Jak PiS zabiera się za szpiegów
Wtym tygodniu rozmawiałem z kilkoma zagranicznymi dyplomatami. Z jednym spotkałem się nawet na kawie, z innym rozmawiałem przez telefon (zapomniałem pozdrowić wiceministra Wąsika, przepraszam). Rozmawialiśmy o sytuacji międzynarodowej i sytuacji w Polsce. Przyznaję, że mogłem wyrazić niepochlebne opinie na temat moralnej kondycji rządu Zjednoczonej Prawicy. Niektóre opinie mogły być nawet złośliwe, choć jeśli chodzi o meritum, nie odbiegały od tego, co publikujemy w „Wyborczej”.
Spotkania i rozmowy z dyplomatami, ekspertami czy zagranicznymi dziennikarzami to część mojej pracy. W ten sposób zbieram informacje, wymieniam poglądy, poznaję inne punkty widzenia. Zwierzam się Państwu z tego, bo wkrótce nasza władza za tego typu kawiarniano-konferencyjną działalność będzie mogła wsadzać do więzienia.
PiS postanowiło zabrać się za prawdziwych i urojonych szpiegów. I wprowadza do kodeksu karnego przestępstwo „nieumyślnego szpiegostwa”, za które można wylądować za kratkami nawet na pięć lat. Wystarczy w rozmowie z cudzoziemcem ujawnić nieumyślnie wiadomość, „której ujawnienie lub wykorzystanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej”, i wpada się w szpony agentów ministra Kamińskiego, a potem prokuratury ministra Ziobry.
Powiecie Państwo, że przesadzam, że nie każdy cudzoziemiec jest szpiegiem, że trzeba przecież ujawnić jakieś wrażliwe informacje… Ale przecież żyjemy w Polsce PiS. Skoro kobiety, która napisała na szybie biura posła PiS Krzysztofa Czabańskiego skrót PZPR (to partia, do której należał), szukała policyjna grupa specjalna, a po zatrzymaniu postawiono jej zarzut propagowania ustroju totalitarnego, to po kontrolowanych przez PiS służbach możemy spodziewać się wszystkiego. Przypomniał mi się dowcip z czasów PRL, gdy faceta twierdzącego, że pierwszy sekretarz jest debilem, skazano nie za obrazę, ale za zdradę tajemnicy państwowej.
Zresztą można rozmawiać o pogodzie. Nowe przepisy mają dać ABW prawo inwigilowania podejrzanych o nieumyślne szpiegostwo bez kontroli sądu, tak jakby byli terrorystami.
Spotkasz więc kogoś, kogo służby PiS uznają za potencjalnego szpiega, założą ci podsłuch (także w hotelowym pokoju), a może sięgną po Pegasusa. W najlepszym wypadku nagrania powędrują do usłużnych pracowników mediów narodowych, którzy będą je wałkować na antenie i w internecie. Tak jak w kampanii wyborczej wałkowano spreparowane SMS-y senatora Krzysztofa Brejzy.
I o to zapewne w zaostrzaniu kodeksu karnego najwyraźniej chodzi. Rosyjskie czy chińskie szpiegostwo to bez dwóch zdań poważny problem. By je zwalczać, trzeba mieć służby z prawdziwego zdarzenia, a nie partyjnych funkcjonariuszy, którzy zajmują się poszukiwaniem kompromatów na opozycję.
W najlepszym wypadku nagrania powędrują do usłużnych mediów narodowych, które będą je wałkować na antenie