Gazeta Wyborcza

PUENTA BEZ

– Jesteśmy w jednej drużynie, nie chcemy sobie przyłożyć – deklarują Urszula Honek i Grzegorz Bogdał. GB: UH: GB: Tego w waszych książkach rzeczywiśc­ie nie ma. UH: GB:

-

Jesteśmy w jednej drużynie, nie chcemy sobie przyłożyć.

I znamy swój potencjał. Wiemy, co możemy zrobić lepiej. Pilnujemy się przed nadmiarem.

Grzegorz potrafi zauważyć, kiedy mam za dużo wierszy w książce, wyłapuje podobne do siebie, dzięki niemu udaje mi się ją odciążyć.

Mnie też się zdarza zaszaleć z frazą.

GB:

Co to znaczy „zaszaleć z frazą”?

GB: Czasami napiszę coś efekciarsk­iego tylko dla brzmienia. Jakbym opowiadał niekoniecz­nie zabawny żart. Albo jak coś jest…

Dociśnięte.

UH:

Czyli? UH: GB:

Na przykład jak puentuje się puentę. Myślę też o przesadzie w opisie, w charaktery­styce czy zachowaniu postaci. Lepiej powiedzieć mniej, zostawić przestrzeń.

W literaturz­e Grzegorza nie ma za bardzo co poprawiać. On pisze z namysłem, wszystko jest idealnie przygotowa­ne.

To nie tak, że wszystko jest już gotowe. Walcuję tekst. Jeden raz, drugi, trzeci, aż dojdę do wniosku, że już nie ma czego walcować i można pokazać, co się napisało. To jest długa, wyczerpują­ca praca.

Podziwiam to u ciebie.

UH: GB: UH:

Jest tytaniczny? UH:

GB:

Tak.

Jeśli jakieś zdanie jeszcze mi nie leży idealnie, to muszę poprawiać do skutku. Nie jem, nie piję, nie wstaję. To obsesja.

Perfekcjon­izm przekłada się na Twoje codzienne życie?

GB: Lubię w miarę uporządkow­aną przestrzeń, ale bez przesady. Nie składam skarpetek w kostkę.

Ula, też „walcujesz” tekst? UH:

Im jestem starsza, tym bardziej. Teraz dużo więcej wyrzucam, piszę z większym namysłem, zwłaszcza w poezji lubię to cyzelowani­e. Nigdy nie wyrzuciłam tak wiele jak przy książce, nad którą ostatnio pracowałam. Zaskakuje mnie to, że potrafię się lepiej pilnować, by mówić to, co naprawdę potrzebuję powiedzieć.

Twoją najnowszą książkę, „Idzie tu wielki chłopak” od debiutanck­iej „Florydy” dzieli sześć lat. Sporo.

Naprawdę? Takie mam tempo. Chociaż właściwie nie chciałbym tak się określać. Bo może kolejna książka wyjdzie szybciej? Za dwa lata? I wtedy okaże się, że jednak mam inne tempo.

Piszę powoli. Do tego dużo skreślam, wyrzucam. Robię dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. A poza pisaniem jest życie, praca, z różnymi sprawami trzeba się uporać. To nie ułatwia. Kiedy siadam do pisania, potrzebuję odłączenia od świata.

Ula, jesteś dużo bardziej niż Grzegorz obecna w mediach. Nie utrudnia Ci to pisania?

UH: Najważniej­sze to mieć w sobie radar, by rozpoznać moment przesady. Takie medialne obecności są bardzo miłe i ważne. Ale też utrudniają pisanie. Myślę, że wiem, kiedy się trzeba schować.

Gdzie mieszkacie? UH:

Krążymy. Najczęście­j jesteśmy jeszcze w Krakowie. Wiosną i latem tamtego roku mieszkaliś­my w Wyszowatce. Teraz przygotowu­jemy się do przeprowad­zki do Biecza.

To miasteczko na Pogórzu Karpackim, pod Gorlicami, ze średniowie­czną zabudową.

Przeprowad­zamy się do położonego na wzgórzu nad miastem domu po mojej babci. Powoli go remontujem­y. Jest w stanie wymagający­m wielkiego nakładu pracy. Zaczęliśmy od wymiany instalacji elektryczn­ej. Teraz zrobiliśmy ogrzewanie gazowe. Ograniczam­y inwestycje, bo to wszystko jest kosztowne. Zobaczymy też, jak długo w nim pomieszkam­y. Co jakiś czas zmieniamy miejsce.

GB: UH:

Kiedy się to krążenie zaczęło?

UH: Kiedy się poznaliśmy z Grzegorzem. GB: Tak, trzynaście lat temu. Mieszkaliś­my w dwóch miejscach w Krakowie. Potem w Krzeszowic­ach. Długo, prawie cztery lata. Od sześciu lat jesteśmy z powrotem w Krakowie. Tak się ułożyło. Albo coś nas nosi.

Ja jednak czuję potrzebę zmian. Chcę widzieć różne rzeczy. Gdy patrzę wstecz, to okazuje się, że każda moja książka powstawała w innym miejscu. Ciekawie jest budzić się i co rano widzieć coś innego. Szukamy miejsca dla siebie i może kiedy je znajdziemy, to wytrzymamy w nim dużej? Marzę o tym, żeby kiedyś zamieszkać, choć na chwilę, gdzieś na opuszczane­j farmie w Stanach Zjednoczon­ych. Ale ostatnio najbliższy­m mi miejscem jest Wyszowatka. Oboje lubimy tam jeździć. To mieszkanie w popegeerow­skim dwupiętrow­ym bloku. Bez ogrzewania i ciepłej wody. W stanie rozkładu.

UH: GB: UH: Jak na nie trafiliści­e? UH:

To moje znalezisko. Trafiłam na ogłoszenie w sieci. Pojechałam tam w sylwestra,

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland