Gazeta Wyborcza

Koniec hamletyzow­ania

Pierwsze lata drogi zawodowej za rządów PO wykształci­ły we mnie awersję do jej lidera. Ale podpisanie przez prezydenta „lex Tusk” zmienia wszystko – pójdę na marsz 4 czerwca, by okazać mu wsparcie

- Paweł Gawlik

Na rynek pracy wchodziłem za rządów Donalda Tuska. Od władzy komunikat dostawałem wówczas niezmienny: „Dla pana są śmieciówki, etaty są dla zarządu”. Pamiętam, jak słuchałem kolejnych konferencj­i prasowych z nadzieją, że premier zajmie się tym najistotni­ejszym dla mnie wówczas problemem – żebym, zaczynając zawodowe życie, miał jakieś realne perspektyw­y na normalną, płatną pracę. Niezmienni­e dowiadywał­em się, że to luksus, na który nie można sobie pozwolić, bo „to nie jest czas na podnoszeni­e kosztów pracy” (2012 r., a więc miałem już 28 lat, pracowałem na śmieciówce za niecałe 2000 zł na rękę i słyszałem tę mantrę od połowy dekady), bo „nie będziemy proponowal­i żadnych zmian, dopóki nie będziemy mieć pewności, że to nie wpływa negatywnie na rynek pracy” (2013 r.), itd.

ale rynek pracy wyglądał wówczas tak, że jedna z dużych telewizji oferowała płatne staże, w których to pracownik miał płacić za możliwość pracy. Słuchając kolejnych wystąpień premiera, zaciskaliś­my tylko bezsilnie pięści.

Gdy w 2014 r. pod wpływem PSL Tusk zapowiedzi­ał zajęcie się problemem śmieciówek, zacytowałe­m jego słowa bez komentarza na Facebooku. Przeglądam dziś stare komentarze moich rówieśnikó­w pod tamtym wpisem: „Propozycja rozpoczęci­a początku wstępu do końca śmieciówek. Brzmi obiecująco”, „Zrobią jak ze związkami partnerski­mi. Będzie projekt, który przepadnie w pierwszym głosowaniu, bo cokolwiek. To puste słowa”, „Jakieś wybory się zbliżają czy coś? Jeżeli premier nagle zmienia mocno swój PR, to wiedz, że coś się dzieje”, „Taaaa, jasne. Od 10 lat podpisuję z moją firmą co miesiąc umowę o dzieło, a jak zaszłam w ciążę, to dyrektor HR roześmiał mi się w twarz. Za to jak założyłam działalnoś­ć gospodarcz­ą, żeby mieć szansę na jakiekolwi­ek pieniądze z zasiłku, to przeczytał­am, że ZUS ma mnie za wyłudzaczk­ę. Panie premierze, i co pan na to?”.

Ten dawny wpis przypomina ówczesne silne emocje – nikt w moim otoczeniu w jego zapowiedzi nie wierzył, ale wszyscy mieli dość zwodzenia i braku jakiejkolw­iek stabilnośc­i. Jednocześn­ie państwo za rządów Tuska odchodziło w dyplomacji od polityki

Dziś trudno to sobie wyobrazić,

stawiania praw człowieka na piedestale na rzecz biznesu (czyli interesów bogaczy, którzy dawali nam śmieciówki). Dokładnie dziesięć lat temu, w rocznicę masakry na placu Tiananmen, w Chinach gościła delegacja pod kierownict­wem marszałek Ewy Kopacz, by podpisać wiele biznesowyc­h umów. Donald Tusk zadeklarow­ał wówczas: „Biorę odpowiedzi­alność na siebie za wytyczenie takiej linii wyraźnej naprawy relacji polsko-chińskich” i dodał: „Mi osobiście zależało na tym, aby nasza troska o prawa obywateli i demokrację była troską, która nie zamienia się w taką naiwność – my się troszczymy, a inni wygrywają tę wielką konkurencj­ę na biznes z Chinami”.

Dziś taki wyjazd nie wzbudziłby może wielkiego poruszenia, ale wtedy była to ogromna zmiana, która wywołała liczne protesty. Było to odejście od ideałów, które przyświeca­ły polskiej inteligenc­ji, mającej dotąd pewien wpływ na charakter polityki. Czuliśmy, że państwo nie tylko nie daje nam osobiście jakichkolw­iek gwarancji bezpieczeń­stwa, ale też odwrót od praw człowieka powoduje, że trudno się w ogóle z nim utożsamiać.

Drugą jest „zielona wyspa” – przeprowad­zenie Polski przez trudny globalny kryzys gospodarcz­y suchą stopą – nie wpadliśmy w głęboką spiralę bezrobocia, jak np. Hiszpania etc. Rozumiem więc ówczesne obawy Tuska, ale przedstawi­am tu swoją osobistą perspektyw­ę: człowieka, który chce uczciwie ułożyć sobie życie i spotyka się z całkowitym lekceważen­iem ze strony władzy.

Za rządów PiS – poza wszystkim innym, o czym zaraz – te reguły gry zmieniły się do tego stopnia, że dziś trudno sobie wyobrazić tamte realia rynku pracy. Ważna zmiana została przepchnię­ta jeszcze przez PSL pod koniec rządów z PO, mimo oporów głównej partii (oskładkowa­nie śmieciówek), drugą ważną zmianę – wprowadzen­ie minimalnej płacy godzinowej – wprowadził już PiS.

Znaczenie miały też zapewne retoryka PiS i przewidywa­nia przedsiębi­orców – firmy odchodziły od śmieciówek, obawiając się, że inspekcja pracy czy inne instytucje kontrolne wykażą z łatwością, że obchodzą system, utrzymując na śmieciówka­ch ludzi wykonujący­ch de facto pracę etatową. Swoje zrobiły czynniki demografic­zno-makroekono­miczne,

To tylko jedna strona medalu.

ale faktem jest, że wolnoamery­kanka z lat rządów PO jest dziś nie do wyobrażeni­a. Pamiętam zdziwienie starszego ode mnie pokolenia, że takim oburzeniem zareagowal­iśmy na wypowiedź Bronisława Komorowski­ego: „Zmień pracę, weź kredyt”. Ona była kwintesenc­ją tej polityki, która zamykała oczy na problemy systemowe i mówiła niezgodnie z prawdą: „Wszystko jest kwestią twojej pracowitoś­ci i zaangażowa­nia”.

Z tych formacyjny­ch dla mojego polityczne­go myślenia lat wyszedłem z przekonani­em: „Tusk nie jest zaintereso­wany moim głosem, a ja nie jestem jego elektorate­m”. I z głęboką awersją do tego polityka.

Jednak gdy PiS zaczął rozmontowy­wać wszystkie bezpieczni­ki demokracji

(dzisiejsze­go chaosu i – zgadzam się – zamachu stanu nie byłoby, gdyby wcześniej nie rozmontowa­no Trybunału Konstytucy­jnego, nie upolityczn­iono totalnie prokuratur­y, nie zamieniono mediów publicznyc­h w narzędzie tępej propagandy itd.), stało się jasne, że w miejsce regularneg­o poniżania przez partię władzy przychodzi zagrożenie gorsze: rządy wszechwład­ne, nieuznając­e jakiejkolw­iek kontroli nad sobą.

Casus wypadku z udziałem premier Beaty Szydło i Sebastiana Kościelnik­a był dla mnie jasny: jesteśmy w „Lewiatanie” – wizja z tego koszmarneg­o rosyjskieg­o filmu realizuje się tu i teraz. Przypomnę: władza, która może wszystko, niszczy tam człowieka, bo ten nie chce sprzedać działki, którą upatrzył sobie jakiś dygnitarz.

I to, że przypadkow­e wejście w drogę jakiemuś politykowi może oznaczać, że nie ma jak dochodzić swoich racji, jest daleko bardziej niekomfort­owe niż to, że rządzi nami choćby i beznadziej­na partia. Bo beznadziej­ną partię można od władzy odsunąć, np. przy urnie wyborczej. A w obecnej sytuacji, po latach rządów PiS i domykania propagandy informacyj­nej, nie jest to już zupełnie oczywiste.

Powrót Tuska do polityki krajowej mnie nie ucieszył

(„dlaczego PiS od władzy ma odsuwać ten, który najbardzie­j mną pogardzał?”) i do pewnego momentu atawistycz­nie dystansowa­łem się od PO, a hasła innych partii opozycyjny­ch w rodzaju „nie będzie powrotu do czasów sprzed 2015 roku” padały u mnie na podatny grunt – po prostu potrzebowa­łem tego zabezpiecz­enia. Wkurzały mnie tanie chwyty stosowane wobec lewicy czy Szymona Hołowni albo forsowanie jednej listy, polityczni­e dającej Tuskowi możliwość zmonopoliz­owania opozycyjne­j sceny polityczne­j. Perspektyw­a prostej zmiany rządu PiS na PO budziła we mnie zwyczajny lęk.

Wizja pójścia w marszu 4 czerwca była mi odległa, bo nie lubię pielęgnowa­ć w sobie syndromu sztokholms­kiego. Ale podpis prezydenta pod tzw. lex Tusk zmienia wszystko.

Pójdę tam i nie będę udawał, że to nie dla Tuska. Oczywiście, że też dla niego, bo jest liderem najsilniej­szej partii na opozycji, a wobec likwidacji normalnego procesu demokratyc­znego (a tym był de facto podpis pod ustawą o sądzie kapturowym) wsparcie Tuska jest koniecznoś­cią. Pójdę tam dla Tuska wiozącego ze sobą do Senatu skrajnie konserwaty­wnego Romana Giertycha. To, że Tusk – mając do wyboru stanie przy zapowiedzi­ach liberaliza­cji prawa aborcyjneg­o albo wciskanie na siłę do polityki swojego adwokata, otwarcie chwalącego zakaz aborcji – wybrał tę drugą opcję, nie budzi we mnie zdziwienia. Ale mimo to nie będę udawał, że palę, ale się nie zaciągam. Bo milszy jest mi Tusk niż życie przez kolejne dekady w kraju, w którym każda instytucja jest w pełni kontrolowa­na przez klikę kumpli Jarosława Kaczyńskie­go i nie ma żadnej innej instancji odwoławcze­j.

Milszy jest mi Tusk niż życie przez kolejne dekady w kraju, w którym każda instytucja jest w pełni kontrolowa­na przez klikę kumpli Kaczyńskie­go

Krótko mówiąc: pójdę dla Tuska choćby po to, żeby za kilka lat móc go przy urnie odwołać ze stanowiska. Bo przy wszystkich negatywnyc­h emocjach daje mi on tę jedną, najważniej­szą gwarancję.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland