„Nędznicy” w cudzysłowie
Świat według Orlińskiego
Najsłynniejszym cytatem zKarola Marksa, do dziś przytaczanym także przez ludzi bardzo odległych skądinąd od jakiejkolwiek lewicowości, są pierwsze dwa zdania „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte”. Wskróconej popularnej wersji zbija się je w jedno: „historia się powtarza, najpierw jako tragedia, potem jako farsa”. Marks błyskotliwie scharakteryzował tak upadek krótkotrwałej francuskiej II Republiki (1848-1851), która powtórzyła upadek I Republiki (1793-1799).
Wobu wypadkach skończyło się to dyktaturą Bonapartego, ale ten drugi – niedołężny siostrzeniec wielkiego Napoleona – był postacią wyjętą z farsy, podobnie jak jego parlamentarni oponenci. Oglądając filmowych „Nędzników”, nie mogłem się powstrzymać przed uwagą, że historia powtarza się znowu, ale tym razem jako musical.
Gdy Hugo pisał swoją powieść w 1862, skomponował ją na wzór greckiej tragedii – z byłym skazańcem Jeanem Valjeanem i bezlitosnym sługą prawa Javertem, których losy splotło Przeznaczenie. Od kiedy przerobiono to na musical, te nazwiska budzą jednak ochotę zanucenia „nazywam się Jean Valjean” do chwytliwej melodii Claude-Michela Schönberga.
Musical charakteryzuje się tym, że – tu kradnę Susan Sontag zgrabną metaforę – wszystko w nim jest wzięte w cudzysłów. Zamiast łez mamy „łzy”, zamiast kotów „koty”, zamiast helikoptera „helikopter”. Wszystko jest przerysowane, wszystko jest w oczywisty sposób sztuczne i za to właśnie płacimy w kasie.
A przecież polityczno-historyczne tło tego dramatu pozostaje aktualne i dla nas. Paryżanie w 1830 roku obalili Burbonów, ale okazało się, że po rewolucji dalej żyją w nędzy. Zmiana Karola X na Ludwika Filipa nie przyniosła im życiowej poprawy.
Śmierć generała Lamarque’a w 1832 pchnęła lud ponownie na barykady. Lamarque był początkowo zwolennikiem Ludwika Filipa, ale potem krytykował go za niespełnianie obietnic złożonych rewolucjonistom. Jego pogrzeb doprowadził do krwawych manifestacji ulicznych unieśmiertelnionych w powieści Victora Hugo, a w końcu i wmusicalu „Nędznicy”.
Wkinach możemy właśnie obejrzeć wierną i zrealizowaną z niezwykłym rozmachem adaptację musicalu i popatrzeć, jak Hugh Jackman jako Valjean wciąż ucieka przed Russellem Crowe’em – najstraszniejszym Javertem z dotychczasowych. Dramat „zmieniliśmy władzę, a problemy zostały te same” będzie dla nas zrozumiały, ale raczej potraktujemy go dziś w konwencji buffo niż w konwencji tragedii greckiej. Co się zmieniło od czasów Victora Hugo?
Od tamtego czasu ludzkość generalnie rozwiązała problem głodu. Nie dokonali tego oczywiście politycy. Paryżanie jeszcze nie raz po 1832 roku będą szli na barykady i żadna z kolejnych rewolucji nie nakarmiła głodnych.
Dokonali tego w końcu chemicy, przede wszystkim wielki syn Wrocławia Fritz Haber. Udało mu się wykraść przyrodzie sekret wiązania atmosferycznego azotu w związki chemiczne, które mogą przyswajać rośliny.
Niemiecki koncern BASF natychmiast odkrycie Habera zastosował w praktyce, wprowadzając na rynek pierwsze nawozy sztuczne. Wciągu dosłownie jednego pokolenia głód przestał w Europie brać się z braku żywności, a zaczął wynikać już tylko z szalonych wizji różnych władców.
Wtym, paradoksalnie, także i takich, których do władzy wynosiły tłumy na barykadach. Którym, żeby było jeszcze śmieszniej, obiecywano wolność i chleb.
Politycy od stu kilkudziesięciu lat nas zawodzą i żylibyśmy w takiej samej nędzy jak bohaterowie „Nędzników” – gdyby nie naukowcy, lekarze i inżynierowie. To dzięki nim żyjemy dziś zdrowiej, dłużej i dostatniej.
Wczasach kryzysu powiedzenie czegoś takiego brzmi jak bluźnierstwo. Wciąż wielu ludzi żyje w nędzy lub w zagrożeniu nędzą. Ale według przyjętej obecnie przez GUS definicji czynniki wskazujące na nędzę to m.in. stare meble, brak centralnego ogrzewania, kuchenki mikrofalowej i samochodu.
Jakkolwiek by patrzeć, według tych kryteriów prawie wszyscy żyliśmy w nędzy jeszcze kilkanaście lat temu. I odwrotnie, osoba dzisiaj oficjalnie klasyfikowana jako nędzarz i tak żyje w raju według kryteriów sprzed stu lat.
Dlatego więc dramat rozczarowanych paryżan roku 1832 jest dla nas jakoś tam zrozumiały – my też zawsze czujemy to samo rozczarowanie, zamieniając jednego władcę na drugiego. Ale raczej nie idziemy z tego powodu na barykady, bo nie wiązaliśmy z tym aż takich nadziei.
Nasze nadzieje to tylko „nadzieje”. Nasze rewolucje to tylko „rewolucje”. Bo i nasi władcy to, prawdę mówiąc, „władcy”. Dlatego dziś historia jest jak musical...