Chora Odra
– Nie należy poić zwierząt, łowić ryb, jeść ich i korzystać z wody w Odrze. Ale o tym powinny informować instytucje publiczne, które się skompromitowały – mówią ekolodzy.
Pierwsze śnięte ryby na Odrze w Oławie zaobserwowano pod koniec lipca. Potem zauważono je w innych miejscach, m.in. we Wrocławiu. Dolnośląski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska 3 sierpnia podał, że „w dwóch punktach – śluza Lipki oraz w Oławie – stwierdzono z ponad 80-proc. prawdopodobieństwem występowanie mezytylenu, substancji o działaniu toksycznym na organizmy wodne”.
Mezytylen to silnie trujący środek stosowany jako rozpuszczalnik w syntezie organicznej. Wykorzystywany jest w rozmaitych branżach w wielu zakładach przemysłowych w Polsce.
WIOŚ kontra GIOŚ
WIOŚ złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przeciw środowisku, ale już w środę Główny Inspektorat Ochrony Środowiska poinformował, że „po 1 sierpnia w żadnej z pobranych prób z rzeki Odry w województwie dolnośląskim nie stwierdzono obecności mezytylenu”. Rzecznik GIOŚ Maciej Karczyński: – Próbki nie wykazały tego w 100 proc. Prowadzimy szczegółowe badania, które mają ostatecznie potwierdzić albo wykluczyć jego obecność w Odrze.
Katastrofa ekologiczna się rozprzestrzenia: Głogów, Nowa Sól, Krosno Odrzańskie, Kostrzyn nad Odrą – m.in. z tych miejscowości napływają zdjęcia z ogromnymi ilościami martwych ryb. O podobnych przypadkach informują też media niemieckie.
Po niespełna dwóch tygodniach głos zabrał premier. „Sprawa zanieczyszczenia Odry jest niezwykle skandaliczna. Robimy wszystko, by kwestia ta została odpowiednio zbadana, wyjaśniona, a winni – surowo ukarani” – napisał na Facebooku Mateusz Morawiecki.
Odpowiedziała mu posłanka Zielonych Małgorzata Tracz: „Pisanie, że służby działają z najwyższą intensywnością, jest po prostu kolejnym kłamstwem. Rząd Zjednoczonej Prawicy przez blisko 2 tygodnie biernie patrzył, jak Odra umiera, i nic z tym nie robi. Działacie po fakcie i na pokaz, a winnych zatrucia Odry jak nie było, tak nie ma”.
Służby umyły ręce
Na indolencję służb zwraca też uwagę Piotr Nieznański, ekspert ochrony środowiska, doradca zarządu ds. środowiskowych z fundacji WWF Polska, lider projektów w zakresie ochrony wód. – Społeczna straż rybacka, wolontariusze, mieszkańcy miast, wędkarze, kajakarze – to oni wyławiali i wyławiają dalej martwe ryby z Odry. Z informacji, jakie teraz publikują wędkarze, wynika, że osoby z okręgu gliwickiego i opolskiego zgłaszały już masowe śnięcia ryb przez całą wiosnę i lato. Informowali WIOŚ, Wody Polskie – nie doczekali się żadnej reakcji ze strony służb.
Instytucje publiczne pobrały próbki i właściwie na kilka dni zniknęły z pola widzenia. Urzędnicy zrobili konferencję prasową dziesięć dni po pierwszych doniesieniach o zatruciu, a do tego czasu nie wysłali żadnych komunikatów i ostrzeżeń do społeczeństwa o tym, co się dzieje na Odrze i z czym się to może wiązać.
Jego zdaniem przerażające jest to, że ludzie się przez cały czas kąpali w Odrze, poili zwierzęta, podlewali tą wodą uprawy i przez kilka dni nie było żadnych oficjalnych wiadomości, co się dzieje na Odrze.
Korzystanie z rzeki odradzają teraz już oficjalnie Wody Polskie, a na Facebooku powstała
Wędkarze zgłaszali już masowe śnięcia ryb przez całą wiosnę i lato. Informowali WIOŚ, Wody Polskie – nie doczekali się żadnej reakcji ze strony służb
grupa Zatruta Odra, w której zamieszczane są kolejne doniesienia o całej sytuacji.
– Obecnie nic z tym zanieczyszczeniem nie możemy zrobić – mówi dr hab. inż. Monika Kowalska-Góralska z Zakładu Limnologii i Rybactwa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – Substancję, która rozpuszcza się w wodzie, teoretycznie można rozcieńczyć lub zneutralizować chemicznie, ale dotyczy to jedynie zbiorników zamkniętych i naprawdę małych cieków wodnych. Gdy mamy do czynienia z masami wody w płynącej, olbrzymiej rzece, to te rozwiązania są zwyczajnie absurdalne.
Raczej nie z Oławy, ale...
Zawiadomienie do prokuratury „o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przeciwko środowisku poprzez zanieczyszczenie wód powierzchniowych, co spowodowało obniżenie jakości wody oraz zniszczenie w świecie zwierzęcym”, złożył też burmistrz Oławy, gdzie jak dotychczas wyłowiono najwięcej śniętych ryb – ok. ośmiu ton. Tamtejsi mieszkańcy od miesięcy oskarżają miejscowy zakład papierniczy Jack-Pol o wpuszczanie do Odry ze ściekami trujących substancji.
Na razie nie wiadomo, jak duże były wpływy ścieków z Jack-Polu i czy miały wpływ na obecną katastrofę ekologiczną. Wiadomo jednak, że lokalny ekosystem jest w ruinie. Na miejscu pojawiło się wiele gnijących glonów, co zdaniem ekspertów może wskazywać na to, że w wodzie mają pożywkę w postaci detergen
tów. Wiadomo jednak również, że metyzylen wykryty w Odrze na początku sierpnia w śluzie Lipki nie mógł pochodzić z oławskich ścieków, bo musiałyby płynąć pod prąd. Jack-Pol utrzymuje, że na odprowadzanie ścieków do Odry ma wszelkie pozwolenia, to jednak Starostwo Powiatowe w Oławie zaznacza, że pozwolenie jest jedynie „na pobór wody z kanału oraz na odprowadzanie, ale tylko wód deszczowych z terenu zakładu”, nie zaś ścieków ze szkodliwymi substancjami. – Nie twierdzę, że oławskie zakłady były główną przyczyną katastrofy, która trwa na Odrze, ale jest pewne, że przez lata miały wpływ na degradację środowiska rzeki – podkreśla Marek Drabiński ze stowarzyszenia Wszystko dla Oławy.
„To są kłamstwa i pomówienia. Zapraszamy do naszego zakładu na wizję lokalną. Chętnie opowiemy o naszej technologii, że jest w pełni ekologiczna i bezpieczna dla środowiska” – odpisał „Wyborczej” Jacek Woźniak, prezes Jack-Polu. Jednak na pytania „Wyborczej” o rzekome pozwolenie na zrzut ścieków do Odry oraz o to, jakie substancje każdego dnia wypływają z ich oczyszczalni do rzeki, firma nie odpowiedziała.