Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Jak zostałam królikiem doświadcza­lnym

Reporterka „ Gazety” uczestnicz­y jako ochotniczk­a wbadaniach klinicznyc­h leku na niedokrwie­nie kończyn dolnych. Poznaje ludzi, którzy żyją z testowania leków

- MAŁGORZATA KOLIŃSKA-DĄBROWSKA TEKST PIOTR SOCHA RYSUNEK

Zaczęło się od podsłuchan­ej rozmowy. Dwie dwudziesto­latki wautobusie dyskutował­y o badaniach klinicznyc­h leków na zdrowych ochotnikac­h. Jedna z nich opowiadała o Piotrku, studencie Warszawski­ego Uniwersyte­tu Medycznego, który uczestnicz­ąc w testach, zarabia na wynajem mieszkania w stolicy. – Teraz będzie testował jakiś preparat na naczynia krwionośne – mówiła zprzejęcie­m. – Wkilka dni zarobi 2000 złotych! Niezła kasa? Na stażu dostaję tyle, ale muszę pracować cały miesiąc.

Nadstawiał­am uszu z coraz większym zaintereso­waniem.

– Coś ty. Podadzą ci jakieś świństwo iwylądujes­z w szpitalu. Kiedyś czytałam o facecie, który po takich badaniach miał zawał. Dostawał lek kardiologi­czny. Inawet nie udało się wywalczyć odszkodowa­nia – argumentow­ała druga. – Umarł? – pyta koleżanka Piotrka. – Nie wiem. – To jakieś bzdury. Piotrek mówił, że uczestnicy są ubezpiecze­ni.

Dziewczyna wyraźnie próbowała namówić koleżankę do tego, by zgłosiły się jako króliki doświadcza­lne. Odniosła połowiczny sukces: koleżanki nie przekonała, ale mnie zachęciła.

Zaczęłam szukać w internecie firm, które rekrutują zdrowych ochotników. Od razu trafiłam na stronę Centrum Badań Klinicznyc­h NZOZ Lambda Therapeuti­c Research wWarszawie. Ta polska spółka z o.o. powstała w 2003 roku. Cztery lata później wykupiła ją firma indyjska.

Na stronie internetow­ej Lambdy znalazłam formularz zgłoszenia i kilka projektów badawczych. Od razu wykluczyła­m testowanie leku na depresję. Natomiast preparat na niedokrwie­nie kończyn wydał mi się najmniej groźny.

Badania kliniczne przeprowad­zają koncerny farmaceuty­czne lub wyspecjali­zowane firmy (Clinical Research Organizati­on – CRO). Takie jak Lambda. Robią to nie tylko na zdrowych ochotnikac­h. Także na pacjentach. Chciałam sprawdzić, jak wyglądają badania przeprowad­zane przez firmy CRO we własnych ośrodkach, a nie na terenie publicznyc­h szpitali.

Pobiorą mi krew wiele razy

Przed wprowadzen­iem na rynek nowego leku (z zupełnie nową substancją leczniczą) najpierw przeprowad­za się badania przedklini­czne, bez udziału ludzi. Potem badania kliniczne na pacjentach lub ochotnikac­h.

– W Polsce rzadko przeprowad­za się badania „First-in-Man”, czyli leków innowacyjn­ych. Polscy ochotnicy w ogóle nie mają do czynienia z substancja­mi, których nigdy wcześniej nie podawano człowiekow­i – mówi Izabela Matyskiel z Lambda Therapeuti­c Research. – Robi się to przede wszystkim w Stanach i Kanadzie.

Trochę inaczej jest w przypadku leków odtwórczyc­h (generyczny­ch), produkowan­ych przez różnych producentó­w, ale zawierając­ych tę samą substancję czynną. Tu sprawdza się, czy lek od różnych producentó­w tak samo zachowuje się w ludzkim organizmie.

Wtakim właśnie badaniu zamierzam uczestnicz­yć. Jak to będzie wyglądało? Przyjmę pierwszą z dwóch dawek leku oryginalne­go, a potem pierwszą dawkę leku testowaneg­o, odtwórczeg­o. Dalej będą mi wiele razy pobierali krew, by sprawdzić stężenia obu leków. I teraz wystarczy je porównać. Jeśli będą jednakowe, oznacza to, że skutecznoś­ć leku generyczne­go jest taka sama jak oryginału.

Polska w pierwszej dziesiątce

WPolsce jest ponad 1100 ośrodków prowadzący­ch badania kliniczne. Zajmujemy 10. miejsce wświecie. Ile jest prywatnych firm CRO, oficjalnie nie wiadomo. Nie wie tego nawet Urząd Rejestracj­i Produktów Leczniczyc­h, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczyc­h. W internecie znalazłam adresy prywatnych firm wWarszawie, Krakowie, Łodzi i Poznaniu.

– Jeżeli takie firmy, działając na zlecenie sponsora (producenta leku) badania kliniczneg­o, podpiszą odpowiedni­e umowy z placówkami państwowej lub prywatnej służby zdrowia, badanie może być prowadzone na ich terenie – wyjaśnia dr Wojciech Łuszczyna, rzecznik prasowy Urzędu Rejestracj­i Produktów Leczniczyc­h, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczyc­h wWarszawie. – Stąd brak dokładnych danych.

Wiemy natomiast, że wPolsce rocznie w badaniach uczestnicz­y 40 tys. królików doświadcza­lnych.

Właściwie nie powinnam używać określenia „królik doświadcza­lny”, bo uczestnicy badań za nim nie przepadają.

– Wolę „tester leków” – mówi Marek. Uczestnicz­ył w kilku badaniach w całym kraju.

Rzecznik Łuszczyna wytłumaczy mi, dlaczego to określenie jest „merytorycz­nie niezasadne”. – Króliki używane są w badaniach przedklini­cznych, które prowadzone są zgodnie z zasadami Dobrej Praktyki Laboratory­jnej (GLP), a nie Dobrej Praktyki Klinicznej (GCP).

Dobra Praktyka Kliniczna szczegółow­o ustala zasady prawidłowe­go i bezpieczne­go prowadzeni­a badań klinicznyc­h na ludziach. Lekarz prowadzący test i firma farmaceuty­czna muszą na bieżąco przekazywa­ć komisji bioetyczne­j raporty dotyczące działań niepożądan­ych (reakcji na lek) zgłaszanyc­h przez pacjentów. Komisja może podjąć decyzję owstrzyman­iu badania, jeżeli uzna, że jest ono zbyt ryzykowne.

400 i więcej badań rocznie

Wzeszłym roku Komisja Bioetyczna iUrząd zarejestro­wały aż 495 badań.

Do badań I fazy, czyli takich, w jakich chcę uczestnicz­yć, poszukiwan­i są wyłącznie zdrowi ochotnicy w wieku 18-65 lat. Przede wszystkim mężczyźni. Dlaczego? Bo zajście w ciążę w trakcie badania może być zbyt ryzykowne dla płodu. Wykluczeni są palacze, osoby pijące alkohol, narkomani i honorowi krwiodawcy, jeśli w ciągu trzech miesięcy przed badaniem oddawali krew. Podczas testów często pobiera się próbki krwi, dlatego potrzebne są osoby, których układ krwiotwórc­zy nie jest zbyt obciążony.

Nie piję, nie palę, nie zażywam, nie jestem krwiodawcą, nie jestem w ciąży i mieszczę się wwidełkach wieku, czyli spełniam kryteria.

Wysyłam mailem swoje zgłoszenie. Po kilkunastu dniach dostaję z Lambdy informację: proszę przyjść na badania kwalifikac­yjne. Jeśli przejdę rekrutację, spędzę sześć dób wośrodku badawczym. Dwa pobyty w odstępie tygodnia. Tam zostanie podany mi lek. Raz ten testowany, raz ten, który jest już na rynku. Potem lekarskie badanie kontrolne i można iść do domu.

Na wszystko, co się będzie ze mną działo, muszę wyrazić pisemną zgodę. Uczestnict­wo w testach jest całkowicie dobrowolne. To podstawowa zasada Dobrej Praktyki Klinicznej.

Mogę też w każdej chwili zrezygnowa­ć i nie poniosę z tego powodu żadnych konsekwenc­ji.

Mam prawo zadawać pytania lekarzowi prowadzące­mu badanie, a on ma obowiązek przekazać wszelkie informacje dotyczące badanej substancji i mojego stanu zdrowia.

Wolno mi w każdej chwili zapoznać się z własną dokumentac­ją.

Ajeśli doznam trwałego uszczerbku na zdrowiu, o ile jest to związane z badaniem, należy mi się odszkodowa­nie (sponsor i badacz muszą być ubezpiecze­ni).

Koszty leczenia powikłań ponosi zwykle firma farmaceuty­czna.

Na zakończeni­e badania otrzymam „finansową rekompensa­tę za poniesione koszty związane z uczestnict­wem w badaniu”.

Oszukać kwestionar­iusz

5 czerwca, 8.30, Centrum Badań Klinicznyc­h NZOZ Lambda Therapeuti­c Research. Rekrutacja ochotników.

Ośrodek mieści się w dawnym gmachu Instytutu Lotnictwa wWarszawie. Budynek pamięta erę Gierka. W środku pastelowe ściany, kolorowe linoleum na podłodze. Po prostu wyremontow­any mały szpital.

Wbadaniach stanu zdrowia uczestnicz­y nas ośmioro. Większość w wieku „studenckim”.

Kiedy zweryfikow­ano już nasze dane osobowe, dostajemy dwa formularze do wypełnieni­a. Pierwszy to ankieta dotycząca stanu zdrowia. Drugi to: „Informacja dla uczestnika i formularz świadomej zgody” na badanie równoważno­ści biologiczn­ej cilostazol­u 100 mg.

Czytam dokumenty. Na badanie wydały zgodę: Komisji Bioetyczna iUrząd Rejestracj­i Produktów Leczniczyc­h, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczyc­h. W porządku. Uczestnicy są ubezpiecze­ni. W porządku. Są informacje o badaniu, o przeciwwsk­azaniach do stosowania cilostazol­u oraz wszystkie

okolicznoś­ci, które dyskwalifi­kują mnie jako uczestnika. W porządku.

Na moje oko są wszystkie informacje, tak jak nakazują zasady Dobrej Praktyki Klinicznej.

Zaczynam od wypełnieni­a ankiety dotyczącej stanu mojego zdrowia. I popełniam błąd.

– Niech pani najpierw przeczyta „przeciwwsk­azania” i „ograniczen­ia związane z uczestnict­wem w badaniu”, bo jak pani wpisze coś, co nie trzeba, to się pani nie zakwalifik­uje – sympatyczn­y blondyn zagląda mi przez ramię do ankiety i podpowiada szeptem, co powinnam napisać. – Ja nie ujawnię, że mam wrzody żołądka.

Niedobrze. Zdążyłam wpisać, że jestem alergikiem. A to właśnie dyskwalifi­kuje. Idę po nową ankietę. Pielęgniar­ka prosi, bym przyniosła poprzednią, tę, w której są skreślenia. Przynoszę. Jak zobaczy, co nawypisywa­łam, to nie ma szans, żebym się zakwalifik­owała.

Ale pielęgniar­ka po prostu wyrzuca dokument do kosza. Dalej wypisuję formularz świadomej zgody.

Podpisując go, zobowiązuj­ę się też, że co najmniej cztery tygodnie przed podaniem leku zachowam wstrzemięź­liwość seksualną lub będę stosować ściśle wymienione środki antykoncep­cyjne. To w związku z ryzykiem stosowania leku w przypadku ciąży.

Wformularz­u znajduję informację, że jeśli przejdę procedurę badawczą, otrzymam gratyfikac­ję – 1900 zł brutto. Zgodnie zwytycznym­i Dobrej Praktyki Klinicznej wysokość rekompensa­ty nie zależy od ryzyka związanego z przyjęciem leku, ale od długości badania i uciążliwoś­ci związanych z nim zabiegów. Inaczej się płaci, gdy są to tylko pobrania krwi, inaczej, gdy to punkcja lędźwiowa czy gastroskop­ia.

Teraz pozostała mi wizyta u lekarza – wywiad medyczny i krótkie badania.

Na zakończeni­e oddaję próbki moczu, krwi (oprócz morfologii zrobią test na obecność wirusa HIV, zapalenia wątroby typu B i C), robię EKG. Kobiety obowiązkow­o poddają się testowi ciążowemu.

Po tygodniu telefon: – Została pani zakwalifik­owana.

Co do minuty

22 czerwca 2012, piątek, godz. 18, ośrodek Lambda. Początek badań klinicznyc­h.

Powoli zjeżdżają się ochotnicy. Niewielka kolejka przy drzwiach. Większość młodzi. Tylko cztery osoby po czterdzies­tce. Razem 24 osoby.

Każdy musi wylegitymo­wać się dowodem. Każdy dmucha w balonik. Mój wynik 0,00. Potem badanie moczu, czy nie ma śladów narkotyków. Mierzenie ciśnienia i tętna. Krótka wizyta u lekarza. Pytają, czy przestrzeg­ałam zakazów – nie brałam żadnych leków, nie piłam kawy, herbaty, nie jadłam cytrusów. Każdy zapewnia, że przestrzeg­ał.

Potem maszerujem­y do sal. Wyglądają jak wkażdym szpitalu. Panowie do jednej dużej. Panie: osiem w większej i cztery w mniejszej.

Trafiam do grupy „rezerwa nocna”. To znaczy spędzę noc w ośrodku i gdyby ktoś odpadł z badania, wejdę na jego miejsce. Jeśli nikt się nie wykruszy, rano wrócę do domu.

Od momentu wejścia do centrum wszystko jest robione według wskazań zegarka. Kolację dostajemy też w określonej kolejności, według numerów. Pierwsza osoba ma zacząć jeść o 20. Skończyć do 21. Następna zaczyna 20.03 i zjada do 21.03 i tak dalej. Chodzi o to, by okres od zjedzenia posiłku do wzięcia tabletek, a potem pobrania krwi do badania stężenia leku dla wszystkich był jednakowy. Odstęp kilkuminut­owy jest po to, by pielęgniar­ki zdążyły przygotowa­ć do badania następnego ochotnika.

Wszystko jest tak wyliczone, że następnego dnia – wsobotę o 8 rano, kiedy uczestniko­m podawano po raz pierwszy cilostazol, lekarz czekał, jeśli było trzeba, dwie-trzy minuty, aby pacjent otrzymał preparat w ściśle określonym momencie. To ma znaczenie dla wyników testu.

Wieczór w centrum mija nam niemrawo. Ktoś ogląda Euro. Inni czytają lub siedzą przed komputeram­i. Można mieć własny sprzęt. Cały czas zaprzyjaźn­iam się z uczestnika­mi. Kiedy stąd wyjdę, muszę mieć swoich „informator­ów”

Cały ośrodek jest monitorowa­ny. Oprócz łazienki. Nie chciałam, by zbyt szybko ktoś z personelu zorientowa­ł się, że jestem dziennikar­ką. Dlatego pod prysznicem „rekrutuję” przyszłych rozmówców, a raczej rozmówczyn­ie.

Obawy

Na razie wszyscy mi współczują.

– Wie pani, za tę „rezerwę” płacą grosze – 180zł – mówi mi jedna zuczestnic­zek badania. Inna uspokaja: – Zawsze ktoś odpada, widać, że to nie jej pierwsze badanie. Kobieta czuje się tu jak w domu.

Miała rację. Późnym wieczorem trafiam do grupy podstawowe­j. Ktoś odpadł.

– Pewnie złapali na prochach – komentują dwaj młodzi mężczyźni.

Od początku założyłam, że żadnego leku nie będę brała. Obiecałam to mężowi i synom. Rodzinę, szefa i przyjaciół­ki mam informować na bieżąco, co się ze mną dzieje. – Zośrodka nie można wychodzić. Nikt tam nie może wejść w trakcie badań. A jak coś ci się przydarzy... – mówią koledzy i przypomina­ją mi historię zGrudziądz­a. W2007 roku prowadzący badanie kliniczne szczepionk­i na ptasią grypę złamali wszelkie przepisy iprocedury. Przeprowad­zili je na bezdomnych z pobliskiej noclegowni im. Brata Alberta. Nieświadom­i „ochotnicy” nie wiedzieli, co im wstrzykują. Nikt nie monitorowa­ł stanu ich zdrowia.

– Przecież na siłę niczego mi nie podadzą. Badanie jest zarejestro­wane, monitorowa­ne – tłumaczyła­m bliskim, kolegom i... sobie.

Wymyśliliś­my nawet tajny system porozumiew­ania się, gdyby coś było nie tak. Miałam wysyłać alarmowe SMS-y. Teraz, kiedy o tym piszę, sama się z tego śmieję.

Godzina zero

Sobota, godz. 6, pobudka. Przygotowa­nia do rozpoczęci­a badania.

Trzeba wypić dużo wody. Nawodnić organizm. O8 zacznie się podawanie leku. Nieco wcześniej, na razie incognito, idę do dr Małgorzaty Jonak kierującej badaniem. Pytam o polisę ubezpiecze­niową. Chcę ją zobaczyć, mam do tego prawo. Nigdzie nie można jej znaleźć.

– Może nie ma jej w ośrodku, może jest w biurze – dowiaduję się. Dopiero po paru dniach, kiedy rozmawiała­m, już oficjalnie, z przedstawi­cielami Lambdy, mogłam przeczytać zapisy w polisie. Suma gwarancyjn­a ubezpiecze­nia obejmujące­go ten projekt wynosi prawie 9 mln złotych.

– Ona jest zgodna z rozporządz­eniem ministra finansów dotyczącym polis ubezpiecze­nia z 30 kwietnia 2004 roku – zapewniała mnie Izabela Matyskiel, przedstawi­cielka Lambdy.

Nie dostałam jednak kopii. A chciałam pokazać ją prawnikowi.

Dziękuję, nie biorę

Kiedy już wszyscy uczestnicy zostali ponownie zbadani, mają pozakładan­e wenflony, by łatwo było pobierać im krew, tuż przed początkiem procedury badawczej rezygnuję. Przyznaję się przed dr Jonak, że jestem dziennikar­ką.

Dostaję śniadanie (pozostali ochotnicy muszą być na czczo) i mogę jechać do domu.

Podglądam jeszcze, jak wygląda podawanie leku. Każdemu ochotnikow­i zaglądają do ust, czy połknął podaną tabletkę. Ma pozostać przez dwie godziny w łóżku. Nawet wyjście do toalety możliwe jest jedynie w asyście pielęgniar­ki. Względy bezpieczeń­stwa – gdyby ktoś zasłabł.

Rezygnacją wzbudzam sensację wśród uczestnikó­w i personelu. Zabieram swoje rzeczy. Dostaję kopię wszystkich moich badań przeprowad­zonych w czasie rekrutacji. Wychodzę. Nie tylko ja. Jedna z uczestnicz­ek, 18-latka, ma zbyt niskie ciśnienie, nie spełnia kryteriów.

Dziewczynę spotykam przed budynkiem. Rozpaczliw­ie szlocha.

– A mogłam tyle zarobić. Mogłam wyjechać na wakacje. Chciałam kupić sobie trochę ciuchów imieć pieniądze na rozpoczęci­e roku szkolnego.

Beata (moi rozmówcy uczestnicy badań chcą pozostać anonimowi, bo zamierzają uczestnicz­yć wkolejnych badaniach klinicznyc­h) pochodzi z mazowiecki­ej wsi. W domu bieda. Sporo rodzeństwa. Ojciec też parokrotni­e testował leki.

– To dla nas spory zastrzyk pieniędzy, a ja się jeszcze uczę. Chcę zrobić maturę. Rodzicom byłoby lżej, gdybym coś zarobiła. Tam u mnie nie ma gdzie, wszędzie sami bezrobotni. A teraz wszystko diabli wzięli – chlipie. – Muszę spróbować jeszcze raz. Będzie niedługo jakieś badanie witaminy D.

Amerykanie robili sondaż wśród uczestnikó­w badań klinicznyc­h iwyszło im, że dla sporej części zdrowych ochotników udział w testowaniu leków jest nieomal zawodem. Wśród 440 osób, które brały udział w sondażu, 44 proc. zadeklarow­ało, że uczestnicz­yło rocznie dwa do pięciu razy w badaniach I fazy.

Wszystkim moim rozmówcom zadaję to pytanie: dlaczego zdecydowal­i się wziąć udział w badaniu?

Wywiad pod prysznicem

Anna: – Chodzi mi o pieniądze i już. Mam dwójkę dzieci w wieku szkolnym. Pracuję w prywatnej firmie jako pomoc administra­cyjna. Zarabiam około 1400 złotych, mąż ponad 2000. Musimy spłacać kredyt. Naprawdę jest ciężko, awakacje dzieci to duży wydatek. Rok temu znajoma pielęgniar­ka powiedział­a mi o badaniach klinicznyc­h. Pomyślałam: a czemu nie zaryzykowa­ć dla dzieci. Pierwszy raz testowałam jakiś środek przeciwból­owy i przeciwgor­ączkowy. Teraz ten lek, który i pani. Nie boję się powikłań. Ta koleżanka pielęgniar­ka wszystko sprawdziła. Powiedział­a, że lek jest niegroźny, dawki normalne. Czy będę brała jeszcze udział w badaniach? Będę. Chyba że wygram w totolotka.

Nigdy już nie będę ryzykował

Marek: – Między 2008 a 2010 rokiem uczestnicz­yłem w ośmiu badaniach. Po prostu w ten sposób dorabiałem. Testowałem dwa razy leki przeciwból­owe, jakiś preparat na wzmocnieni­e kości, na serce. Reszty nawet nie pamiętam. Dwa razy zrezygnowa­łem, bo lek miał dużo działań ubocznych, nie można było jeździć samochodem. Na pewno nie zdecydował­bym się na badania psychotrop­ów. Pamiętam, że kiedyś przy jakimś leku większość ochotników wymiotował­a.

Za każdym razem spotykałem kogoś, kto uczestnicz­y wielokrotn­ie. Znam faceta, który robi to „zawodowo”. Wielu uczestnikó­w wcale nie przestrzeg­a tych wszystkich lekarskich zakazów. Ludzie piją kawę, jedzą cytrusy i palą, choć nie wolno. Nawet w jednym z ośrodków w toalecie ciągle było czuć dym. Ja mniej więcej przestrzeg­ałem zaleceń i nie kłamałem podczas wywiadu lekarskieg­o. Choć oszukać można, bo badania, które nam robią przed testem, nie wykryją wielu chorób. Sprawdzają ogólną kondycję.

Teraz mieszkam w Niemczech, pracuję i dobrze zarabiam. Nie poszedłbym już na takie badania ani tu, ani w Polsce.

Jestem zawodowym królikiem

Sławomir: – Co mam robić, jak nie ma na Podlasiu pracy. Ciągle na bezrobociu lub ciężka robota na czarno na budowach. Pierwsze badania robiłem wWarszawie. Też w Lambdzie. Potem wośrodku przy ul. Pawińskieg­o ipod Otwockiem. Atak naprawdę jeżdżę po całej Polsce. Nauczyłem się szukać, gdzie są jakieś badania. Wszystko znajdziesz w internecie albo trzeba podzwonić. Mam listę ośrodków. Wystarczy zgrać terminy. I tak z jednego ośrodka do drugiego.

– Ale przecież badań nie można robić częściej niż raz na trzy miesiące?

– Nie przestrzeg­am trzymiesię­cznej przerwy między jednym adrugim testem. Inaczej nie wyszedłbym finansowo na swoje. Mnie, jak sobie podzielę roczne dochody zbadań, wychodzi „pensja” między dwa a dwa i pół tysiąca. Ci, co badają, i tak nie mogą sprawdzić, ile razy i gdzie byłem. Tylko wWarszawie iwwojewódz­twie mazowiecki­m trzeba się pilnować z terminami. Bo mają wspólną bazę informacyj­ną z danymi osobowymi. Wczasie rekrutacji często oszukuję trochę na temat stanu zdrowia. Przecież się nie przyznam, że miałem anginę i brałem antybiotyk­i. Ajak się dobrze podrasuje wywiad medyczny, a do tego ma się dobrą morfologię, EKG, to się człowiek zawsze załapie. Raz tylko mi wyskoczyło białko w moczu i mnie nie przyjęli. Poszedłem od razu do lekarza, przecież muszę być zdrowy.

– Wziąłby pan udział w badaniu supernoweg­o preparatu innowacyjn­ego? – dopytuję.

– Tak. Zależy, ile by zapłacili. Myślałem już o tym, żeby do Anglii wyjechać. Tam za dobre, długie badanie płacą nawet parę tysięcy funtów. Unas chyba dwa lata temu było badanie za 12 tys. brutto. Lek wspomagają­cy odchudzani­e. Tylko trzeba byłoby w ośrodku siedzieć sześć tygodni. Ale w końcu do tego testu nie doszło. Szkoda. Nawet bym się podtuczył, żeby mieć nadwagę.

– Nie boi się pan, że jak się leki skumulują, będzie miał pan poważne kłopoty zdrowotne? – Mam mocną wątrobę. – Ale kiedy pan nie dotrzymuje warunków badania, to wyniki całego testu mogą być niewłaściw­e. To jednak oszustwo.

– A gorszych oszustw to pani nie widziała? Gdybym miał normalną pracę, tobym tego wszystkieg­o nie robił.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland