Wielka Polska Powieść
Kajet konesera Krzysztof Varga czyli gdzie ten Dostojewski?
Zazwyczaj nie pamiętam swoich snów, ale ten akurat wyjątkowo iwyraźnie zapamiętałem. Śnił mi się mianowicie Jarosław Iwaszkiewicz. Spacerowaliśmy po jakimś parku (obok stała nie wiedzieć czemu wielka eklektyczna katedra) idebatowaliśmy. Iwaszkiewicz poważnie oczymś perorował, ja pokornie słuchałem, choć czasami, zdaje się, też wypowiadałem jakieś zdania, ten obraz nadal tkwi mi przed oczami, choć jest to, niestety, obraz niemy. Wkażdym razie Iwaszkiewicz był już u schyłku życia, choć oczywiście precyzyjnej daty naszego spotkania nie jestem wstanie podać, ale coś mi się widzi, że działo się to bardzo współcześnie, a zatem mimo, iż Iwaszkiewicz żył, to działo się to sporo po śmierci Iwaszkiewicza. Iwaszkiewicz, mówiąc krótko, powrócił na chwilę z zaświatów, aby ze mną odbyć spacer iprzekazać mi jakieś istotne swoje spostrzeżenia.
Wtej chwili wydaje mi się, że słynny Iwacha musiał wypowiadać mocno zasadnicze kwestie na temat polskiej literatury, ściślej rzecz biorąc, perorował z eleganckim zapałem na temat słabości polskiej prozy ikonieczności stworzenia wielkiej polskiej powieści, właściwie to zupełnie nie wiem, co mówił, ale mam absolutną pewność, że mówił właśnie o tym.
Przytaczam tu ten sen nie po to, aby się chwalić swoimi onirycznymi znajomościami, lecz dlatego że akurat wtym samym czasie przeczytałem esej profesor Ewy Thompson wołający oWielką Polską Powieść, na której deficyt nasz kraj cierpi, jest to – jak wiadomo – tylko jedno z dogłębnych cierpień naszego kraju, może i nie pierwszoplanowe, ale istotne.
Albowiem są sprawy zasadnicze, ważniejsze niż polskie klęski na olimpiadzie, chodzi mi tu oklęski polskiej literatury, osobliwie klęski prozy. Klę- ski prozy w swojej istocie donioślejsze są niż obsceniczne wręcz klęski polskich sportowców, polskiego sportu może nie uda się już uratować, prozę owszem. Tak przynajmniej uważa profesor Thompson wswoim eseju, który ukazał się w piśmie „Rzeczy Wspólne”. Owszem, nie porusza wątku olimpijskiego, ja go dodaję z własnej inicjatywy, bo porównanie aktualne i poprzez swą aktualność wyraziste. Generalnie przesłanie tekstu profesor Thompson jest jednak takie, że wciąż liczyć powinniśmy, awręcz musimy na Wielką Polską Powieść, na powieść – znów dodaję od siebie – wartą olimpijskiego złota.
Ewa Thompson to profesor slawistyki na uniwersytecie wHouston i niech nie będzie tajemnicą, że pochodzi zPolski. Jest też redaktorką kwartalnika „Sarmatian Review”, a więc „Przeglądu Sarmackiego”, to brzmi bardzo zachęcająco, jak ktoś redaguje pismo poświęcone sarmatyzmowi, to ja się bardzo zaczynam interesować jego przemyśleniami.
„Wielka polska powieść musi zostać napisana. Polszczyznę trzeba odkolonizować, wydobyć zniej potencjał. Ta powieść musi być wolna od pojękiwania i niedojrzałości, odzwierciedlać polską wizję wolności, która sama wsobie jest zwycięstwem i źródłem dumy” – pisze brawurowo Thompson, awe mnie rośnie duma: jak mamy takich teoretyków, to do praktyki już droga krótka. Nie byłem nigdy przesadnym zwolennikiem tzw. krytyki postulatywnej, prof. Thompson jest jednak tak przekonująca, że nie mam argumentów przeciw.
Prof. Thompson uważa, że polska proza, a co za tym idzie Polska w ogóle, jest skolonizowana, przez kogo – nie precyzuje, niech nam wystarczy, żeśmy kolonią, póki się z bycia kolonią nie wyzwolimy, zdaje się, wielkiej powieści nie napisze- my. Wywód profesor jest, niestety, prosty w sposób nieoczywisty i trudno go klarownie zreferować wfelietonie, jego egzegeza musiałaby być trzykroć dłuższa niż sam esej. Ale niektóre tezy są zrozumiałe i, rzekłbym, symptomatyczne dla pewnego – mówiąc oględnie – nieco paranoicznego myślenia. Myślenia, które oczywiście, jak to bywa zparanoicznym, jest bardzo atrakcyjne: „Wielka polska powieść musi być wolna od pojękiwania. Musi stać daleko od Mrożkowskiego »wybili, panie, wybili« z »Monizy Clavier«. Żadne prawdziwie wielkie dzieło nie kończy się totalną przegraną – jak mówi przysłowie, trzeba wyrwać bolesne zwycięstwo z paszczy klęski”. Nie znałem tego przysłowia, ale z emfazą ogłaszam je frazą tygodnia: „Wyrwać bolesne zwycięstwo z paszczy klęski”. Mieliśmy ostatnio z takim wyrywaniem do czynienia, wyrywano bolesne zwycięstwo Powstania Warszawskiego zpaszczy klęski, to jest ten sposób wyrywania, kiedy wyrywając ząb klęski, zabija się przy okazji pacjenta, metoda skuteczna, nieco jednak, powiedziałbym, kontrowersyjna. Co ciekawe, powieść owielkim polskim zwycięstwie „musi się chyba wzorować na Fiodorze Dostojewskim, mniej na Lwie Tołstoju”.
Sprawa poważna, skoro mamy się wzorować na antypolskim wielkoruskim pisarzu. Sprawa poważna, ale i ciekawa, czytajmy dalej prof. Thompson: „Ale musi się tam też znaleźć wiara wrolę polskości w historii Europy – nie tylko Karol Wojtyła czy Wiedeń, ale przede wszystkim »jedna zosiemnastu bitew, które zmieniły świat«, tak niechętnie widziana przez reprezentatywnych amerykańskich historyków, jak cała zresztą historia rekonstrukcji Polski”. Idzie, ma się rozumieć, o Bitwę Warszawską, profesor, jak rozumiem, postuluje Wielką Polską Powieść wstylu Dostojewskiego, która oCudzie nad Wisłą traktować będzie, przyznaję, że jeśli się taka ukaże – wbrew amerykańskim krytykom – pierwszy się rzucę wpław do lektury. Mam nawet paru kandydatów na autorów, nazwisk nie podam, bo jeszcze rzeczywiście wezmą się na gwałt do pisania, tylko nieszczęście może ztego wyniknąć. Profesor Thompson także nazwisk potencjalnych faworytów do napisania Wielkiej Polskiej Powieści nie podaje, rzec można, że nieco tu brakuje programu pozytywnego, mnie się tylko – intuicyjnie bardzo – wydaje, że profesor Thompson postuluje coś na kształt okraszonego Dostojewskim nowego „Potopu”, nie powiem, kusząca propozycja, kusząca poprzez swą perwersyjność.
Jest za to wyraźne wskazanie na szkodników polskiej literatury: „Czy zamiast zwrócić na to uwagę, polscy literaci będą wciąż grać na cienkiej strunce niby-to-dowcipnych historyjek (Jerzy Pilch), podróży à la Jack Kerouac (Andrzej Stasiuk) czy postkomunistycznego pobojowiska (Dorota Masłowska)?”. Będą? Nie będą? Nie wiadomo.
Zdaję sobie sprawę, że pismo „Rzeczy Wspólne” chyba dalekie jest od masowości, że raczej silną ma pozycję w jakiejś niszy, że w ten oto sposób upubliczniam niejakie kuriozum, jakim tekst prof. Thompson mi się jawi, sprawa jednak jest dość ciekawa, dyskusja mogłaby poza niszę wyjść. Ja to teraz zupełnie i śmiertelnie poważnie piszę: przydałaby się zasadnicza debata nad Wielką Polską Powieścią, względnie nad polską powieścią wogóle, temat akurat na koniec wakacji jak znalazł, za chwilę nikt już oolimpiadzie nie będzie pamiętał, zaraz wszak wrzesień, dzieci idą do szkół, czytać Sienkiewicza iOrzeszkową.