Kolej nas pociąga
Tylko do 12 spośród 25 najpopularniejszych polskich miejscowości wakacyjnych da się dojechać w ten sposób.
Wysokie ceny benzyny powodują, że planując wakacyjny wyjazd, coraz częściej zaglądamy w kolejowy rozkład jazdy. Sprawdzamy, do których popularnych miejscowości da się dojechać pociągiem.
W analizie korzystamy z zestawienia 20 najpopularniejszych wakacyjnych miejscowości nadmorskich i górskich w Polsce przygotowanego przez portal Nocowanie.pl na podstawie zapytań o nocleg między czerwcem a sierpniem ubiegłego roku. Większość z nich znajduje się nad morzem, dlatego lista zostanie uzupełniona o inny ranking tego portalu – 10 najpopularniejszych miejscowości w polskich górach.
Łącznie to 25 miejscowości (niektóre pojawiają się w obu zestawieniach). Do ilu z nich dojedziemy pociągiem? Zaledwie do dwunastu, z czego do dziewięciu składami PKP Intercity.
Mapa połączeń kolejowych wygląda stosunkowo dobrze nad polskim morzem. Pociągi PKP Intercity zawiozą nas między innymi do Międzyzdrojów, Ustronia Morskiego, Ustki, Łeby, Władysławowa oraz na Półwysep Helski. Dodatkowo, po przesiadce w Koszalinie, koleją można dojechać również do Mielna.
Trochę gorsze perspektywy rysują się przed turystami chcącymi wybrać podróż pociągiem w polskie góry. W te wakacje koleją bezpośrednio dojedziemy w Tatry (osiem połączeń dziennie z Krakowa, w tym cztery jadące przez to miasto z Warszawy), Beskid Sądecki (sześć połączeń dziennie z Krakowa, w tym trzy z Warszawy, do Krynicy-Zdroju przez Piwniczną-Zdrój oraz Muszynę), Beskid Żywiecki (pociąg Kolei Śląskich z Katowic do Żywca jeżdżący średnio raz na godzinę) oraz Góry Stołowe (trzy połączenia dziennie z Wrocławia, w tym jedno z Warszawy, do Kudowy-Zdroju przez Polanicę-Zdrój).
Ponadto w te wakacje koleje regionalne Polregio uruchomiły nowe połączenia w Bieszczady. W ostatnich latach pociągi w tej części kraju kończyły swój bieg w Zagórzu. Teraz, po przesiadce w tej miejscowości lub w Sanoku, będzie można dojechać również do Ustrzyk Dolnych lub do położonych w Słowacji Medzilaborców (przez Komańczę).
Dotychczas pociągiem można było odwiedzić również Góry Izerskie (Szklarska Poręba) oraz Beskid Śląski (Wisła, Ustroń), jednak obecnie ze względu na remont linii kolejowej do tych miejscowości uruchomiono zastępcze połączenia autobusowe. Na trasie Skoczów - Wisła prace trwają od marca 2021 roku, a trasa kolejowa z Jeleniej Góry do Szklarskiej Poręby została zamknięta 1 sierpnia 2022 roku.
TANIEJ, ZWŁASZCZA W GRUPIE
Podróż pociągiem ma jedną zasadniczą przewagę nad transportem indywidualnym – koszt. Wybierając miejsce w drugiej klasie oraz zwykłe połączenia (to znaczy nie Express Intercity), z Warszawy nad morze lub w góry, dojedziemy za 7080 złotych. Bilet normalny z Gdańska do Zakopanego lub z Krakowa do Władysławowa również kosztuje poniżej 100 zł.
A dla uczniów, studentów oraz posiadaczy Karty dużej rodziny ta kwota będzie znacznie niższa (zniżki 37 lub 51 proc.).
Dodatkowo 1 lipca PKP wprowadziły ofertę promocyjną „Taniej z Bliskimi”, która obniża cenę biletów o 30 proc. dla grup liczących od dwóch do sześciu osób.
Specjalne oferty promocyjne na wakacyjne przejazdy proponują też lokalni przewoźnicy, m.in. Koleje Dolnośląskie oraz Polregio.
Minusy? Przede wszystkim czas podróży, który nierzadko przewyższa czas przejazdu samochodem o kilka godzin. Szczególnie w przypadku opóźnień, które na wielu trasach stały się normą.
– Jest bardzo źle w ostatnich tygodniach, szczególnie jeśli chodzi o punktualność Intercity – mówił „Wyborczej” na początku lipca ekspert ds. infrastruktury kolejowej, były prezes Centralnego Portu Komunikacyjnego Piotr Malepszak.
Spójrzmy na liczby. Urząd Transportu Kolejowego regularnie publikuje dane na temat punktualności pociągów. Najświeższe dane są z marca tego roku – wtedy „zaledwie” 10 proc. pociągów pasażerskich miało opóźnienie w wysokości co najmniej sześciu minut.
Ta statystyka odnosi się jednak do wszystkich pociągów pasażerskich, w tym przewoźników regionalnych (np. Szybkiej Kolei Miejskiej). Kiedy pod uwagę weźmiemy jedynie PKP Intercity – wskaźnik punktualności wynosi już 63 proc. Oznacza to, że jeden na trzy pociągi dalekobieżne przyjeżdżał opóźniony. A wiele wskazuje na to, że w kolejnych miesiącach te statystyki jeszcze uległy pogorszeniu.
Co gorsza, znaczna część opóźnień liczona jest w dziesiątkach minut, a rekordowe pociągi przyjeżdżają kilka godzin później względem rozkładu.
Kolejnym problemem jest tłok w wagonach. Od kilku miesięcy nie obowiązują już limity miejsc związane z sytuacją epidemiczną. Po pandemii zainteresowanie podróżami koleją znacznie wzrosło, ale przewoźnicy nie byli na to gotowi.
– Inwestycje PKP Intercity są niewystarczające. W przeważającej większości pasażerowie jeżdżą wagonami z lat 80. i 90. Mimo że są modernizowane, to nie zmienia to faktu, że jest ich o minimum tysiąc sztuk za mało na zwykłe warunki, nie mówiąc już o szczytach – mówił „Wyborczej” były prezes Kolei Dolnośląskich Piotr Rachwalski.
Skutek? Decydując się na spontaniczny weekendowy wypad nad morze lub w góry, trzeba liczyć się z kilkugodzinnym staniem w zatłoczonym korytarzu. Tak swoją niedawną podróż wspomina nasza czytelniczka, Ewa: – Jechaliśmy kilkuosobową grupą znajomych ze studiów do Chałup na Półwyspie Helskim. Tym, którzy nie kupili biletów z wyprzedzeniem, nie udało się zdobyć miejsc siedzących na pociąg TLK do Gdyni. Prawdziwa przygoda zaczęła się jednak w pociągu regionalnym na Półwyspie, gdzie na każdego pasażera przypadało tak mało miejsca, że trudno było wejść do wagonu - wspomina.
Zatłoczenie pociągów wynika z rekordowego popytu wśród pasażerów. W czerwcu pociągami PKP Intercity podróżowało 5,3 mln osób – to najwyższy wynik w ponad 20-letniej historii przewoźnika. Dzienny rekord padł w weekend po Bożym Ciele – 19 czerwca podróż PKP wybrało blisko ćwierć miliona osób. Dane za lipiec nie są jeszcze dostępne, ale można przypuszczać, że rekordy znowu zostaną pobite.
JEŚLI NIE POCIĄG, TO CO?
Nie wszędzie jednak dojedziemy pociągiem. Z przedstawionego na początku artykułu zestawienia wybierzmy trzy miejscowości, do których nie dociera kolej – Krynicę Morską, Szczawnicę oraz Cisną. Czy wybierając urlop w tych miejscach, jesteśmy skazani na podróż samochodem?
Stosunkowo najprościej można dojechać do pierwszej z wybranych miejscowości. Na Mierzeję Wiślaną z Gdańska mniej więcej co godzinę kursują autobusy PKS. Z kolei z Warszawy raz dziennie odjeżdża autobus PKS Polonus – podróż nim zajmie planowo niespełna pięć godzin i będzie kosztować 75 zł (bilet normalny).
Do położonej w Pieninach Szczawnicy oraz pobliskiego Krościenka najłatwiej można dojechać z Krakowa. Takie kursy oferuje kilku prywatnych przewoźników, a ich czas to trochę ponad dwie godziny. Za bilet normalny zapłacimy ok. 30 zł. Alternatywnie w Pieniny dojedziemy również z Nowego Sącza, jednak na tej trasie jeździ tylko jeden przewoźnik, który nie daje możliwości zakupu biletów przez internet.
Najdłużej może zająć podróż w Bieszczady. Autobusy z Krakowa (przejazdy oferuje dwóch prywatnych przewoźników) jadą do Cisnej około pięciu godzin. Można też zdecydować się na pociąg TLK do Zagórza (4,5 godz. z Krakowa), a tam przesiąść się w jadący godzinę bus.
Większość przewoźników nie przewiduje jednak możliwości przewozu rowerów, co dla osób planujących aktywny wypoczynek w górach może stanowić przeszkodę. Odległość od najbliższej stacji kolejowej w Pieninach lub południowej części Bieszczad wynosi ok. 40-50 km.
Pasażerowie PKP Intercity jeżdżą wagonami z lat 80. i 90. Są modernizowane, ale jest ich o minimum tysiąc sztuk za mało
PIOTR RACHWALSKI były prezes Kolei Dolnośląskich