Kto ma prawo okradać armię?
Dzika afera z aresztowaniem oskarżanego o dziką korupcję Timura Iwanowa, zastępcy ministra obrony Rosji wywołała dziką radość w środowisku „patriotycznych” blogerów. Widzą, że spełniają się zamysły Jewgienija Prigożyna.
Ujrzawszy prominenta stającego przed sądem w mundurze z baretkami orderów i „wielkimi” gwiazdami (Iwanow nie jest wojskowym, ale jego urzędnicza ranga rzeczywistego radcy stanu odpowiada stopniowi generała armii) znany Z-bloger „Dwóch majorów” wykrzyknął: – „Hura! Cóż tu jeszcze dodać!”.
Zastępca Siergieja Szojgu trafił do „akwarium”, czyli szklanej klatki, w jakiej na salach rozpraw w Rosji trzyma się oskarżonych, za dawną łapówkę w wysokości czy to miliona czy miliarda rubli. W każdym razie w rzeczywistości kleptokracji rosyjskiej oficjalnie chodzi o sumę groszową, za jaką piętnować tak publicznie to jak karać gestapowca za sadyzm.
Iwanow nie tyle przechwalał się swym życiem ponad stan, co w najgorszym sensie tego słowa szpanował demonstrując swe bogactwa, luksusy, jakimi otaczał siebie, swoje luksusowe żony, oraz wspólne z nimi dzieci.
Już dawno zajęła się nim i dokładnie opisała jego dolce vita „glamurnego generała” choćby Fundacja Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego. Było tam o jachtach, urlopach w Saint-Tropez, rezydencji w Moskwie, pańskiej posiadłości w obwodzie twerskim, żoninych kolekcjach fatałaszków. I Rolls-Royce, który rzeczywisty radca stanu trzymał na Zachodzie, by wozić się nim w czasie prywatnych wypadów do świata, z którym urzędowo walczył.
Widać zgodnie z zasadą wskazaną przez Mikołaja Gogola „kradł odpowiednio do swej rangi”, czyli tak jak wszyscy jego koledzy – na skalę stosowną do gwiazd na ich czynowniczych kitlach czy generalskich mundurach.
Zabawnie na areszt Iwanowa zareagował Oleg Cariow, były deputowany do ukraińskiej Rady Najwyższej, agent Moskwy i zdrajca. Napisał w swoim telegramie, że o przekrętach prominenta donosiła jeszcze rok temu „absolutnie kłamliwa” Fundacja Walki z Korupcją. Potem dokładnie powtórzył to, co Iwanowowi zarzucili ludzie Nawalnego, by na tej podstawie już od siebie radośnie ogłosić, że rzeczywisty radca stanu to szubrawiec.
Do demonstracyjnej rozprawy ze skorumpowanym dygnitarzem z ministerstwa obrony nieprzypadkowo doszło teraz. 7 maja będzie zaprzysiężenie Putina na kolejną kadencję, a to moment spodziewanych zmian w składzie rządu.
Zmian też takich, o jakich, co przypominają właśnie Z-blogerzy, mówił i domagał się ich Jewgienij Prigożyn, zajadły przeciwnik Szojgu, który ostro atakował też jego zastępcę. Szef najemników publicznie nazywał ministra obrony malwersantem, łapówkarzem. Putinowi mówił w twarz, że Iwanow „kradnie państwowe pieniądze” na wielką skalę. Być może to właśnie on dostarczył ludziom Nawalnego materiały kompromitujące wiceministra.
Celem „Marszu Sprawiedliwości”, jak Prigożyn nazwał ubiegłoroczny bunt swoich wagnerowców, którzy szli na Moskwę, był Szojgu i właśnie Iwanow. Szef Grupy Wagnera zapowiadał, że za okradanie armii, śmierć tysięcy żołnierzy na froncie powiesi ich na Placu Czerwonym.
Przegrał. To oni okazali się dość silni, by skłonić Putina do rozprawy z nim.
Ale zostali ci, którzy mniej czy bardziej skrycie stali za Prigożynem. To Wiktor Zołotow, dowódca potężnej Rosgwardii czyli wojsk wewnętrznych, Ramzan Kadyrow, szefowie służb specjalnych. I jeszcze Aleksiej Diumin, dziś gubernator obwodu tulskiego, w którym i Prigożyn, i Zołotow widzieli swojego kandydata na szefa resortu obrony.
Diumin ma z Iwanowem swoje porachunki. Był już przecież, choć z naczelnikiem mu się nie układało, wiceministrem obrony. Musiał odejść na „zesłanie” do Tuły osiem lat temu, kiedy do resortu przyszedł właśnie aresztowany teraz zastępca Szojgu.
O wojenny resort ostro walczą poważni ludzie z otoczenia Putina. Warto. Budżet ministerstwa jest ogromny. A w czasie wojny kradnie się szczególnie łatwo.
Widać zgodnie z zasadą wskazaną przez Mikołaja Gogola „kradł odpowiednio do swej rangi”, czyli tak jak wszyscy jego koledzy