Zjedli Jezusa wmiędzychodzie
Dyrektorka gimnazjum prosi, by napisać, że nie sami chuligani wychodzą z jej szkoły. Przecież Jakub, jej absolwent, doszedł aż do finału „Mam talent”, a Karolina wygrała „Bitwę na głosy”
Wostatnią listopadową niedzielę grupa kryminalna policji weszła do kościoła pw. Niepokalanego Serca Maryi. Najpierw zobaczyli łupiny słonecznika: w ławkach, przy kropielnicy i jeszcze obok miejsca, gdzie stała monstrancja, za kratą i szybą antywłamaniową, ale monstrancja zniknęła. Złodzieje oderwali z krzyża małą figurkę Jezusa i używając jej jak łomu, chcieli rozpruć też skarbonę, do której wierni wkładają datki. Na nic, choć próbowali też „z buta”. Zabrali więc monstrancję, wyrywając ze ściany mocowania krat. Wiadomo też, że gdy do kościoła weszła starsza kobieta, złodzieje usiedli w ławkach, pochylili głowy i udawali, że się modlą, ale dalej żarli ten słonecznik. Jeden z nich, jeszcze w kościele, zjadł też świętą hostię, którą wyjął z monstrancji trzymanej pod kurtką. Poszli nad jezioro, monstrancję połamali na kawałki i uzgodnili, że sprawdzą, ile jest warta, a sądzili, że dużo, bo ze złota. Miejscowy złotnik ich wyśmiał, mówiąc, że to miedziany złom, więc wrzucili do reklamówki z logo Biedronki i zostawili w koszu na śmieci.
Wyznał to policji starszy ze złodziei, 18-letni Damian K., zwany Ufo. Za chwilę wpadł też młodszy, 15-letni Adrian W., zwany Waśką. Ale nie chciał nic powiedzieć, bo, jak mówią mi policjanci, to taka mała, cwana menda, co zna swoje prawa, bo kradła już w szatni na orliku. Wie też, że jako dziecko dostanie mamę na przesłuchanie i wyjdzie z nią do domu. I wyszedł. AUfo zaraz za nim, bo się przyznał.
Paweł Araszkiewicz, rzecznik międzychodzkiej policji, ubolewa, że prokuratura zrezygnowała z zarzutu „znieważenia uczuć religijnych”, a zostawiła tylko kradzież. Bo gdy użyli figurki Jezusa jak łomu i zjadali hostię, nikt tego widział, a „znieważenie” musi być publiczne. Rzecznik, gdy siedzimy w jego gabinecie, nie może wyjść ze zdumienia. – No bo jak to – mówi mi. – Przecież to świętość, dotykać Pana Jezusa może tylko duchowny, i to ceremonialnie, z czcią, z godnością. A ci wzięli i tak po prostu Jezusa zjedli.
Rzecznik deklaruje, że jest głęboko wierzący, praktykujący. Wspomina swoją Pierwszą Komunię Świętą jako coś wzniosłego, jako pełne uczestnictwo w mszy świętej. – To było dla mnie wejście na kolejny próg życia, doświadczenia, a teraz, dla młodzieży... – macha ręką. – Komputery, komórki, ciuchy. Przyjmują Pana Jezusa do swojego serca, awsercu nic... Barbara Olejniczak, dyrektorka Gimnazjum nr 1 w Międzychodzie, słuchając kazania proboszcza, zastanawiała się, czy to aby nie któryś z jej uczniów. Kościół zbezcześciło w sposób niesłychany, obwieszczał proboszcz z ambony, dwóch młodych chłopców. Olejniczak kupiła lokalną gazetę „Tydzień”, by poznać szczegóły. Wyczytała, że „tak zbulwersowani mieszkańcy Międzychodu nie byli już dawno”, że „hostię złodzieje zjedli”, że „kościół chce powołać straż parafialną”.
Gimnazjum międzychodzkie nr 1 to czerwony, dostojny gmach. Wewnątrz kolorowo, czysto, na ścianach dyplomy, rysunki. Olejniczak siedzi w niewielkim gabinecie, którego okna wychodzą na dom Adriana, czyli Waśki, ucznia trzeciej klasy. – Wtym domu – Olejniczak pokazuje palcem okno – mama Adriana czuwała, wypatrując, czy jej syn wchodzi do szkoły, a on czekał chwilę i wychodził tylnym wyjściem.
Dowód wagarów, dzienniczek uczniowski, leży przed nami. Waśki od września ub. roku w zasadzie w szkole nie było, co odbiło się na nauce. Pały na koniec semestru nie będzie miał tylko z wuefu. A jeszcze rok temu miał co najmniej czwórki, brał udział w konkursie „Rośliny i zwierzęta naszego regionu”, był lubiany, bystry i aktywny. Wszystko skończyło się po wakacjach.
Ewelina Sochacka-Glapiak, nauczycielka niemieckiego i wychowawczyni Waśki, młoda, około 35 lat, kiwa głową. Tak było. – Zdolny, pojętny, a po wakacjach zaczęły się uwagi – pokazuje mi dzienniczek. „Niestosowne zachowanie”, „Zaśmiecał klasę”, „Wyszedł przed dzwonkiem”, „Używał wulgaryzmów podczas lekcji”. Ale to nic wporównaniu z tym kościołem. Klasa rozpoznała Waśkę na zdjęciu w gazecie po kurtce w zielone ciapki. Najbardziej śmiali się z tego, że monstrancję porzucił w reklamówce z Biedronki.
Sochacka-Glapiak przywykła do wybryków młodzieży. „Sp...”, „ch...”, „k...” latają po klasie swobodnie i lekko. – No, ale co można zrobić? – rozkłada ręce. – Rodzicom się poskarżę, ale oni też często bezradni, jak mama Adriana.
A co młodzież robi w Międzychodzie po lekcjach? Są dwie hale sportowe i muzeum regionalne, ale wychowawczyni często widzi swoich uczniów na Gadu-Gadu, online, do późnej nocy.
Marcin Szczechowiak, katecheta gimnazjalny, świecki, próbował z uczniami rozmawiać o kościelnej kradzieży, bo to jednak sprawa niesłychana, ale najbardziej byli ciekawi, ile ta monstrancja była warta. – Dzisiaj jest inne nastawianie do kościoła, księży – tłumaczy. – Uczniowie przynoszą z domu, że życie religijne nie jest nawet na drugim, ale może trzecim miejscu. Wszystko wypiera pieniądz.
Dyrektorka prosi, bym napisał, że szkoła ma się też czym pochwalić. Przecież Jakub, jej absolwent, doszedł do finału „Mam talent”, aKarolina wygrała telewizyjną „Bitwę na głosy”. A Adriana żal, bo to jednak zdolny dzieciak. Trafi do gimnazjum dla dorosłych, choć powinien do ośrodka wychowawczego. – Aż tak? – pytam. – Ma mały kontakt z rówieśnikami z klasy, widuje się go z kolegami spoza szkoły. O tym jak potoczą się jego losy, zadecyduje sąd, bo sprawa jest w toku.
Jest jeszcze jedno smutne zdarzenie, które zbulwersowało społeczność Międzychodu. Chłopcy zostali ekskomunikowani. – Nic się nie da zrobić – ks. Roman Grocholski, proboszcz okradzionego kościoła, rozkłada ręce. – To jest „excommunicatio latae sententiae”.
Proboszcz kiwa głową, podkreślając wagę słów, gdy siedzimy w salonie jego plebanii, otoczeni kolumnami kina domowego, naprzeciwko plazmowego telewizora. Tłumaczy, że to ekskomunika z automatu. Chłopcy zjedli hostię, zniszczyli monstrancję, popełnili grzech śmiertelny i sami wyrzucili się ze społeczności kościelnej, czego najstarsi mieszkańcy Międzychodu nie pamiętają. Podobnie jest z aborcją, jak mówi mi proboszcz, a nawet z zapłodnieniem in vitro. To też ekskomunika z automatu. – Nie mają szans powrotu? – pytam. – Mają – proboszcz przykłada palec do ust. – Ale musieliby przeprosić, wyrazić skruchę, szczerze żałować za grzechy. Wtedy proboszcz z ich parafii, bo do mnie nie należą, napisze pismo do kurii, ta do Watykanu i tam podejmą decyzję, by zdjąć ekskomunikę. Wcześniej dostaną karę.
– Jaką? – pytam. Gazeta „Tydzień”, relacjonując kradzież hostii, przypominała historię z XVIII wieku, gdy za świętokradztwo wywleczono na rynek wMiędzychodzie dwóch złodziei, by jednego łamać kołem i rozerwać końmi, a drugiemu, młodemu, oszczędzono tortur i od razu ścięto głowę.
– Nie wiem – proboszcz rozkłada ręce. – To leży w gestii Rzymu, ale grzech jest tu ciężki, bo podnieśli rękę na Pana Jezusa w trakcie trwania adoracji, nabożeństwa, chociaż... – zamyśla się – ...to jeszcze nie tak źle, że oni Jezusa zjedli. Bo gorzej, gdyby podeptali, zniszczyli, a tak popełnili tylko grzech świętokradztwa.
Proboszcz nie ukrywa, że to dla niego sytuacja nowa. Gdy dowiedział się o zniszczeniu monstrancji, musiał konsekrować nową hostię, przypominając wpierw sobie, jakiż to obowiązuje ceremoniał, bo w karierze miał tylko kradzież korony z głowy figury Matki Bożej i pieniędzy ze skarbony, na czym przyłapano pewne starsze małżeństwo. Konsekrując nową hostię, zrezygnował z bicia w dzwony, co być powinno, zaprosił tylko wiernych, by pomodlili się i poprosili Boga podczas nabożeństwa ekspiacji o wybaczenie za grzechy. Proboszcz próbuje znaleźć wytłumaczenie dla uczynku młodych złodziei. – Gdy się z młodymi rozmawia, ale indywidualnie, to są w porządku. Ale gdy są w grupie, coś się z nimi dzieje. Sądzę, że brakuje im rodziców, że w ich domach nie ma miłości, bo rodzice odpuścili wychowanie, zgodnie z tym Owsiakowym „róbta co chceta”. Mówię im wtedy, że ja im tę miłość dam, przekażę, a oni, że nie, bo nie są pedałami.
Deklaruje jednak, że młodym złodziejom jest w stanie wybaczyć, ale najbardziej zatrwożył go ten słonecznik. – No bo niech pan powie, jak to tak wejść do świątyni, napluć jak na chodnik. Wieprzu i Łysy, tak przedstawiają się chłopcy, którzy plują słonecznikiem pod buty, tuż obok gimnazjum. Uważają, że „za wyjebanie kościoła” dla Ufo iWaśki jest szacunek. Chyba.
– Dlaczego „chyba”? – pytam.