Ryba kona, wędkarz płacze
Wędkarze oczyszczający Odrę nie kryją wściekłości, gdy widzą martwe ryby. Obok siebie leżą maleńkie, tegoroczne, kilkucentymetrowe ryby i te potężne, metrowe. – Mają po 15-20 lat – oceniają.
Z wędkarzami umówiliśmy się przy stuletnim moście na Odrze w Cigacicach, 15 km od centrum Zielonej Góry. Przyszło 10 osób, z kilku okręgów wędkarskich. Od dwóch dni wyciągają martwe ryby z rzeki. Są ich tysiące. – Jako Polski Związek Wędkarski jesteśmy odpowiedzialni za oczyszczanie rzeki ze śniętych ryb – mówi Tomasz Poniedziałek, prezes koła wędkarskiego z rejonu nr 40 w Zielonej Górze.
Boleń jak byk
Wędkarze mają rękawice, podbieraki i worki na śmieci. Rejon nr 40 usuwa ryby od nowego mostu na trasie S3 do główki (zakola rzeki) za linią wysokiego napięcia. To robota na kilka dni. Co godzinę martwych ryb przybywa. Jedne przypływają z nurtem rzeki, inne umierają na ich oczach.
– To katastrofa ekologiczna, jakiej nigdy nie widzieliśmy – mówią przyrodnicy, wędkarze i społecznicy. Zdychają setki tysięcy, może miliony ryb.
– Do tej pory nie myślałem, że takie wielkie płocie żyją w Odrze – mówi Daniel Lewandowski.
– Takiego bolenia jeszcze nie widziałem. Jak byk! – dodaje jego kolega. Pokazuje martwą rybę, która ma 60-70 centymetrów.
Wędkarze w Cigacicach nie kryją wściekłości. Dorośli mężczyźni, z wieloletnim wędkarskim stażem, mają łzy w oczach, gdy widzą śnięte ryby. Na kilkusetmetrowym odcinku rzeki są ich tysiące. Obok siebie leżą maleńkie, tegoroczne, kilkucentymetrowe ryby (tych jest najwięcej) i te potężne, metrowe. – Mają po 15-20 lat – oceniają wędkarze.
W kolejnym zakolu potężnych okazów jest jeszcze więcej. Niektóre są tak duże, że nie mieszczą się w dużych plastikowych workach. W wodzie przy brzegu leżą ok. 90-centymetrowe szczupaki i sandacze. Są wielkie leszcze i płocie. – To wszystko medalowe ryby – oceniają wędkarze. – Okazy życia, marzenie każdego z nas.
Czeka się na nie po kilkadziesiąt lat, a po chwili satysfakcji wypuszcza z powrotem do rzeki. Serce boli – dodają.
Jeden z wędkarzy: – Jeśli na kimś, kto nie wędkuje, ten widok robi wrażenie, to my przeżywamy to wszystko 10 razy bardziej.
Kamil Kwiatkowski podkreśla, że od lat 90. Odra bardzo się oczyściła. – Wtedy woda śmierdziała fenolem. Ochrona środowiska kulała, nie było tylu oczyszczalni ścieków. W Odrze nie było wielu gatunków, które są tu obecnie. Teraz możemy łowić kiełbie, brzany, certy, które żyją w naprawdę czystej wodzie. A raczej mogliśmy. Teraz leżą na brzegu. Potrzeba będzie wielu lat, by rzeka wróciła do stanu sprzed tej katastrofy – mówi. Dodaje, że znajomi z innych regionów Polski zazdrościli mu bliskości Odry z bogactwem tylu ryb.
– Dwa miesiące temu złowiłem tu nawet raki – dodaje inny wędkarz.
Giną płotki, giną okonie
Zielonogórscy wędkarze są pewni, że takiego spustoszenia jeszcze na Odrze nie widzieli. Były lokalnie zanieczyszczenia, np. pod koniec ubiegłego roku, ale na małą skalę. Nie na odcinku kilkuset kilometrów.
W okolicach Cigacic nie czuć fetoru z rzeki, choć w niektórych miejscach zapach nie jest przyjemny. Daniel Lewandowski mówi, że we wtorek w Pomorsku nabrał wody z Odry do plastikowej butelki. Pokazuje zdjęcie. Woda wygląda jak spieniona zielonobrązowa maź. – Tu, w Cigacicach, gdzie nurt płynie szybciej, woda jest w lepszym stanie, ale wciąż brudna, ciężka. Ma niewielką przejrzystość. Łatwo poznać, że coś z nią jest nie tak.
Kamil Kwiatkowski woła nas w szuwary. Pokazuje płotkę, która jeszcze żyje, ale widać, że ma przed sobą ostatnie tchnienia. Ledwo oddycha. – Nie mogła przypłynąć wielu kilometrów, musiała zatruć się tutaj. To dowód na to, że woda jest silnie zanieczyszczona też w Lubuskiem – mówi wędkarz. – Truciznę wlano do rzeki ok. 300 km stąd. To tak duża odległość, że wydawałoby się, że rzeka się oczyści. Ale zanieczyszczeń jest na tyle dużo, że umierają ryby stąd. Giną w męczarniach.
Mówi, że wielu ludzi jest wciąż nieświadomych zagrożenia.
– W Pomorsku wczoraj widziałem wędkarzy. Jak gdyby nigdy nic wędkowali – mówi. – Nie wiedzieli, że woda jest zatruta.
Wędkarzy szokuje, że oprócz gatunków, które żyją przy brzegu, umierają też ryby, które pływają głównym nurtem Odry. – Giną wszystkie gatunki, bez wyjątku. Myślałem, że może okonie przetrwają, ale nic z tego. Stężenie trującej substancji musi być bardzo duże w całej rzece – tłumaczy jeden z mężczyzn.
Co z innymi zwierzętami?
Wędkarze rozmawiają też o skutkach dla całego ekosystemu. Ofiarami będą nie tylko ryby. Internauci wrzucili na Facebooku zdjęcie martwego bobra. – Będą umierały ptaki, które zjedzą śnięte ryby, napiją się skażonej wody. Kaczki, czaple, żurawie, kormorany. Padną lisy, sarny, dziki. Tak samo psy, które przyjdą nad Odrę z człowiekiem i napiją się z rzeki – wieszczą.
Daniel Lewandowski mówi, że przez kilka lat nie zje ryby, która pływała w Odrze. – Trzeba będzie poczekać trzy, może pięć lat, żeby w ogóle o tym pomyśleć – mówi.
W kilku miejscach, przy brzegu, wędkarze zostawiają worki wypełnione martwymi rybami. Odrą płyną dwie motorówki z zielonogórskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. Zbierają worki. Martwe ryby będą zutylizowane.
– Zobaczymy, co będzie za kilka miesięcy albo lat. Jak ta katastrofa wpłynie na ryby, które teraz przeżyły. Po Czarnobylu nie wszyscy ludzie też umierali od razu – zastanawiają się.
– Dwa miesiące temu złowiłem tu nawet raki – mówi jeden z wędkarzy. Szokuje ich, że oprócz gatunków, które żyją przy brzegu, umierają też ryby, które pływają głównym nurtem Odry. – Giną wszystkie gatunki, bez wyjątku.