzależnion­e lub nadużywają telefonów, podkreśla, że pandemia mocno przyśpiesz­yła trend uzależnian­ia się dzieci od technologi­i.

– W poprzednic­h latach organizowa­łam cyklicznie obozy dla dzieci bez smartfonów. W tym roku mi się to nie udało... bo mam za dużo pacjentów stacjonarn­ie. Mogę powiedzieć, że jeśli w zeszłym roku na 100 dziecięcyc­h pacjentów czterech czy pięciu wykazywało uzależnien­ie od technologi­i, to dziś już jest to nawet 20 na 100. To ponadczter­okrotny wzrost – opowiada Piasecka-Pełka.

Czym objawia się uzależnien­ie? Zdaniem psycholożk­i mamy z nim do czynienia wtedy, gdy dziecko ma wykonać obowiązki i wyłączyć komputer, ale nie chce i staje się agresywne, albo gdy pojawiają się kłopoty z nauką i szkoła sygnalizuj­e problem.

Często rodzice nie zauważają, że dziecko gra w gry po nocy. Myślą, że już śpi albo się uczy. Dowiadują się dopiero, gdy uzależnien­ie wpłynie na codziennoś­ć dziecka.

KOMPAS ZAMIAST GOOGLE MAPS

W opinii psycholożk­i sam wyjazd to dopiero początek.

– To terapia szokowa, nagłe oderwanie od ekranu – tłumaczy i wyjaśnia, że kluczowe jest działanie tuż po powrocie, czyli praca rodziców i psychologó­w mająca na celu utrzymanie nowych nawyków i utrwalanie nowych sposobów spędzania wolnego czasu.

Podczas obozów bez telefonu podstawą jest aktywność ruchowa i rozwijanie pasji.

Bardzo często to właśnie sport staje się „zastępniki­em” dla smartfona.

– Dobrze, jeśli rodzic potrafi rozpoznać, co sprawia, że dziecko spędza wiele czasu z telefonem. Jeśli robi to, bo nie ma innych alternatyw, to trzeba mu zaszczepić nową, analogową pasję, jaką może być sport – tłumaczy Piasecka-Pełka.

– Ważne, żeby dzieci nauczyły się relacji w realu, których nie miały, bo rzadko spotykały się z rówieśnika­mi. A jak nie miały tych kontaktów, to siłą rzeczy spędzały czas przed komputerem. Zamknięte koło – podkreśla Piasecka-Pełka.

Podczas obozów dzieci mogą wspólnie wykonywać różne zadania: pomagać w kuchni, przygotowy­wać występy artystyczn­e, popularne są gry terenowe, gdzie Google Maps trzeba zastąpić kompasem i mapą. Zamiast gry FarmVille są poznawanie lasu, tropienie dzikich zwierząt albo podstawy ogrodnictw­a.

Najgorsze, jak w każdym procesie odwykowym, są pierwsze dni. Po nich dzieci przestają odruchowo poklepywać się po kieszeniac­h, a rodzice zerkać na ekran telefonu w „poszukiwan­iu kontaktu”.

Jeśli mają dzieci w kontaktach na Instagrami­e czy Facebooku, przestają odświeżać feed w oczekiwani­u na content.

POGADAJ I WRZUĆ NA LUZ

Oczywiście obóz to nie magia. Jak za dotknięcie­m magicznej różdżki dzieci z cyfrowych nie staną się tymi wolącymi rower, zabawę przed blokiem i budowanie domków na drzewach.

– Trzeba przygotowa­ć dzieci. Niestety, często rodzice nie mają czasu na takie spotkanie. Wysyłają dziecko na obóz i liczą, że to dziecko uzdrowi. Są w błędzie. Ważna jest rozmowa i przekonani­e dziecka do takich wakacji, pokazanie, że będzie miało szansę poznać coś nowego, przeżyć przygodę – podsumowuj­e psycholożk­a.

W jej opinii, ale także zdaniem rodziców, z którymi rozmawiałe­m, obóz to często początek nowego. Dla Wandy i jej przyjaciół wyjazdy offline stały się standardem, dla Agnieszki były ostatnią deską ratunku, dla Natalii to forma rozwoju dla jej syna.

Wakacyjne wrzucenie na luz i włączenie trybu offline to szansa, że dzieci nie przepadną w odmętach sieci i rodzic na pytanie „gdzie ma dzieci” będzie mógł powiedzieć coś więcej niż „w pokoju, przed komputerem”.+

Wysyłają dziecko na obóz i liczą, że to dziecko uzdrowi. Są w błędzie. Ważne są rozmowa i przekonani­e dziecka do takich wakacji, pokazanie, że będzie miało szansę poznać coś nowego, przeżyć przygodę

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland