Kaganiec na związki
Z przepisów zniknie możliwość strajkowania w geście solidarności z innymi grupami zawodowymi.
Część związków zawodowych całkowicie straci prawo do organizowania strajków.
– Ten projekt ma na celu ograniczenie liczby strajków. Jest forsowany właśnie teraz, bo wśród bardzo różnych grup pracowniczych widać wzbierającą falę niezadowolenia. Głośno jest o kolejnych akcjach strajkowych czy nowych sporach zbiorowych, których główną przyczyną jest rosnąca inflacja – mówi Jakub Grzegorczyk z OZZ Inicjatywa Pracownicza.
Także zdaniem Piotra Szumlewicza ze Związkowej Alternatywy rząd szykuje się na jesień, kiedy to wysoka inflacja – obecnie na poziomie 15,5 proc. – może wywołać falę strajków.
– Końcówka roku może być gorąca. Pomysł rządu to próba zduszenia strajków w zarodku – uważa lider ZA.
Ale nie tylko mniejsze związki zawodowe – jak OZZ Inicjatywa Pracownicza czy Związkowa Alternatywa – są zbulwersowane planami rządu. Jak dowiedziała się Wyborcza.biz, reprezentowane w Radzie Dialogu Społecznego centrale związkowe – OPZZ i FZZ wraz z NSZZ „Solidarność” – wystosują wspólny i kategoryczny sprzeciw wobec projektu ustawy o sporach zbiorowych pracy.
– To bubel i nieporozumienie – ocenia Andrzej Jankowski, prawnik Forum Związków Zawodowych (FZZ). – Strona rządowa przedstawiła rozwiązania, które dyskryminują mniejsze organizacje i są nie do zaakceptowania przez całą stronę związkową. Choć centrale zazwyczaj różnią się opiniami, często nawet znacznie, w tej sprawie mówią jednym głosem.
Nowy rządowy projekt. Zakaz solidarności
Co znajduje się w projekcie ustawy? Zacznijmy od najbardziej zastanawiającego punktu. Rząd postanowił zakazać strajków solidarnościowych. Organizowane są przede wszystkim na zachodzie Europy. Chodzi np. o sytuację, w której maszyniści zatrzymują pociągi, aby wyrazić poparcie dla protestujących nauczycielek. W Polsce strajków solidarnościowych praktycznie nie ma, bo dotychczasowe prawo bardzo silnie je ogranicza. Nie wolno wyrażać solidarności z dowolną grupą zawodową, lecz jedynie z tymi, które prawa do strajku nie mają wcale – chodzi więc np. o urzędników, skarbówkę, policję czy siły zbrojne. W myśl nowej ustawy nie będzie wolno strajkować w ich imieniu.
W uzasadnieniu do projektu czytamy, że strajk solidarnościowy został wykreślony „z uwagi na fakt, że była to instytucja często nadużywana”. Pytam więc związkowców o wieloletnim stażu – żaden z nich nie potrafi przypomnieć sobie ani jednego strajku solidarnościowego z ostatnich lat.
O co chodzi rządowi?
– Strajków solidarnościowych nie ma wcale, ale samo prawo do takiej formy protestu stanowi potencjalną szansę na współpracę różnych grup zawodowych. I tę współpracę rząd usiłuje uniemożliwić – mówi Jakub Grzegorczyk.
Prócz zakazu strajków solidarnościowych w nowej ustawie o sporach zbiorowych pracy – która ma zastąpić ustawę o rozwiązywaniu sporów zbiorowych – znajdziemy też zapisy, które pozbawią prawa do strajku niereprezentatywne związki zawodowe. Do tego spór zbiorowy miałby trwać maksymalnie dziewięć miesięcy. W efekcie pracodawcom będzie opłacało się działać możliwie powoli – po zaledwie kilku miesiącach bowiem spór sam wygaśnie z mocy prawa.
Końcówka roku może być gorąca. Pomysł rządu to próba zduszenia strajków w zarodku
PIOTR SZUMLEWICZ ze Związkowej Alternatywy