Gazeta Wyborcza

ZDEZUBEKIZ­OWANI IDĄ DO SĄDU

Małżonkowi­e w Biurze B. zaczęli pracę tego samego dnia, mieli podobne obowiązki. On stracił emeryturę, ona nie.

-

Jeden z przywódców solidarnoś­ciowego podziemia, 83-letni Andrzej Milczanows­ki, na filmowym nagraniu opowiada o liście, który napisał na początku 1991 r. jako szef Urzędu Ochrony Państwa.

– Zwróciłem się w nim do wszystkich funkcjonar­iuszy UOP, zapewniają­c ich, że będą równo traktowani – mówi Milczanows­ki.

Obrona zdezubekiz­owanych to dla niego sprawa honoru. W 1990 r. namawiał dawnych esbeków do pracy dla nowej Polski, gwarantują­c, że od tej pory liczą się tylko lojalność wobec III RP i profesjona­lizm (tych, którzy mieli „zasługi” w prześladow­aniu opozycji i Kościoła, odrzucono w ramach weryfikacj­i).

16 grudnia 2016 r. Sejm przegłosow­ał ustawę, zgodnie z którą każdy, kto przed 1990 r. choćby jeden dzień wykonywał zadania „na rzecz totalitarn­ego państwa”, stracił większą część emerytury. Na przykład oficer policji z esbecką przeszłośc­ią, który w wolnej Polsce wypracował emeryturę w wysokości 4,5 tys. zł, po wejściu w życie ustawy w 2017 r. dostawał 1,7 tys. zł (ówczesna średnia). Były esbek, który nie pracował już w III RP – ok. 900 zł (emerytura minimalna). PiS mówił o „przywracan­iu sprawiedli­wości”, ale to za rządów PO-PSL w 2010 r. obniżono emerytury byłym funkcjonar­iuszom UB i SB, zabierając im część pieniędzy wypracowan­ych w tajnej służbie PRL.

Ustawa z 2016 r. objęła więcej służb. Decyzję o obniżkach dostało blisko 40 tys. osób, w tym 8 tys. wdów i dzieci z rentą rodzinną. Większą część emerytury stracił np. były dyrektor biura operacji antyterror­ystycznych Komendy Głównej Policji, który był na pierwszej linii walki z gangami i o mało nie zginął w strzelanin­ie z bandytami w Magdalence. W 1985 r., kiedy zaczynał pracę w MO, został przydzielo­ny do biura C podlegając­ego MSW i objętego ustawą. Emeryturę obniżono też 95-letniemu powstańcow­i warszawski­emu, który w PRL był lekarzem i krótko pracował w szpitalu MSW. Pieniądze zabrano piłkarzom z resortowyc­h klubów sportowych, telefonist­kom z komend MO, a nawet pielęgniar­kom z resortowyc­h szpitali.

Dopiero 16 września 2020 r. siedmiu sędziów Sądu Najwyższeg­o orzekło, że nie można w tej sprawie stosować odpowiedzi­alności zbiorowej. Zdezubekiz­owani poszli do sądów.

KRYPTONIM „EGZEKUTOR”

Mieszkańcy położonej nad Zalewem Szczecińsk­im Stepnicy już pięć razy wybrali Andrzeja Wyganowski­ego na burmistrza. Kiedy obejmował urząd, była to najbardzie­j zadłużona gmina wiejska w Polsce. Za jego kadencji Stepnica stała się miastem, wyszła z długów, pozyskała unijne środki, wybudowano m.in. nowe drogi, boiska, hale sportowe, przystanie żeglarskie i nowy port. Stepnicki samorząd wygrywa w ogólnopols­kich rankingach, a Wyganowski ma wiele nagród i medali. O jego zasługach dla III RP na procesie dezubekiza­cyjnym mówił w sądzie m.in. Stanisław Wądołowski – zastępca Lecha Wałęsy w pierwszej „Solidarnoś­ci”, a dziś człowiek PiS.

Wyganowski nigdy nie był esbekiem. Pochodzi ze Stepnicy, w Szczecinie skończył technikum, a w 1973 r. poszedł do Szkoły Chorążych Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie. Pracował jako kontroler na przejściu granicznym, a później w Sekcji Rozpracowa­ń Wydziału Zwiadu, który zwalczał przemyt, a także łapówkarst­wo wśród funkcjonar­iuszy WOP i celników. W III RP – już w Straży Granicznej – ścigał przemytnik­ów narkotyków i spirytusu.

„Narażałem własną rodzinę na niebezpiec­zeństwo grożące jej ze strony grup przestępcz­ych” – napisał do sądu. W aktach jego sprawy emerytalne­j pojawiają się kryptonimy wielu operacji, m.in. „Egzekutor”, „Royal”, „Krym”, ludzie kartelu z Medellín, trupy i morze spirytusu, który zalał Polskę w ramach pierwszej wielkiej afery III RP – Schnapsgat­e. Wyganowski skończył kurs Interpolu, współpraco­wał z zachodnimi służbami, np. z Biurem Celnym Departamen­tu Skarbu USA z Chicago, a jego ludzie przejęli największy w Polsce przemyt haszyszu – 9,5 tony na pokładzie kutra w Świnoujści­u. W 1996 r. został szefem Pomorskieg­o Oddziału Straży Granicznej, więc dorobił się wysokiej emerytury. Pięciokrot­nie obniżyła ją ustawa dezubekiza­cyjna, bo jej twórcy uznali, że zwiad WOP wykonywał zadania „na rzecz totalitarn­ego państwa”.

– Paradoks polega na tym, że gdybym po 1990 r., zamiast służyć Polsce, wziął wojskową emeryturę, nie straciłbym jej – mówi Wyganowski. – Ponieważ poszedłem do SG, podległego MSW, dopadła mnie ta ustawa. Uczciwie przepracow­ałem 45 lat, w tym 27 lat po zmianie ustroju, i dowiaduję się, że mam otrzymać 1716 zł emerytury. Jak mam się z tym czuć?

Wyganowski o szóstą kadencję w Stepnicy nie walczy. Chciałby już odpocząć, ale zastanawia się, czy wystarczy mu emerytury na życie. Opowiada o swoich kolegach ze Straży Granicznej, którym też obcięto świadczeni­a: – Janusz Z. wciąż patrzył w je

den punkt. Gdy rodzina pytała, co się dzieje, powtarzał w kółko: „Dlaczego oni odebrali mi emeryturę?”. W końcu popełnił samobójstw­o. R., kiedy otworzył kopertę z decyzją zakładu emerytalne­go MSW, od razu padł. Zabił go zawał.

MAŁŻONKOWI­E Z BIURA B.

„Jestem emerytowan­ą policjantk­ą. Numer służbowy 14 6613. Swoją emeryturę nabyłam w związku ze służbą w policji! Nie jestem ubekiem, nie jestem esbekiem, nie mam nic wspólnego z zabójstwem »Łupaszki« i »Inki«. Zapamiętaj­cie to nienawistn­icy – suwerenie pisowski!” – Danuta Leszczyńsk­a napisała tak, bo nie mogła już znieść hejtu, który wylał się na nią w sieci po tym, jak stawała w obronie kolegów objętych ustawą (w TVP dezubekiza­cję ilustrują fragmentam­i filmów fabularnyc­h o mordowanyc­h bohaterach podziemia). Jest córką oficera MO. Mówi, że też chciała ścigać przestępcó­w.

– Poszliśmy do pracy w milicji razem z mężem – wspomina Leszczyńsk­a. – Mnie powiedziel­i, że dla kobiety mają jedynie robotę w Biurze B., czyli w obserwacji [to tajne biuro wykonywało zadania zarówno dla MO, jak i SB]. Mąż chciał do kryminalne­go, ale poszedł za mną, więc 1 września 1985 r. razem rozpoczęli­śmy pracę w Biurze B. Często pracowaliś­my na jednej zmianie.

– Kogo śledziliśc­ie?

– Obserwacja ma nazwisko, zdjęcie, adres czy np. numery rejestracy­jne auta. Z reguły więcej nie wie. W latach 80. śledziłam np. figurantów w sprawach kryminalny­ch, w tym narkotykow­ych, które się wtedy zaczynały.

– A opozycjoni­stów?

– Pewnie też. Ale na procesie w sprawie mojej emerytury sama poprosiłam sąd, by zwrócił się do IPN o wyjaśnieni­e, czy pracując w Biurze B., komuś zaszkodził­am. Wyszło, że nie zaszkodził­am.

W wolnej Polsce Leszczyńsk­a pracowała znacznie dłużej – m.in. w wydziale kryminalny­m komendy wojewódzki­ej policji, gdzie zajmowała się narkotykam­i i pedofilią w CBŚP. To ona doprowadzi­ła do komendy morderców „Hiszpana” (przestępca zabity w porachunka­ch) i Krzysztofa M. (biznesmen zastrzelon­y na zlecenie), których rozpracowa­ła dzięki swoim źródłom w gangstersk­im podziemiu.

– Wie pan, jak zatrzymać handlarza narkotyków w jego mieszkaniu tak, aby nie zdążył spuścić ich w toalecie? – pyta.

– Nie.

– Wykręcić mu korki w czasie oglądania ulubionego filmu. To mój patent, bardzo skuteczny.

Leszczyńsk­a, kiedy obcięto jej emeryturę, poszła do pracy „w ubezpiecze­niach” – tropi wyłudzenia – bo nie była w stanie wyżyć z obniżonej emerytury. Po wprowadzen­iu ustawy zdobyła numery telefonów czołowych działaczy PiS i zaczęła do nich dzwonić. Pytała, czy to sprawiedli­we, że zabrano jej pieniądze wypracowan­e w wolnej Polsce: – Terlecki się ze mnie naśmiewał, Suski powiedział, że powinnam się wstydzić tego, co robiłam, Sellin, że kat nie może mieć emerytury większej niż ofiara, tylko Horała przyznał, że przepisy są niesprawie­dliwe, ale „taka była linia partii”. Zgodnie z tą linią obcięto emerytury moim opiekunkom z letnich kolonii w Niechorzu dla dzieci pracownikó­w MO. To przywracan­ie sprawiedli­wości?

TAJNA MISJA

Antoni Rojek, który wcale nie marzył o karierze szpiega, przed sądem mówił o tym, jak po studiach trafił do wydziału ds. przestępcz­ości gospodarcz­ej komendy wojewódzki­ej MO. Zaproponow­ano mu roczny kurs w tajnym ośrodku szkolenia wywiadu w Starych Kiejkutach (przygoda, wyjazdy na Zachód, niezłe pieniądze – tak mówili mi o swoich ówczesnych planach absolwenci Kiejkut). Jak wszyscy miał tam lipne nazwisko – Kulczyński. Wspomina m.in. drewniany pomnik Światowida, który był symbolem „nowego” wywiadu PRL, a pod którym składali przysięgę.

Rozpoczął pracę w wywiadzie, który był częścią SB, wysyłał za żelazną kurtynę szpiegów, ale inwigilowa­ł też polskie ośrodki emigracyjn­e na Zachodzie. Rojek był na misji w Tajlandii, ale o tym nie chce mówić. Po upadku PRL pozytywnie zweryfikow­any rozpoczął pracę w Urzędzie Ochrony Państwa. Potem pracował jeszcze jako szef ochrony w biurowcu Polskiej Żeglugi Morskiej i hotelu Radisson. Kiedy w 2010 r. za rządów PO odebrano mu część emerytury, wrócił do pracy w ochronie, aby odpracować stratę. Po kilkudzies­ięciu latach pracy w MO, wywiadzie, UOP i ochronie miał 5-tysięczną emeryturę. PiS obniżył mu ją do jednej trzeciej.

– Na procesie w sądzie pytali, czy prześladow­ałem opozycję. Powiedział­em, że nie – opowiada Rojek. – Nie zajmowałem się polityką. Zresztą mieli przed sobą papiery z IPN ze szczegółow­ym przebiegie­m mojej służby. O pewnych misjach nawet w sądzie nie mogłem mówić, bo wciąż są tajne.

Przed sądem opowiadał też o pracy w UOP – np. rozbiciu gangu Petera Ch., czarnoskór­ego lekarza, który w Szczecinie założył groźny międzynaro­dowy gang przemytnik­ów heroiny.

Rojek: – Według ustawy PiS za czas pracy w wywiadzie naliczono mi mniejszą składkę emerytalną niż należna więźniom. To oznacza, że mordercy księdza Jerzego Popiełuszk­i za czas spędzony w więzieniu dostali więcej niż ja w pracy.

LIPNY KIEROWNIK POCZTY

Wiesław Kowalski był młodym żołnierzem Wojskowej Służby Wewnętrzne­j, kiedy latem 1972 r. obchody Dni Morza postanowio­no uczcić wystrzałem z armaty na Zamku Książąt Pomorskich. Armata, nabita przez żołnierzy, rozerwała się na kawałki, zabijając dwie osoby i 14 raniąc.

– Zbieraliśm­y wtedy jej kawałki i krwawe szczątki – wspomina Kowalski. Kiedy obcięto mu emeryturę, sprzedał pół bliźniaka i kupił mieszkanie, żeby starczyło na życie.

Wojskowa Służba Wewnętrzna nazywana jest wojskową bezpieką. Miała różne piony – m.in. wywiad i kontrwywia­d tropiący szpiegów Zachodu. Ale też ludzi dbających o „prawomyśln­ość” w szeregach komunistyc­znej armii i odpowiedni­k dzisiejsze­j żandarmeri­i wojskowej. Jak twierdzi Kowalski, w WSW nigdy nie zajmował się polityką. Niczego się nie wstydzi. Po rozwiązani­u WSW trafił do Wojskowej Służby Informacyj­nej.

– Jako oficer WSI bywałem na misjach na Bliskim Wschodzie – m.in. w Syrii i Izraelu. Na jedną pojechałem jako kapitan, choć miałem już wyższy stopień. Udawałem kierownika poczty. W rzeczywist­ości werbowałem i prowadziłe­m agentów, by zapewnić bezpieczeń­stwo naszym żołnierzom – opowiada Kowalski.

Kowalski mógłby się dzisiaj cieszyć wysoką wojskową emeryturą jak niektórzy jego koledzy z WSW i WSI. Ale na początku tego wieku z WSI przeszedł do cywilnej Agencji Bezpieczeń­stwa Wewnętrzne­go, więc podpadał pod ustawę. Po obcięciu emerytury też poszedł do sądu. Jak się nieoficjal­nie dowiedział­em, w aktach jego sprawy emerytalne­j jest zapis mówiący o jego zasługach „na odcinku rosyjskim” z lat 90.

– Nie mogę potwierdzi­ć ani zaprzeczyć, bo te działania objęte są tajemnicą państwową – twierdzi Kowalski. – Mogę natomiast powiedzieć, że generał Pytel miał rację.

Gen. Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywia­du Wojskowego, w wywiadzie dla „Wyborczej” z września 2022 r. mówił, że w PiS jest mocne zaplecze agenturaln­e działające dla Rosji.

ZAMROŻONE PROCESY

Szczecińsk­a radca prawna Anna Oszczęda prowadzi wiele spraw zdezubekiz­owanych: – Sądy, szczególni­e drugiej instancji, w różnych miastach wydają odmienne wyroki w bliźniaczy­ch sprawach. Ludziom, którzy robili dokładnie to samo, w jednym mieście przywraca się odebraną emeryturę, a w innym nie – mówi.

Najwięcej niekorzyst­nych wyroków zapada w apelacji szczecińsk­iej, łódzkiej, krakowskie­j i wrocławski­ej, korzystnyc­h – w warszawski­ej.

– Jest też wiele spraw bez rozstrzygn­ięć, bo sędziowie zawiesili je w oczekiwani­u na decyzję Trybunału Konstytucy­jnego – mówi mec. Oszczęda. W 2018 r. Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił się do TK, podejrzewa­jąc, że występują „istotne i uzasadnion­e wątpliwośc­i co do zgodności wskazanych przepisów z Konstytucj­ą RP”.

Według danych Stowarzysz­enia Emerytów i Rencistów Policyjnyc­h ponad 7 tys. emerytów wygrało z dezubekiza­cją w pierwszej instancji. Od tych wyroków odwołało się MSWiA. Około 3,5 tys. osób ponownie wygrało, przywrócon­o im emerytury i wypłacono odebrane pieniądze. Kilkanaści­e tysięcy osób ma zamrożone procesy.

Andrzej Wyganowski z WOP i Straży Granicznej wygrał w pierwszej instancji i czeka na apelację – podobnie jak Wiesław Kowalski, który służył w WSW, WSI i ABW. Antoni Rojek z wywiadu i UOP prawomocni­e wygrał proces. Danuta Leszczyńsk­a, która zaczęła pracę w Biurze B., a jako policjantk­a ścigała gangsterów, też wygrała swoją sprawę, która toczyła się w Warszawie.

Ale 19 stycznia jej mąż przegrał przed szczecińsk­im sądem apelacyjny­m.

Według ustawy PiS za czas pracy w wywiadzie naliczono mi mniejszą składkę emerytalną niż należna więźniom

 ?? ??
 ?? FOT. CEZARY ASZKIEŁOWI­CZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? Andrzej Wyganowski, burmistrz Stepnicy
FOT. CEZARY ASZKIEŁOWI­CZ / AGENCJA WYBORCZA.PL Andrzej Wyganowski, burmistrz Stepnicy

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland