Ceny nadal rosną w dwucyfrowym tempie
W maju inflacja w Polsce wyniosła 13 proc., jak wynika ze wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego. To oznacza, że ceny nadal rosną bardzo szybko, mimo że jest to odczyt minimalnie niższy niż w ubiegłych miesiącach.
Drożeje wszystko, a najbardziej żywność i utrzymanie mieszkania, co oznacza, że drożyzna najmocniej uderza w niezamożne rodziny. Wciąż wyraźnie rosły ceny żywności (o 18,9 proc. rok do roku), wzrosły także ceny nośników energii (o 20,4 proc.), a ceny paliw spadły (o 9,5 proc.).
W kolejnych miesiącach inflacja zaczyna minimalnie spowalniać, ale to nie oznacza, że ceny spadają. To nie znaczy oczywiście, że ceny spadną albo chociaż przestaną rosnąć. Nic takiego – obecne poziomy cen w sklepach spożywczych czy stawki za utrzymanie mieszkania nadal będą rosnąć, choć w nieco tylko wolniejszym tempie.
Ekonomiści liczą, że w latach 2022-24 skumulowana inflacja wyniesie blisko 40 proc. O tyle zbiedniejemy, jeśli nie dostaliśmy podwyżki.
Najgorszy był luty 2023 roku, kiedy inflacja doszła do 18,4 proc. Na wiosnę jest już nieco lepiej, ale to tylko efekt statystyczny: już w maju 2022 roku ceny rosły w tak szybkim tempie, że teraz ten wzrost będzie nieco mniejszy, choć jeszcze, chociaż przez kilka miesięcy, nie jednocyfrowy.
Ceny nie wzrosły w porównaniu z kwietniem. Porównując z poprzednim miesiącem, żywność podrożała w maju o 0,6 proc., nośniki energii potaniały o 0,5 proc., a ceny paliw o 4,8 proc.
Skąd spadki cen paliw? Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen, sam ogłaszał, że koncern przed majówką obniża ceny paliw na stacjach, i podkreślił, że koncern od dziesięciu dni obniża ceny paliw. – Obniżamy ceny paliw, bo notowania na giełdach paliw się stabilizują – o 24 grosze olej napędowy i benzynę o 12 groszy. Dziś następna obniżka, bo idzie długa majówka: dodatkowo 8 groszy na benzynie i 12 groszy na oleju – mówił.
Inflacja zostanie z nami na lata
Ale przed nami – zdaniem ekonomistów – jeszcze dwa, jak nie cztery lata szybkiego wzrostu cen.
Jeszcze na koniec 2024 roku inflacja – zgodnie z prognozami Narodowego Banku Polskiego – będzie w okolicach 7 proc. i dopiero w 2025 roku (więc za nieco ponad dwa lata) zejdzie do tzw. celu inflacyjnego, czyli 2,5 proc. A to tylko prognozy, rzeczywistość może okazać się inna.
Wiele szacunków wskazuje jednak, że zejście inflacji do celu inflacyjnego (czyli wspomnianych 2,5 proc.) będzie możliwe nie wcześniej niż w 2027 roku. A i to tylko wtedy, jeśli przez najbliższe cztery lata nie pojawią się nowe, niekorzystne szoki.
Choć do rekordowego wzrostu cen przyczyniła się inwazja Rosji na Ukrainę, to inflacja zaczęła rosnąć już dużo wcześniej. Szalony wzrost cen to pokłosie nie tylko kryzysu energetycznego, ale też rekordowych transferów od rządu po lockdownie i utrzymywania stóp procentowych na rekordowo niskich poziomach.
Oszczędzamy na zakupach
Efekt? Kupujemy dużo mniej. Jak wynika z danych GUS opublikowanych tydzień temu, sprzedaż detaliczna spadła w kwietniu o 7,3 proc. Te dane to wartość realna, czyli już po odliczeniu efektu zmiany cen. Wynika z tego, że przy wzroście cen nasze zakupy realnie są coraz mniejsze.
Największy spadek zanotowano w sprzedaży sprzętu RTV i AGD (-14,7 proc.) i paliwach (-14,5 proc.). Żywność spada drugi miesiąc z rzędu (-8 proc.).
Kiepskie wyniki sprzedaży detalicznej to kolejny sygnał, że zaczyna się dziać słabo w naszej gospodarce. Wcześniej bowiem GUS ogłosił, że spada produkcja przemysłowa w Polsce, a ostatnio gorzej było tylko w szczycie pandemii. Szczegóły: kwietniowa produkcja spadła o 6,4 proc. w ujęciu rok do roku. W porównaniu z marcem 2023 roku spadek jest jeszcze większy i wynosi aż 14,8 proc.
To widać w opublikowanych wczoraj danych dotyczących wzrostu gospodarczego w pierwszym kwartale 2023 roku. Okazało się bowiem, że w pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku PKB w Polsce spadł o 0,3 proc. rok do roku wobec wzrostu o 2,3 proc. w czwartym kwartale 2022 roku.
Wiadomo też już, że popyt krajowy spadł o 5,2 proc. rok do roku, dynamika konsumpcji prywatnej wyniosła -2 proc. rok do roku. – Spowalnianie gospodarki miało związek przede wszystkim ze spadkiem realnych dochodów gospodarstw domowych (w wyniku wysokiej inflacji i tempa wzrostu wynagrodzeń nienadążających już za nią), które powodowały ograniczanie zakupów – komentuje Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego.
I dodaje: – W związku z tym, że inflacja obniża tempo, a płace nadal rosną, wciąż nominalnie w dwucyfrowym tempie, konsumpcja w kolejnych kwartałach najprawdopodobniej zacznie się „podnosić”.
Obecne poziomy cen w sklepach spożywczych czy stawki za utrzymanie mieszkania nadal będą rosnąć, choć w nieco tylko wolniejszym tempie