Szemrane interesy w cieniu służb
Biznesmen Jacek P., który poprzez powiązane z nim firmy brał udział m.in. w przetargach na dostawy broni dla policji i CBA, został aresztowany na trzy miesiące. Prokuratura twierdzi, że kilkukrotnie wyłudził znaczne sumy z MON.
W komunikacie Prokuratury Okręgowej w Poznaniu z początku czerwca nie ma mowy o tym, kim jest aresztowana osoba. Potwierdziliśmy, że chodzi właśnie o Jacka P.
– Wskazana osoba ma status podejrzanego w tej sprawie i na wniosek prokuratora została tymczasowo aresztowana przez sąd na okres trzech miesięcy – informuje nas prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy poznańskiej prokuratury okręgowej.
Śledczy twierdzą, że biznesmen aż dziewięciokrotnie wyłudził od Ministerstwa Obrony Narodowej i raz od gminy Zbąszyń pieniądze – łącznie ponad 600 tys. zł – na „realizację zadań publicznych o charakterze proobronnym”.
Chodzi o prowadzenie obozów szkoleniowych dla uczniów i nauczycieli z klas mundurowych oraz różnego rodzaju szkoleń i imprez strzeleckich. Takie zajęcia wymagają posiadania strzelnicy spełniającej określone wymagania, a dokumenty, które to poświadczały, miały zostać sfałszowane. Zarzuty w tej sprawie dostała jeszcze jedna osoba, ale nie została aresztowana.
Nad Jackiem P. ciążą też inne podejrzenia – jak informuje prokuratura, chodzi o nielegalny handel bronią i amunicją, a także wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych.
Postrzelenie w Babimoście
Jacek P. to biznesmen z Wolsztyna, który zajmował się m.in. sprzedażą różnego rodzaju sprzętu wojskowego przez internet, szkoleniami militarnymi, ale też handlem używanymi częściami samochodowymi.
Jego nazwisko od lat pojawia się w różnych prokuratorskich postępowaniach, a w tle przewijają się służby specjalne, m.in. CBA. Ma też na swoim koncie przynajmniej jeden wyrok karny dotyczący nielegalnego przewozu broni przez granicę. Nie przeszkadza to firmom z nim związanym (formalnie należą do jego żony) współpracować ze służbami mundurowymi. Startowały one m.in. w wartym miliony złotych przetargu na dostawy broni dla policji, a w 2019 r. wygrały przetarg na dostawę pistoletów dla CBA. Ostatecznie został on unieważniony po doniesieniach mediów, że w 2016 r. zwycięska firma utraciła koncesję na handel bronią.
W momencie trwania przetargu od kilku lat ciągnęło się postępowanie odwoławcze od decyzji administracyjnej o odebraniu tej właśnie koncesji przez MSWiA. Ostatecznie negatywna decyzja została utrzymana w mocy.
Powodem był wypadek – postrzelenie jednej z osób – podczas szkolenia na terenie należącej do Jacka P. strzelnicy w Babimoście. Wcześniej firmy związane z Jackiem P. starały się o dostawy dla wojska na kontenery do przewozu broni.
Sprawa inwigilowania
Wszystko to działo się w momencie, kiedy Jackiem P. intensywnie interesowały się organy ścigania. Jedna z najpoważniejszych spraw dotyczy wyłudzania pieniędzy od biznesmenów wspólnie z agentami CBA i sięga 2016 r. Proceder polegał na tym, że Jacek P. wspólnie z agentami tej służby nachodzili biznesmenów i wmawiali im, że biuro prowadzi przeciwko nim jakieś działania. Następnie proponowali przedsiębiorcom pomoc w załatwieniu takiej sprawy – w zamian za pieniądze.
Wygląda na to, że śledztwo w końcu zmierza do końca. Nieoficjalnie wiemy, że sprawa ma się skończyć przesłaniem do sądu aktu oskarżenia. Również z informacji ze źródeł zbliżonych do prokuratury wynika, że Jacek P. uniknie kary, gdyż poszedł na układ ze śledczymi i szczegółowo opisał cały proceder.
Biznesmen pojawia się też przy głośnej sprawie rzekomego inwigilowania dziennikarzy za czasów rządów PO-PSL, i to w dość nieoczekiwanym kontekście.
Po utracie koncesji na obrót bronią Jacek P. zwrócił się o pomoc w jej odzyskaniu do jednej z warszawskich kancelarii prawnych. Następnie współpracownicy kancelarii zostali zatrzymani przez CBA, bo biznesmen z Wolsztyna oskarżył ich, że wzięli od niego pieniądze na łapówkę w MSWiA, za którą miał odzyskać koncesję.
Wśród nich był m.in. były wysoki oficer warszawskiej delegatury ABW Marcin S. Został wyrzucony ze służby, gdy nawiązał romans z pracownicą agencji, a następnie próbował nakłaniać ją do aborcji.
Ale to Marcin S. jest głównym świadkiem w sprawie inwigilowania dziennikarzy. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że operacja obecnych służb specjalnych i Jacka P. była wymierzona właśnie w Marcina S., aby w zamian za łagodne potraktowanie złożył odpowiednie zeznania w sprawie inwigilowania dziennikarzy. Tylko on przyznał się do winy i poddał dobrowolnie karze.
Proces pozostałych oskarżonych, wśród nich Andrzeja K., byłego żołnierza jednostki specjalnej GROM, niedawno zakończył się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Woli. Zostali oni uznani za winnych, ale będą się odwoływać od wyroku. Twierdzą, że pieniądze, które wzięli od Jacka P., nie były żadną łapówką dla ludzi w MSWiA, ale zapłatą za usługi prawne w sprawie odzyskania koncesji.
Od 2017 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadziła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA oraz tworzenia fałszywych dowodów i zastraszania świadków w tej sprawie przez funkcjonariusze ABW. To postępowanie zostało umorzone.
Mimo wyroków karnych i wieloletnich, poważnych kłopotów z prawem Jacek P. zapraszany jest przez niektóre media jako ekspert.
Biznesmen aż dziewięciokrotnie wyłudził od MON i raz od gminy Zbąszyń pieniądze – łącznie ponad 600 tys. zł
– na „realizację zadań publicznych o charakterze proobronnym”