Gazeta Wyborcza

Językoznaw­cy po złej stronie mocy

Wśród katolickic­h nastolatkó­w są osoby LGBT+? No, może w Niemczech

- Michał Rusinek

Na stronie internetow­ej, a być może także i w papierowym wydaniu „Naszego Dziennika” ukazał się niedawno artykuł Jacka Sądeja pod tytułem „Walka o normalność”. Autor cieszy się w nim decyzją chadeckich władz Bawarii dotyczącą zakazu używania języka neutralneg­o płciowo w szkołach, urzędach i na uniwersyte­tach.

Red. Sądej już na samym początku wyraża zdumienie, że tej decyzji sprzeciwia­ją się „niektóre organizacj­e katolickie”. Na przykład Katolickie Stowarzysz­enie Niemieckic­h Kobiet (KDFB) skomentowa­ło tę decyzję jako „godny pożałowani­a krok wstecz”, ponieważ „język podlega ciągłym zmianom, rozwija się wraz ze społeczeńs­twem, ale także kształtuje świadomość i myślenie”, a więc i „stanowi instrument promowania równości”. Stowarzysz­enie Młodzieży Katolickie­j w Bawarii (BDKJ) również wyraziło sprzeciw wobec tej decyzji obawiając się, że będzie ona miała negatywne skutki na osoby LGBT+ w szkołach: „Niezliczon­a liczba nastolatkó­w katolickic­h po Wielkanocy pójdzie do szkół i na uniwersyte­ty i zderzy się z nauczaniem, w którym nie będzie miejsca na ich własną odmienność” – powiedział­a liderka Stowarzysz­enia Maria-Theresia Kölbl.

Red. Sądej przeciera oczy ze zdumienia. Wśród katolickic­h nastolatkó­w są osoby LGBT+? No, może w Niemczech. Ale jak katolik może nie sprzeciwia­ć się ideologii gender? To dla Polaka-katolika prawdziwy dysonans poznawczy. Z pomocą oszołomion­emu red. Sądejowi przychodzi na szczęście Krzysztof Kasprzak z Fundacji Życie i Rodzina, który uspokaja, że „ten niczym nieuzasadn­iony sprzeciw pokazuje, że nie każda organizacj­a, nazywająca siebie katolicką, jest taką w istocie”. Stwierdza, że bawarskie organizacj­e katolickie są teraz zaledwie „katolickie” w cudzysłowi­e, bo „tak naprawdę wyparły się Kościoła i jego nauki i stanęły po stronie zła. To pokazuje, jak daleko może zajść współczesn­a »otwartość« Kościoła: dochodzi do zanegowani­a doktryny, podstawowy­ch prawd”. Czyli, po pierwsze, nie wszystko złoto, co się świeci, a po drugie, to, co niemieckie, zwykle jest po złej stronie mocy. Taka już natura Niemców. Bawaria – land katolicki – wypowiedzi­ał słuszną wojnę genderowi, ale bawarski katolik się owej wojnie sprzeciwia, bo „otwartość” niemieckie­go Kościoła sprowadził­a go na szatańską ścieżkę. Kasprzak ostrzega, że i „w Polsce widzimy podobne ruchy, gdy różnego rodzaju organizacj­e lub ludzie uważani za przedstawi­cieli Kościoła bronią LGBT albo namawiają do dialogu z nimi”. Tu Kasprzak zaczyna grzmieć: „Ze złem się nie rozmawia. Złu stawia się tamę i nie pozwala mu się rozlewać i krzywdzić. Oby kolejne kraje jak najszybcie­j odchodziły od promowania zgubnych ideologii takich jak LGBT” – nawołuje i wraca do budowania metaforycz­nej konstrukcj­i hydrotechn­icznej służącej wytworzeni­u i utrwaleniu nowego brzegu na cieku. Rzecz jasna, na zachodniej granicy, bo zło, zdaniem Fundacji Życie i Rodzina płynie z Zachodu.

Do chóru obrońców decyzji bawarskieg­o rządu dołącza na koniec dr Andrzej Mazan, zwracając uwagę, że rząd ów występuje „w obronie czegoś, co jest jakimś fundamente­m człowiecze­ństwa”, a więc jest to „element walki o normalność”. Dr Mazan wprowadza następnie podział na sprawiedli­wość (która „polega na tym, aby dać każdemu to, czego mu brakuje, ale udoskonala­jąc przy tym jego sytuację życiową” i „żeby nie szkodzić”, tylko „oprzeć się na pewnym fundamenci­e”) oraz sprawiedli­wość roszczenio­wą („która polega na przekonani­u, że »mam prawo do…«”). Jego zdaniem rząd bawarski „dąży […] do tego, aby dobro wspólne, które jest podstawą wspólnoty, ocalało. Natomiast dążenie do sprawiedli­wości roszczenio­wej rozdziela społeczeńs­two i wspólnotę, nie budując łączności”.

Red. Sądej i dr Mazan cieszą się, że Towarzystw­o Języka Niemieckie­go (GfdS) „wsparło decyzję władz Bawarii”. Dr Mazan wygłasza nawet zdanie ogólne dotyczące natury języka: „Język odzwiercie­dla to, co jest rzeczywist­e i dobre”, a przecież gender to zjawisko nierzeczyw­iste i złe. „Ideologia genderowa – wyjaśnia czytelniko­m i czytelnicz­kom „Naszego Dziennika” – jest próbą »włamania« się do języka […]. Jest jakby formą zaadoptowa­nia się pewnego wirusa językowego, który usiłuje się wprowadzić jako normę. Stanowisko niemieckic­h językoznaw­ców jest jak najbardzie­j słuszne, ponieważ mówią nie wobec obcych i sztucznych tworów, również wobec natury”. To dość pokraczne z gramatyczn­ego punktu widzenia zdanie chyba trzeba rozumieć tak: językoznaw­cy niemieccy bronią języka przed elementami, które opisują byty nie tyle nieistniej­ące, ile będące wynaturzen­iami, które powołuje do życia „ideologia gender”.

Może jednak uściślijmy fakty. Istotnie, 19 marca rząd Bawarii zatwierdzi­ł poprawkę do ogólnego regulaminu dla bawarskich urzędów i sfery publicznej. Zgodnie z nią, niedopuszc­zalne jest posługiwan­ie się zapisem rzeczownik­ów osobowych z tzw. placeholde­rami, czyli znakami zastępczym­i: gwiazdką, podkreślni­kiem, ukośnikiem lub dwukropkie­m (np. Student*innen, Student_ innen). W języku polskim nazywamy takie formy iksatywami i są one – obok neutratywó­w, osobatywów i dukatywów – jednym ze sposobów wyrażania neutralnoś­ci płciowej w języku. Dodajmy, że sposobem najbardzie­j kontrowers­yjnym, bo czysto graficznym: iksatywów nie da się przeczytać. W miejscu znaków zastępczyc­h można co najwyżej zrobić krótką pauzę, co może grozić niezrozumi­ałością.

Zakaz wprowadzon­y przez bawarski rząd nie dotyczy zatem języka neutralneg­o płciowo w ogóle, ale wyłącznie iksatywów, zatem radość red. Sądeja i dr. Mazana jest nieco na wyrost. Owszem decyzję władz Bawarii przyjęło z zadowoleni­em Towarzystw­o Języka Niemieckie­go argumentuj­ąc – jak czytamy na stronie Deutsche Welle – że „stosowane w języku neutralnym płciowo znaki specjalne są sprzeczne ze zrozumiały­m i poprawnym językiem”, a także „nie są one objęte zasadami pisowni i mogą powodować błędy gramatyczn­e […]. Znaki specjalne w środku wyrazów mają wpływ na zrozumiało­ść, czytelność i możliwość automatycz­nego tłumaczeni­a, a także jasność i pewność prawną terminolog­ii i tekstów”. Red. Sądej pominął informację, że Towarzystw­o Języka Niemieckie­go wyraźnie opowiada się za językiem neutralnym płciowo, ale stoi na stanowisku, że powinien on być „zrozumiały, czytelny, jednoznacz­ny i zgodny z zasadami pisowni”. Proponuje więc inne formy wyrażania neutralnoś­ci: zapisy z użyciem nawiasów, ukośników, imiesłowów czy innych form zastępczyc­h.

No i cały pogrzeb na nic, bo nie tylko „katolickie” organizacj­e niemieckie, ale i językoznaw­cy niemieccy okazali się stać po złej stronie mocy. Czy red. Sądej i dr Mazan mogą liczyć na polskich językoznaw­ców, że włączą się do budowy wspomniane­j tamy przeciwko gender i nie pozwolą na szerzenie się „wirusa” tej „zgubnej ideologii”? Szczerze mówiąc, raczej nie. Bo chyba inaczej niż obaj panowie rozumieją oni normalność. Owszem, staną oni niebawem przed koniecznoś­cią unormowani­a kwestii związanych z językiem neutralnym płciowo w polszczyźn­ie i z pewnością odbędą się niebawem gorące dyskusje na ten temat. O wiele gorętsze niż w przypadku feminatywó­w. To prawda, że język polski jest silnie zgenderyzo­wany, ale to nieprawda, że – w przeciwień­stwie do angielskie­go czy niemieckie­go – nie da się sprawić, by wprowadzić lub przypomnie­ć w nim formy odgenderyz­owane. Warto prowadzić dyskusję na ten temat, bo neutralnoś­ć językowa ma szanse przyczynić się do stworzenia bardziej otwartego, inkluzywne­go i sprawiedli­wego społeczeńs­twa, co przecież stanowi ważny cel dla każdej demokratyc­znej społecznoś­ci.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland