BŁĘKIT UMYSŁU
Pływanie odkrytą żabką jest tak samo szkodliwe jak siedzenie przy biurku. Ale ten, kto naprawdę umie pływać, ma najlepszy narkotyk.
Najtrudniejszy jest delfin. Ale właśnie ten styl Małgorzata Szumowska opanowała tak dobrze, że trenerka namawia ją na start w zawodach. Kategoria Masters 50 plus. – Dzięki pływaniu i siłowni jestem w lepszej formie niż byłam 20 lat temu – mówi Szumowska, reżyserka, scenarzystka i producentka filmowa. Sport uratował Szumowską przed operacją kolan. Od dziecka ma niestabilne rzepki, czyli kości, które są częścią stawów kolanowych. Lekarze powiedzieli, że zwichnięcia rzepki będą się powtarzać. Po czterdziestce usłyszała, że grożą jej problemy ze sprawnością. Pierwszy ortopeda, do którego poszła, doradził zabieg. Drugi – wzmacnianie mięśni. – Uważałam, że jestem niesłychanie wysportowana, przez 12 lat ćwiczyłam jogę. Ale dr Andrzej Mioduszewski wysłał mnie na fizjoterapię. Okazało się, że moja terapia polega na podnoszeniu coraz większych ciężarów. Dwa razy w tygodniu trenuję na siłowni Enel-Sport z fizjoterapeutą Grzegorzem Osikiem. Pływanie miało być dodatkiem do tego, bo to aktywność typu cardio, dobra na układ krążenia i wydolność. Poszłam na basen, gdy pływanie zrobiło się popularne wśród moich znajomych – opowiada Szumowska.
MYŚL O PŁYWANIU JAK O NARTACH
W branży wellness zajmującej się zdrowiem i dobrym samopoczuciem, pływanie to jeden z najgorętszych trendów. Przybywa zawodów na otwartych akwenach. Paryż inwestuje w oczyszczanie Sekwany, żeby konkurencje pływackie podczas Igrzysk mogły odbyć się w tej rzece. A w kolejnym roku pływać mają tu – w wyznaczonych kąpieliskach – wszyscy chętni.
Kryte baseny są pełne. Wieczorem trudno znaleźć wolny tor. Przychodzą dzieci, ale też sportowcy amatorzy, którzy w wodzie szukają nowych wyzwań. Jak dawni biegacze, którzy po osiągnięciu życiowych celów na maratonach, wskakują do wody leczyć kontuzje. Albo chcą uniknąć kolejnych.
Na świecie przybywa hoteli, które oferują przewodników „dzikiego pływania”. Przewodnicy górscy oferują piesze wycieczki, a przewodnicy wodni – wspólne pływanie.
W Polsce możemy cieszyć się Bałtykiem i mnóstwem jezior, które są na tyle czyste, że można w nich pływać.
Szkoda tylko, że większość z nas pływać nie potrafi. W ubiegłym roku, tylko w wakacje utonęły w Polsce 192 osoby, w większości mężczyźni (168). Dlatego Otylia Jędrzejczak chce, żeby więcej Polaków naprawdę potrafiło pływać. Mistrzyni olimpijska, dwukrotna mistrzyni świata, pięciokrotna mistrzyni Europy na długim basenie, trzykrotna rekordzistka świata, a od trzech lat prezeska Polskiego Związku Pływackiego, nie zajmuje się już tylko zawodowcami. Ma plan – chce, żebyśmy o pływaniu myśleli jak o jeździe na nartach. Czy po pierwszym tygodniu na stoku uważamy, że mamy ten sport opanowany? Nie. Na kolejnym urlopie nadal korzystamy z lekcji z trenerami, ćwiczymy się w slalomie, przez lata zapisujemy dzieci do szkółek. Startujemy w zawodach dla amatorów, a potem chwalimy dyplomami.
Dlaczego w pływaniu nie doceniamy znaczenia techniki? Nie jesteśmy jako dzieci uczeni, jak wielkie znaczenie ma choćby prawidłowy oddech.
– Wraz z umiejętnością pływania wzrasta świadomość, jakim żywiołem jest woda, to pomaga ocenić, kiedy ryzykujemy. Utonięcia często wiążą się ze złą oceną swoich możliwości. Chcemy, żeby Polacy dowiedzieli się, czy i jak dobrze pływają. Pracujemy nad programem kwalifikacji umiejętności pływackich. Każdy będzie mógł przystąpić do takiego egzaminu i się sprawdzić. Będzie można zdobywać kolejne odznaki, zaliczać kolejne poziomy. Mamy nadzieję, że to poszerzy grono osób zainteresowanych pływaniem i po
Gdy ciało wie, co ma robić, mózg wyprawia się dokąd chce
prawi bezpieczeństwo nad wodą – tłumaczy Jędrzejczak.
ŻABKA SZKODZI
– Dobre opanowanie techniki pływania w dorosłości jest trudne – szczerze przyznaje Szumowska. – To skomplikowana czynność, wymaga koordynacji ruchów i oddechu. Praca z oddechem jest kluczowa, czasochłonna, ludzie się zrażają. Musiałam psychiczne się przemóc, żeby przez to przejść. Nie mogłam uregulować oddechu, dostałam w wodzie ataków paniki.
Pływanie powszechnie uznawane jest za całkowicie bezpieczną aktywność. Czy słusznie? Zapytałam o to dr n. med. Krzysztofa Guzowskiego, fizjoterapeutę sportowców.
– Gdy pływamy, mocno mobilizujemy swój układ krążeniowo-oddechowy, ale dla narządu ruchu to rzeczywiście dosyć łagodne obciążenie. Jest to więc dobra forma rehabilitacji dla osób dojrzałych i wszystkich, które doznały urazów przez inne sporty, np. grę w tenisa. Pod warunkiem, że mają opanowaną technikę pływania. Wiele osób słyszy od lekarzy, że powinny chodzić na basen, bo to dobre na kręgosłup. Jeśli pływamy właściwie, wzmacnia się środek ciała, mięśnie brzucha i grzbietu, które stabilizują kręgosłup. Delikatne ruchy są dobre dla tzw. dysków, czyli krążków międzykręgowych, które są związane z częstymi bólami pleców. Niestety, niewiele osób naprawdę potrafi pływać. Większość nie ma opanowanej techniki. Zaledwie utrzymują się na wodzie, ale mają ambicje przepływania tygodniowo iluś kilometrów. Bez opanowania techniki można sobie zrobić krzywdę – za słabo pracować mięśniami brzucha i wyginać kręgosłup. Taki trening jest dla uszkodzonego kręgosłupa jak rozdrapywanie strupa na ranie – mówi dr Guzowski.
Dodaje, że nic wspólnego z dbaniem o zdrowie nie ma pływanie tzw. odkrytą żabką, kiedy głowa cały czas wystaje ponad wodę. – Głowa jest wygięta jak u żółwia. Dla kręgosłupa szyjnego jest to równie obciążające jak siedzenie przy biurku. Zazwyczaj mówmy, że każda aktywność fizyczna jest lepsza niż żadna, jednak przy takim pływaniu można dyskutować o tej zasadzie – ocenia dr Guzowski.
W żabce odkrytej, która tak naprawdę nie jest żadnym stylem i w żabce krytej, czyli w stylu klasycznym, zgina się kolana, a stopy są prowadzone znacznie szerzej niż kolana. A to – jak zauważa fizjoterapeuta – może być zbyt obciążające dla osób z nadmierną koślawością kolan.
OLIVER SACKS PISAŁ W WODZIE
– Kiedy już zapanujemy nad oddechem, pływanie przypomina medytację. Basen odcina nas od zewnętrznego świata, to całkowite odizolowanie, także od otaczających nas normalnie dźwięków – opisuje Szumowska.
Prezeska PZP uważa, że pływanie to najlepsze lekarstwo na przebodźcowanie i uzależnienie od telefonu. – W każdej innej dyscyplinie sportu ludziom towarzyszą dziś słuchawki, muzyka, wiadomości. Mogą biec czy grać w tenisa i odebrać telefon. Na basenie zupełnie odcinamy się od świata zewnętrznego. Można – jak ja to mówię – wyrzucić śmieci z głowy. Mam dookoła cztery ściany i wodę, nic mnie nie odrywa od moich myśli. Nawet na spacerze nie mam takiego spokoju, bo moją uwagę może przyciągnąć ładny widok. Na basenie do oglądania są tylko kafelki. Pływanie daje więc czas na rozwijanie wyobraźni, można myśleć o swoich celach i marzeniach. Usłyszałam kiedyś od lekarza neurologa, że zajmuję się dyscypliną dla inteligentnych ludzi, bo podczas pływania pracują równocześnie obie półkule mózgu – mówi Jędrzejczak.
Jeśli chodzi o zdolność do wprowadzania człowieka w stan odmiennej świadomości, pływanie przypomina narkotyk – twierdzi Lynne Cox, pływaczka, która jako pierwsza pokonała wpław Cieśninę Beringa, a w 1987 r. przepłynęła z Alaski na terytorium Związku Radzieckiego w wodzie, której temperatura momentami spadała do niespełna 3,5 st. C.
W książce „Dlaczego pływamy” Cox tłumaczy autorce Bonnie Tsui, że pływając możemy osiągnąć stan niezwykłego skupienia. A czasem jedna zabłąkana myśl wywołuje następną i nasz umysł odpływa na długi czas. „Komu potrzebne psychodeliki, skoro wystarczy popływać w oceanie”śmieje Cox.
Przyjaźniła się z Oliverem Sacksem, neurologiem i pisarzem. Umawiali się razem na pływanie. „Sacks twierdził, że stan transcendencji jest dostępny każdemu, począwszy od jego ojca, który »z cielskiem godnym wieloryba«, pływał codziennie i bardzo sprawnie aż do osiągnięcia dziewięćdziesięciu czterech lat, a skończywszy na najmłodszych. Książki Sacksa powstawały w głowie, właśnie podczas pływania” – czytam w „Dlaczego pływamy”.
Znaczenie ma jednak opanowanie techniki pływania. Cox twierdzi, że gdy ciało wie, co ma robić, mózg wyprawia się dokąd chce.
BALANS
Małgorzata Szumowska na basen przychodzi trzy razy w tygodniu. Lubi pływać szybko, interwałami. Na krótkim odcinku daje z siebie wszystko. Po treningu czuje przypływ endorfin, tzw. hormonów szczęścia. I ma wielki apetyt, bo w czasie pływania spala się mnóstwo kalorii. Przypomnijcie sobie głód, który czuliście w dzieciństwie po wyjściu z Bałtyku. – Można jeść wszystko, bo szczupła sylwetka to niejako skutek uboczny treningów. Ale jeśli zjem jakiś junk food, to wiem, że na drugi dzień będę to czuć w basenie. Zdrowa dieta staje się więc naturalnym wyborem. Ważny jest jednak balans, jak ze wszystkim w życiu, dlatego w weekendy nie trenuję – mówi Szumowska.
Osoby, które mają opanowaną technikę, też powinny korzystać z porad trenera i fizjoterapeuty. – Szczególnie, jeśli ktoś pływa dużo i stawia sobie coraz większe wyzwania. Może się okazać, że przy rozwiniętych przez pływanie mięśniach barków, konieczny będzie jakiś trening wyrównawczy na inne części ciała. Takie konsultacje nie są zarezerwowane tylko dla profesjonalnych sportowców. Coraz więcej osób ma tendencję do uprawiania sportów w sposób ekstremalny, chcą trenować intensywnie i szybko osiągnąć cele. Na dłuższa metę umiar ma więcej zalet, bo zmniejsza ryzyko kontuzji – podkreśla dr Guzowski.
Zaznacza, że każdy kto będzie pływać regularnie, zauważy progres. – Organizm ma niesamowite możliwości adaptacyjne, przyzwyczaja się do obciążeń. Warunkiem jest zaplanowanie czasu na regenerację. Nie da się trenować codziennie, a przez resztę dnia intensywnie pracować. Zawodowi sportowcy więcej śpią, dbają o dietę, mają treningi na siłowni, masaże, fizjoterapię itd. Jeśli ktoś chce trenować pięć razy w tygodniu, musi zaplanować czas na odpoczynek. Bez regeneracji może dojść do stanów zapalnych i zmian zwyrodnieniowych. Im dłużej będziemy ignorować sygnały wysyłane przez ciało, tym dłużej potrwa kryzys i tym trudniej będzie z niego wyjść – przestrzega fizjoterapeuta.
SPORT PORZĄDKUJE ŻYCIE
Szumowska: – Nie zawsze mi się chce, a nawet często mi się nie chce. Jak pomyślę, że mam się rozebrać i zanurzyć w tej zimnej wodzie, to muszę się zmuszać do wyjścia z domu. Ale już po 50 metrach, jednym basenie, czuję, że jest fajnie, coraz fajniej. Głowa odpoczywa, a po wyjściu z basenu ogarnia mnie radość. Mam siłę na kolejne wyzwania. Czuję, że pływanie wzmacnia mnie psychicznie. Widzę, że wiele osób zaczyna się ruszać, żeby schudnąć. Nie wiem, czy to dobra motywacja. U wielu ludzi działa tylko przez chwilę. Lepiej zakochać się w sporcie.
Wszyscy się dziwią, że buduję mięśnie, że trenuję z dużymi obciążeniami. Ale przecież im jesteśmy starsi, tym mięśnie są nam bardziej potrzebne do utrzymania sprawności. Tak wynika przecież z doniesień naukowych, tak mówią lekarze. Ta siła mięśni, pewność ciała, która zdobyłam na siłowni i basenie, pozwoliły mi spróbować surfingu, gdy miałam 46 lat. To późno jak na zupełnie nową aktywność. Wpływasz na desce na fale i przez dwie godziny walka z żywiołem zupełnie cię pochłania, to kompletnie czyści głowę, odcina od niepokoju. Bo musisz się skupić, na początku na tym, żeby w ogóle przetrwać. Potem zamienia się to w większa przyjemność. Sport jest mi potrzebny do życia, to moja siła napędowa. Myślę, że gdyby nie sport, nie dałabym sobie rady z wieloma rzeczami – podsumowuje Szumowska.
A czy warto zapisać się na zawody dla amatorów? – Tak, wyznaczenie celu nas motywuje i to nie tylko w aspekcie sportowym. Często poprzez sport poprawia się efektywność innych działań, rośnie np. systematyczność w pracy. Łatwiej się nam zorganizować, jeśli trening uzależniam od skończenia jakiegoś zadania, to łatwiej mi je skończyć. Zaangażowanie się w sport ma też długofalowe konsekwencje społeczne. Wiadomo, że gdy rodzice zaczynają spędzać czas aktywnie, to dotyczy to także dzieci. A one bardzo potrzebują takich wzorców, co widać choćby w statystykach nadwagi i otyłości – mówi Jędrzejczak.
DRYFUJ, GDY TONIESZ
Trenerką Szumowskiej jest była mistrzyni Polski w stylu motylkowym Agata Korc. Założyła Fundację „Bezpiecznie do Brzegu”. Promuje zachowania, które w razie kryzysu mogą uchronić przed utonięciem. Przede wszystkim dryfowanie.
– To najbezpieczniejsza pozycja w wodzie. W sytuacji kryzysowej nie walcz z wodą w pozycji pionowej, nie machaj rękami o pomoc. Zmęczysz się i wpadniesz w panikę, w ten sposób możesz utonąć! Sytuację kryzysową opanuj leżąc na wodzie, na plecach. Dryfując złap oddech, odpocznij i się uspokój. To najlepsze co możesz w takiej chwili dla siebie zrobić – tłumaczą w Fundacji.
Dryfowanie to nie tylko potencjalna pozycja ratunkowa. Ma też znaczenie symboliczne. W wodzie nasz umysł dryfuje – wyłączamy silniki, czyli to, co zazwyczaj nas stymuluje. Biolog morski i pisarz Wallace J. Nichols zachwala stan, który nazwał „błękitem umysłu”. Tłumaczy, że kontakt z wodą, czyli środowiskiem, które silnie działa na nasze zmysły sprawia, że nasza koncentracja przechodzi w stan uśpienia. Możliwe jest wówczas resetowanie i oczyszczanie naszego umysłu.
Naukowcy twierdzą, że już samo patrzenie na wodę nas uspokaja. Jeśli na majówkę nie macie zabookowanych takich widoków, możecie iść na spacer nad pobliską rzekę albo poszukać fontanny. Dźwięk przepływającej wody obniża poziom stresu.
„Słysząc go, doświadczamy zwolnienia pulsu, spada nam ciśnienie krwi, a w mózgu narasta amplituda fal alfa, co wiąże się z relaksem i wyrzutem serotoniny
– a także myśleniem kreatywnym” – czytam w „Dlaczego pływamy”. Nie bez powodu „biały szum” czy dźwięki oceanu należą do najczęściej odsłuchiwanych „utworów” na serwisach streamingowych.
Może podświadomie pamiętamy, że życie na Ziemi zaczęło się wodzie. Choć żyjemy na lądzie, to składamy się głównie z wody. Można więc powiedzieć, że jesteśmy bardziej wodą niż lądem.