Od fotografii i „M jak miłość” do sera z nerkowców
– Dobre pytanie. Nie wiemy. Ale możemy nie mieć wyjścia. Przemysłowa produkcja mleka i mięsa nie pomaga naszej planecie. Roślinna – tak – mówią Zuzanna Rzymanek-Omulecka i Magdalena Rzymanek-Paczkowska, czyli Wege Siostry.
ZUZANNĄ RZYMANEK-OMULECKĄ I MAGDALENĄ RZYMANEKPACZKOWSKĄ
PIOTR MIĄCZYŃSKI: Pani była fotografem, pani pracowała przy produkcji serialu „M jak miłość”. A teraz robicie wegańskie sery. ZUZANNA RZYMANEK-OMULECKA I MAGDALENA RZYMANEK-PACZKOWSKA:
Zgadza się.
Pani Zuzanna, po prawie, odpowiada za gotowanie, pani Magda, po biologii, odpowiada za finanse. ZUZANNA: Przewrotne, przyznaję. Aczkolwiek ma to wszystko sens.
Po siedmiu latach pracy przy produkcji serialu wyjechała pani do Australii. Dlaczego?
ZUZANNA:
Bo chciałam coś zmienić w swoim życiu. Potrzebowałam przerwy, żeby przemyśleć sobie, co dalej. Na początku przez trzy miesiące była Azja. Pracowałam na przykład jako wolontariuszka na farmie motyli w Laosie. Tyle że nie chciałam wracać, tylko dalej podróżować. Dowiedziałam się o wizie, dzięki której można legalnie pracować w Australii. Trzeba o nią aplikować przed ukończeniem 31. roku życia. Byłam akurat w tym wieku. Ostatni dzwonek.
A że zawsze moją pasją było gotowanie, to poszłam za tym tematem.
Z zerowym doświadczeniem w zawodowej gastronomii. ZUZANNA:
I przez miesiąc nie mogłam znaleźć pracy. Pierwszą szansę dało mi trzech braci, którzy właśnie otwierali restaurację specjalizującą się w sałatkach w stylu glamour. I tak gotowałam w restauracjach przez dwa lata. Robiłam na przykład twarożek z orzechów makadamia.
Pojechałam jeszcze do Nowej Zelandii i Japonii, aż w końcu wróciłam do Polski.
A dlaczego biolog zostaje fotografem? MAGDA:
Na ostatnim roku biologii stwierdziłam, że to chyba jednak nie jest to. A w związku z tym, że u nas w domu zawsze był aparat fotograficzny, chwyciłam go. Bardzo mi się spodobało to, że można w ten sposób zatrzymać chwile.
Zapisałam się do Warszawskiej Szkoły Fotografii Mariana Schmidta. I stwierdziłam, że to chcę robić w życiu. Że to jest ważne, że sprawia mi to przyjemność, a na dodatek można jeszcze zarobić jakieś pieniądze.
Zawód freelancera, owszem, wymaga elastyczności. Jakiegoś tam planowania, ale dobrze mi z tym było.
To dlaczego się to pani znudziło? MAGDA:
Nie znudziło mi się. Mój mąż, Tomek, również był wtedy fotografem. Razem pracowaliśmy. Natomiast wiedzieliśmy, że jest to zawód, który wymaga ciągle świeżego spojrzenia, często zatrudnia się młodych ludzi, że bezpieczniej pieniądze, które zarabiamy, w coś zainwestować. Mieć jakąś odskocznię na przyszłość.
Bo fotografię można zawsze robić. I do niej wrócić w pewnym momencie. Bo to jest przede wszystkim pasja.
Powiem szczerze, jak Zuzia powiedziała mi o alternatywie dla sera z nerkowców, to tak naprawdę nawet tego nie próbowałam.
Uwierzyła jej pani na słowo? MAGDA:
Oczywiście. Wiem, że Zuzia ma niesamowity smak. Po prostu wyszukałam, czy są w ogóle jakiekolwiek firmy, które coś takiego robią. Okazało się, że jest ich raptem kilka na całym świecie. Powiedziałam wtedy: Zuzia, robimy to. To jest to. Poprosiliśmy z Tomkiem o listę sprzętów, jakich potrzebuje, żeby rozpocząć miniprodukcję i próby.
Pani wpadła na pomysł serów z nerkowca, będąc jeszcze w Australii? ZUZANNA:
Już w Polsce. W Australii rzeczywiście chłonęłam dużo nowinek o rynku gastronomicznym i widziałam, że coś się w tym temacie dzieje.
Pamiętam, że rozmawiałam z szefem kuchni już w Warszawie na temat alternatyw dla nabiału. I jakoś w wyniku tej rozmowy stwierdziłam, kurczę, naprawdę można by spróbować coś takiego zrobić. Wiedziałam, że za granicą są tego typu produkty. Wiedziałam, że z orzechów nerkowca w Stanach robiono roślinne sery.
Podjęłam próbę. Pierwsze roślinne serki z nerkowców powstały w wegańskiej restauracji, w której wtedy pracowałam.
A oni chętnie próbowali? MAGDA:
Właśnie niekoniecznie. Jak w 2017 czy w 2018 roku ktoś usłyszał „wegański ser”, to od razu się krzywił i miał trochę złe skojarzenia. Więc zaczynałyśmy oczywiście od tego, że jest to produkt na bazie orzechów nerkowca, pełnowartościowy, fermentowany tradycyjnymi metodami serowarskimi, naprawdę smaczny etc.
I jak kogoś się udało namówić do spróbowania, to już zazwyczaj zamawiał. Ludzie byli w szoku, że roślinna alternatywa dla sera może być tak dobra.
Teraz już jesteście w dyskontach. MAGDA:
Nawet od 2020 roku. Pierwszą siecią, która zaprosiła nas do współpracy, był Lidl. Odezwała się do nas pani kupiec, że zaprasza nas do kontaktu. Teraz kluczowymi klientami są też Auchan, Carrefour, Rossmann.
W 2019 r. mieliście przychody 1,8 mln zł. A teraz?
MAGDA:
Za 2021 było prawie 8 mln zł, w 2020 – 4,4 mln. Tuż przed wybuchem pandemii otworzyliśmy sklep internetowy. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Cała sprzedaż się nagle przeniosła do internetu.
Jesteśmy zyskowni. Natomiast za 2022 r. będziemy mieć trochę gorsze wyniki, 2022 to był rok inwestycji.