NIEWINNE SKANDALISTKI
Diwy to królowe, z którymi koronowane głowy robią sobie zdjęcia.
Są poza skalą. Diwy magnetyzują publiczność, przyciągają wielbicieli, stają się obiektami o niemal boskim statusie. Tworzą własną religię, w której kościołem jest scena lub ekran kina. Wyznawcy podążają za nimi ślepo zapatrzeni w niezwykły, wykraczający poza to, co już widzieliśmy, wizerunek.
O tym, że długi czas były bardziej obiektami niż ludźmi, przypomina fantastyczna wystawa w londyńskim Victoria and Albert Museum.
Diwa porusza do łez
1859 r. Szesnastoletnia Adelina Patti, urodzona w Madrycie córka tenora i sopranistki, debiutuje w nowojorskiej Carnegie Hall. Tytułowa rola w „Łucji z Lammermooru” Gaetano Donizettiego idealnie pasuje zarówno do jej niezwykłych warunków wokalnych, jak i wizerunku. Publika i prasa są zachwycone. Rodzi się gwiazda.
Dwa lata później Patti wystąpi w londyńskim Covent Garden, a za zarobione pieniądze kupi pod Londynem dom. I ruszy w tournée.
By zostać diwą, nie wystarczy jednak niezwykły talent. Potrzebna jest jeszcze legenda. W wiktoriańskich czasach skandale miłosne nie były dobrze widziane. Co innego łzy prezydenta.
W 1862 r. Patti została zaproszona do Białego Domu. Dla prezydenta Abrahama Lincolna i jego żony Mary wykonała pieśń Johna Howarda Payne’a „Home! Sweet Home!”. Lincolnowie opłakiwali właśnie śmierć zmarłego na tyfus syna, Williego. Wzruszeni poprosili Patti o bis. Ta anegdota ugruntowała jej pozycję najbardziej pożądanej kobiety świata.
Tak, w szczycie kariery była drugą spośród najpopularniejszych kobiet na świecie – na pierwszym miejscu była brytyjska królowa Wiktoria.
Patti była niemal jak królowa. Kupiła zamek w Walii i zbudowała w nim własny teatr, a stroje szyli dla niej królewscy krawcy.
Patti, córka sycylijskiego tenora, była pierwszą diwą ery wiktoriańskiej.
Na wystawie „Diva” w londyńskim Victoria and Albert Museum można podziwiać jeden z kostiumów Adeliny Patti i zdjęcie z jej występu w Albert Hall.
Monroe, Cher, Rihanna i Tina Turner w jednej sali
Wystawa poświęcona jest niezwykłym kobietom (i kilku mężczyznom), których talent, uroda, osobowość i legenda sprawiły, że uzyskały wyjątkowy status „diwy”.
– Dziś słowo „diwa” ma niezliczoną ilość znaczeń – mówiła podczas otwarcia kuratorka, Kate Bailey. – Sercem wystawy jest opowieść o kultowych wykonawcach, którzy dzięki kreatywności, odwadze i ambicjom rzucili wyzwanie status quo i wykorzystali swój głos i sztukę, aby na nowo zdefiniować to słowo.
Na wystawie zaprezentowano ponad 250 prac, w tym 60 strojów takich ikon jak Marilyn Monroe, Elton John, Cher czy Rihanna. Podzielona na dwie części – historyczną i współczesną – oszałamia rozmachem. W tej pierwszej można podziwiać m.in. słynną czarną sukienkę z frędzlami, którą Monroe miała na sobie w „Pół żartem, pół serio”, i sukienkę noszoną przez gwiazdę kina niemego Clarę Bow.
Współczesność reprezentują tu m.in. kostiumy autorstwa amerykańskiego projektanta Boba Mackiego, wśród nich olśniewającą „płomienną suknię”, którą uszył dla Tiny Turner w 1977 r., a także projekty stworzone dla Cher. Jest również „papieski” kostium Rihanny autorstwa domu mody Margiela, zaprezentowany przez piosenkarkę podczas MET Gali w 2018 r.. Wszystko to zaprezentowano w przestrzeni odrobinę może zbyt ciasnej, ale dającej szansę na oglądanie diw naprawdę z bliska. Czyli tak jak nigdy.