Szczęsny dostawał pensję pod stołem?
Kiedy turyńczycy rezygnowali z zarobków podczas pandemii, komplementowano ich za akt lojalności wobec klubu. Czy teraz okażą się współwinni oszustwa?
W ubiegłym tygodniu Juventus został ukarany odjęciem 15 punktów zdobytych we włoskiej Serie A, przez co ze ścisłej czołówki tabeli zleciał do jej środka. Praktycznie stracił szanse na awans do Ligi Mistrzów, będzie mu też niezwykle trudno wśliznąć się do jakiegokolwiek z europejskich pucharów. To kataklizm i sportowy, i finansowy.
Turyńczycy ponieśli konsekwencje machinacji wykrytych przez kilka nakładających się na siebie śledztw – prowadzonych przez służby zarówno państwowe, jak i futbolowe. Sprawa jest skomplikowana, a na jej pełniejsze zrozumienie musimy poczekać: na kolejne posunięcia zaangażowanych w dochodzenia instytucji, na publikację uzasadnienia wyroku (przyszły tydzień). Najbardziej utytułowanemu klubowi ligi włoskiej zarzuca się, że fałszował bilanse, ogłaszał nieprawdziwe sprawozdania o swoich finansach, zawyżał zyski ze sprzedaży piłkarzy etc.
Juventus znów ofiarą
Podejrzanych było w Serie A więcej, ale Juventus miał dopuścić się największej liczby udowodnionych krętactw (przeprowadził aż 42 z 62 wywołujących wątpliwości transferów), a jako spółka notowana na mediolańskiej giełdzie podlega szczególnie skrupulatnemu monitoringowi.
Turyńczycy mówią o „rażącej niesprawiedliwości”, czują się pokrzywdzeni i traktowani surowiej niż konkurenci – podobnie jak w 2006 roku, gdy po skandalu Calciopoli zostali relegowani do Serie B. Jednak już w listopadzie do dymisji podał się cały zarząd Juve, na czele z prezesem Andreą Agnellim (przedstawicielem dynastii posiadającej klub od przedwojnia) i wiceprezesem Pavlem Nedvědem (byłym laureatem Złotej Piłki).
Można powiedzieć, że wykonali ruch wyprzedzający, bo FIGC wygnała ich ze stadionów. Nie dość, że odjęła Juventusowi 15 punktów (prokurator żądał dziewięciu), to zakazała działalności w futbolu 11 klubowym działaczom – m.in. właśnie Agnellemu (24 miesiące banicji), Nedvědowi (8 miesięcy) oraz byłemu dyrektorowi sportowemu Fabio Paraticiemu (30 miesięcy).
Niewykluczone, że dyskwalifikacje grożą także piłkarzom, ponieważ rozwojowy pozostaje wątek „manipulowania pensjami”, którym zajmuje się turyńska prokuratura, a być może zajmie się również FIGC.
Wiosną 2020 roku aż 23 zawodników podpisało porozumienie, w którym zgadzało się na redukcję zarobków. Trwała pandemia, mecze toczyły się przy pustych trybunach, kluby traciły olbrzymią część planowanych przychodów – we Włoszech szczególnie mocno uderzało to w Juventus, jedną z zaledwie kilku drużyn posiadających własny stadion. Rywale grają na obiektach miejskich i nie mogą rozwinąć na nich pełnej komercyjnej działalności. Komentatorzy zachwycali się wówczas wspaniałomyślnością piłkarzy – był wśród nich bramkarz Wojciech Szczęsny, ale nie napastnik Arkadiusz Milik, pozyskany dopiero przed bieżącym sezonem – którzy postanowili ulżyć znajdującemu się w tarapatach pracodawcy. Juventus miał zrzucić z budżetu aż 90 mln euro wydatków.
I w ten sposób fałszować przebieg ligowej rywalizacji. Jak przed kilkunastu laty manipulowali sędziami meczów, tak teraz wydawali pieniądze, których nie mieli prawa wydawać. Blisko 90 mln zainwestowali np. poprzedniej zimy w transfer rewelacyjnego napastnika Duszana Vlahovicia.
Buntownicy rezygnują z telewizji
Dzisiaj włoskie media donoszą, że zawodnicy wcale nie zrezygnowali, w przeciwieństwie do deklaracji z czterech miesięcznych pensji nie otrzymali tylko jednego przelewu, a pozostałe trzy wypłaty przekazano im pod stołem. Dzięki temu obie strony zaoszczędziły na podatkach, a Juve poprawił wynik finansowy.
Dochodzenie trwa. Teoretycznie może zakończyć się nawet degradacją klubu do Serie B – gdyby okazało się, że bez tamtych machinacji nie spełniałby wymagań pozwalających zgłosić się do rozgrywek. To sankcja mało prawdopodobna. Ale już zdyskwalifikowanie piłkarzy wydaje się realne, a nawet kilkutygodniowe zawieszenie ostatecznie przygniotłoby drużynę, z dnia na dzień zrzuconą w otchłań.
Śledztwa cały czas trwają, wciąż czekamy na reakcję UEFA, od kary FIGC nowi szefowie Juve odwołają się do Włoskiego Komitetu Olimpijskiego, który jednak sprawdzi wyłącznie technikalia – czy w trakcie postępowań nie złamano procedur.
Jeśli nie nastąpi zaskakujący zwrot akcji, potężny cios spadnie na cały włoski futbol. Bezapelacyjnie najbogatsza na świecie liga angielska ucieka mu na coraz większy dystans, a turyńczycy, których afera może zmusić do gwałtownej redukcji wydatków, jako jedyni byli w stanie konkurować niekiedy z europejską czołówką. I jako jedyni przedstawiciele Serie A zdołali po 2010 roku zajrzeć do finału Champions League.
Sytuacja pogarszała się w minionych latach, na ostatnim kontrakcie telewizyjnym włoskie rozgrywki zyskały mniej niż na przedostatnim. I choć teraz zanosiło się na odwrócenie tendencji, to do ofensywy właśnie przystąpili wściekli kibice Juve. Od kilku dni masowo rezygnują z abonamentów transmitujących mecze telewizji Sky oraz internetowej platformy DAZN, nawołują do buntu znajomych, a stanowią potężną siłę przekładającą się na biznesową presję – ich drużynie kibicuje się we wszystkich częściach w kraju, poza Turynem bywa wręcz popularniejsza niż we własnym mieście. Specjaliści obliczają, że posiadacze praw mogą stracić na bojkocie nawet grubo powyżej 100 mln euro i zażądać od ligi włoskiej renegocjacji umowy.