FANKI PISZCZĄ, FACECI TEŻ GO KUPILI
Mateusz Dopieralski aka Vito Bambino jest niemieckim aktorem i polską gwiazdą muzyki popularnej, choć największe solowe przeboje jeszcze przed nim. Za to z niewielką pomocą przyjaciół już zdobywa szczyty.
Zbuduje dom, zagra w filmie i zawsze wam wszystko wyśpiewa. Nawet jeśli ktoś nie zetknął się jeszcze z piosenkami grupy Bitamina ani z solową twórczością Vita Bambina, musiał słyszeć jego głos, bo facet gościnnie udzielał się już u wszystkich największych. U wielu mniejszych też. Naprawdę nazywa się Mateusz Dopieralski. Urodził się 34 lata temu w Katowicach, ale miał niespełna trzy lata, kiedy rodzice postanowili wyemigrować do Niemiec. Rodzina osiedliła się w Leverkusen. W domu mówiło się po polsku, ale w szkole i na podwórku po niemiecku, dlatego Dopieralski, zamiast decydować, czy czuje się bardziej stąd, czy stamtąd, odpowiada, że jest Europejczykiem. „Mam niemieckich ziomów, ale mam też przyjaciół Greków, Włochów, Hiszpanów… Mieszkam na osiedlu zdominowanym przez Rosjan i Polaków. Bardzo podoba mi się ten wielokulturowy aspekt Europy” – mówił w wywiadzie.
Zresztą jak ma mu się nie podobać, skoro ożenił się z Niemką o włoskich korzeniach? „Zawsze myślałem, że ożenię się z Polką i moi rodzice będą mieli polskie wnuki. Nie dopuszczałem innej możliwości. Ale serce nie sługa i ożeniłem się z Włoszką. Co pomogło mi zrozumieć, że dom to rodzina, to ludzie, a nie miejsce na mapie zamknięte granicami” – mówił.
Może dlatego w 2019 roku, kiedy u nas temat uchodźców niezmiennie budził niezdrowe emocje, kiedy politycy bredzili o pomaganiu na miejscu, a przytłaczająca większość artystów wymownie milczała, Mateusz śpiewał w utworze „Mama Europa” otwartym tekstem o tym, jak to jest być jednocześnie gościem i gospodarzem: „Masz czuć się jak w domu, zapraszam/ Wasz kuskus, nasza kasza/ Mi kasza, su kasza/ Czy u was też wiedzą, kim jest Tsubasa?/ Skąd jesteś? Ile już przeszedłeś mil?/ Ile płotów powyrastało z ziemi?/ Długa lista rzeczy, które trzeba zmienić/ Wiem, że wiesz, że to potrwa/ Taki kraj, sroga zima, ale będzie wiosna”.
ZAPACH PALONEGO WĘGLA
W Niemczech Dopieralski dokazywał z kumplami na podwórku, ale też pilnie się uczył, skończył szkołę aktorską. Zaczął grać w teatrze, następnie w serialach i produkcjach kinowych. Gwiazdą filmową na razie nie został, ale ma już dorobek, którego nie musi się wstydzić. Zresztą może jego aktorska kariera w Niemczech nabrałaby tempa, gdyby w międzyczasie nie został gwiazdą muzyki w starej ojczyźnie. Tego nie było w planach.
W Polsce spędzał każde wakacje. Ale srogą zimą też lubił przyjeżdżać, bo uwielbia zapach palonego węgla. „W Niemczech tego nie ma, a jak wdycham ten dym, to czuję, że jestem w domu” – mówił kiedyś.
Podczas jednej z wypraw na ojczyzny łono, na obóz teatralny, nastoletni jeszcze Dopieralski („byłem wtedy gangsta raperem”) poznał Amara Ziembińskiego, obiecującego perkusistę. Polubili się, zaczęli razem tworzyć muzykę, Ziembiński okazał się też utalentowanym producentem. Niewiele później, w 2007 roku, odezwał się do Dopieralskiego Piotr Sibiński, trochę raper, trochę poeta, trochę producent. Zagaił go w sieci i zaprosił do Kalisza, gdzie pracował wtedy w studiu nagraniowym. Mateusz wziął ze sobą Amara, pojechali, pogadali, ponagrywali razem. Narodziła się Bitamina.
Podczas spotkań w Kaliszu z doskoku i z pomocą przyjaciół nagrali swój debiut „Listy Janusza”, łączący psychodeliczny rap z krainą łagodności. Instrumentalną „Bitaminę – C” zrobili w Kolonii, bo siostra Mateusza udostępniła im mieszkanie, a sentymentalno-oniryczny „Plac zabaw” powstawał głównie w Nowym Secyminie, na skraju Puszczy Kampinoskiej, gdzie Ziembiński i Sibiński robili nie tylko muzykę, ale też sery. Próbowałem. Przepyszne.
Krytycy chwalili „Plac zabaw”, lecz niewiele za tym szło, bo Bitamina miała szczególne podejście do promocji. Na przykład „Listy Janusza”, które sami wydali w nakładzie 1000 sztuk, zostawiali w losowo wybranych miejscach, po egzemplarzu tu i tam. Kto znalazł, miał to potraktować jako prezent, może posłuchać, może polubić. Na pierwszą reakcję od słuchacza, który tak wszedł w posiadanie płyty, czekali równy rok, ale nie przeszkadzało im to, nigdzie się nie spieszyli…
DUSZA TOWARZYSTWA
Ich kariera nabrała tempa, kiedy wybudowali „Dom”. To singel promujący album „Kawalerka” (2017), sygnalizujący przeistoczenie się chłopaków w mężczyzn, wejście w dorosłość. „Zbuduję ci dom/ Będziesz miała schron/ Taki szałas na hałas/ I zasadzę brzozę tuż za rogiem/ Żebyś latem miała cień” – obiecywał swojej wybrance podmiot liryczny, a tysiące dziewcząt wzięło to do siebie. Bitamina z głębin podziemia wyszła do popularnych klubów i na sceny dużych festiwali.
Bitamina kupiła fanów eklektyczną muzyką, ale i tekstami. Sibiński pisze bardziej poetycko, hermetycznie, choć intrygująco, natomiast Dopieralski wali kawa na ławę, w jego ujęciu nawet bardzo skomplikowane problemy wydają się proste. Paradoksalnie może to wynikać nie tylko ze zdolności do nazywania rzeczy po imieniu, ale także z tego, że jego polszczyzna ma pewne ograniczenia wynikające z dorastania na emigracji. „Znam piętnaście słów na krzyż, stąd takie proste metafory” – mówił kiedyś i choć sporo w tym kokieterii, jest pewnie i ziarno prawdy.
Bitamina to zespół, ale fanki piszczały głównie na widok Mateusza, który na scenie czuł się jak u siebie w domu, ujmował osobistym urokiem i naturalnym poczuciem humoru. Faceci też go kupili, bo wyglądał na równiachę, fajnego kumpla. Trio zaczęło być kojarzone i utożsamiane głównie z Dopieralskim. Jego koledzy pozostawali w cieniu. „Miejsce, w którym obaj się znajdujemy, bardzo nam odpowiada. Czuję się, jakbym był kolejnym instrumentem, z tą różnicą, że nie gram na saksofonie, więc muszę mówić. Mateusz jest duszą towarzystwa i dobrze się czuje w swojej roli, a my w swoich” – twierdził co prawda Sibiński i może nawet mówił szczerze, ale wybicie się wokalisty na niepodległość pozostawało już tylko kwestią czasu.
Jego debiutancki album solowy zatytułowany „Poczekalnia” ukazał się pod szyldem Def Jam Recordings. To hiphopowy sublabel Universal Music Polska, branżowego giganta, choć Vito jest dziś śpiewakiem, nie raperem. Materiał ukazał się w 2020 roku. Termin nie był szczęśliwy, bo jesienią 2020 roku nie dało się promować płyty koncertami, a poza tym, wiadomo, najpierw zaraza, potem „czarne protesty”…
Kobiety, zamiast słuchać, jak im wokalista mruczy do ucha, że „Ty masz wolne i wolne mam ja/ Więc jeszcze się może dużo stać/ W jacuzzi”, wychodziły na ulice i głośno krzyczały. Mimo to Vito Bambino nie przepadł, nie wró
W Niemczech Dopieralski dokazywał z kumplami na podwórku, ale też pilnie się uczył, skończył szkołę aktorską. Zaczął grać w teatrze, następnie w serialach i produkcjach kinowych
cił do kolegów z podkulonym ogonem (zresztą nigdy z nimi nie zerwał, zajęcia indywidualne próbuje godzić z grupowymi), ale krok po kroku pnie się po drabinie kariery.
SZKODA CZASU, NOC NIEMŁODA
Został królem tzw. featuringów, które po naszemu należy zwać „gościnnymi występami”. Najpierw dogrywał się według klucza środowiskowego – u producenta Enveego w świetnym, drapieżnym singlu „Draka” (gdzie nawija również po niemiecku) i na płycie hiphopowego duetu Rasmentalism, potem u raperów bardziej popularnych (jak Quebonafide czy duet PRO8L3M) i u Pauliny Przybysz, która co prawda śpiewa swoje, bliżej mainstreamu, ale z hip-hopem jest od zawsze za pan brat. Ostatnio Vito Bambino pojawia się przede wszystkim u boku wielkich gwiazd. W coverze „Ktoś mnie pokochał” Skaldów, nagranym na zamówienie pewnego bezalkoholowego napoju razem z Kwiatem Jabłoni i Arturem Rojkiem, w pieśni pogrzebowej supergrupy Polskie Znaki, na płycie Mroza, na scenie ze Stanisławem Sojką…
Własne rzeczy też nagrywa – tylko w tym roku wyszły single „Poszło” i „Maj” – ale chyba trudno im się przebić do poziomu numerów, w których sumuje się publiczność kilku artystów.
Może po prostu nie umie odmawiać? Może nie chce robić przykrości tym, co grzecznie proszą? Wygląda na mężczyznę wrażliwego, takiego, co nie wstydzi się emocji, więc doskonale nadaje się na partnera do duetu dla śpiewającej pani, z czego korzystały m.in. Kaśka Sochacka, Natalia Szroeder i sanah. Już choćby gigantyczna popularność tej ostatniej gwarantuje Dopieralskiemu sympatię masowej publiczności – w samym tylko serwisie YouTube ich pierwsza wspólna piosenka „Ale jazz!” ma obecnie 86,5 mln odsłon! Bo nagrali razem dwie, a kto wie, czy na tym się skończy.
Innym wielkim hitem (53 mln odsłon na YouTubie), w którym maczał palce Mateusz Dopieralski, był ubiegłoroczny hymn Męskiego Grania, zatytułowany „I Ciebie też, bardzo”, zaśpiewany przez niego wspólnie z Darią Zawiałow i Dawidem Podsiadłą. „Szkoda czasu, noc niemłoda/ Musisz wiedzieć, że ja ciebie też” – śpiewa Vito i w tej linijce jest jak w życiu. Ludzie go kochają nie dlatego, że głos ma jak dzwon, ale za to, że sprawia wrażenie człowieka, który ich uczucia odwzajemnia. Nie ma w sobie nic z wyniosłego, niedostępnego idola, jest jedną z najsympatyczniejszych postaci, które noszą dziś największe polskie sceny. A kiedy w wywiadach mówi o otwartości, tolerancji, rodzinie, przyjaciołach, to słychać, że on tak naprawdę.
Ostatnio Vito Bambino pojawia się przede wszystkim u boku wielkich gwiazd. W coverze „Ktoś mnie pokochał” Skaldów, nagranym na zamówienie pewnego bezalkoholowego napoju razem z Kwiatem Jabłoni i Arturem Rojkiem, w pieśni pogrzebowej supergrupy Polskie Znaki, na płycie Mroza, na scenie ze Stanisławem Sojką…