Chaos opóźnił wybuch talentu Magdy Linette
WIII rundzie wielkoszlemowego turnieju Australian Open grało troje Polaków: Magda Linette, Iga Świątek i Hubert Hurkacz, co było najlepszym osiągnięciem polskiego tenisa od dekady. Jak to osiągnęliśmy?
Niespełna 31-letnia Linette zaczęła grać dzięki ojcu i pieniądzom rodziny, a później rozwijała się dzięki własnej ogromnej determinacji i niezłomności. W Polsce za ich sportowej młodości systemu, który „produkuje” tenisowe gwiazdy, nie było i nie ma go również teraz, bo ścieżkę rodzinną powielają następni, w tym Świątek i Hurkacz. A już w żadnym razie nie ma czegoś takiego, co działa w Czechach: zawodniczki rozwijają się tam dzięki państwowym pieniądzom, a potem oddają na szkolenie młodych część zarobków wygranych na korcie. Banalnie proste, cholernie skuteczne i można to nazwać systemem.
U nas jest chaos, u nas jest niesystem. W Polsce krążą legendy o wyprzedawaniu majątku przez najbliższych, aby zabezpieczyć rozwój młodych talentów z rodziny. Budżet inwestycyjny to nawet 200-300 tys. zł rocznie. I z każdym sezonem rośnie, jeśli z czasem ambicja każe przenieść się do drogiego ośrodka, zatrudnić dobrego zagranicznego trenera i wziąć udział w wielu turniejach.
Rzadko lokata kapitału się zwraca, ryzyko plajty jest wysokie. Trzeba za jednym zamachem mieć talent, pieniądze, szczęście, zdrowie i to wszystko przed ukończeniem 12. roku życia.
Część juniorów na początku pierwszej dekady XXI wieku korzystała z pomocy biznesmena Ryszarda Krauzego. Jego spółka Prokom przekazywała do PZT nawet 4 mln zł rocznie na rozwój młodych graczy, najlepsi otrzymywali stypendia w wysokości 300 tys. zł rocznie, a ci z dołu listy wsparcia – 50 tys. Ale około 2008 r. źródło wyschło wraz z wycofaniem się Krauzego z biznesu. Do programu nie zdążyła się załapać Linette.
Przez kilka lat z tenisem było krucho – aż do decyzji o sponsoringu dyscypliny przez Lotos. Teraz PZT prowadzi skromne programy upowszechniające dla dzieci.
Ostatnio, wraz z wybuchem talentu Igi Świątek, powstały fundacje i firmy marketingu sportowego, inwestujące w młodych ludzi, w których widzą przyszłe (dobrze zarabiające) zawodniczki lub zawodników. Dokłada się do tenisa Ministerstwo Sportu: płaci stypendia i współfinansuje budowę kortów. Ale i tak bez rodziców ani rusz.
To wszystko jest chaotyczne, ale nasz niesystem nie odbiega specjalnie od tego, co się dzieje w wielu innych krajach. Wie to każdy, kto obejrzał film o siostrach Williams i ich ojcu.
W Czechach zawodniczki rozwijają się dzięki państwowym pieniądzom, a potem oddają na szkolenie młodych część zarobków wygranych na korcie