Poza prawem
Sąsiedzi na nas donoszą. I to wcale nie za pieniądze. Wielu uważa nas za wcielenie diabła
Ma na imię zupełnie przeciętnie: Yahya, czyli Jan. I też, jak każdy przeciętny egipski Yahya, wierzy w jednego Boga i w jego proroków. Jednak na każdym kroku jest prześladowany. Albowiem Yahya nie jest prawowiernym muzułmaninem, nie jest nawet koptem, jest bahaitą. A to w Egipcie oznacza wyrok.
Bardzo trudno dotrzeć w Egipcie do bahaity. Dekady strachu i prześladowań zrobiły swoje. Kiedy przeczytałem w gazecie „Al-Ahram”, że nowy, wywodzący się z Bractwa Muzułmańskiego minister oświaty i edukacji zakazał bahaickim dzieciom wstępu do publicznych szkół, przypomniało mi się, że znajomy powiedział mi kiedyś, że jego brat zna kogoś, kto zna bahaitę. Po wielu zabiegach udało mi się zdobyć do niego numer komórki. Dzwoniłem kilkakrotnie, kładąc wyraźny nacisk na to, że jestem cudzoziemcem, Europejczykiem, ale Yahya za każdym razem znajdował pretekst, żeby odmówić spotkania. Wreszcie zgodził się na krótki spacer po ogrodach Montaza – wielkim kompleksie parkowym Aleksandrii. Musiałem zabrać na spotkanie paszport, żeby przekonać Yahyę, że na pewno jestem Polakiem, a nie agentem Muchabaratu – tajnej służby.
Padał drobny ciepły deszcz, był początek stycznia, park pachniał intensywnie kwiatami i mokrą trawą. Z wysokich palm zwisały ciężkie, złote kiście daktyli. Na oko pięćdziesięcioparoletni, elegancko ubrany mężczyzna w kapeluszu przez pół godziny przechadzał się ze mną pod parasolem wśród palm i kwitnących bugenwilli i przyciszonym głosem opowiadał o życiu bahaity w Egipcie.
to wywodząca się z Iranu synkretyczna religia oparta na monoteizmie, łącząca elementy islamu, judaizmu, chrześcijaństwa i babizmu (mistyczny odłam szyizmu). Większość bahaitów uznaje za wysłanników Boga także Buddę, Zaratustrę i Krysznę. Na świecie jest ich ponad 7 milionów (to druga po islamie najszybciej rozwijająca się religia świata). W Egipcie mieszka, według różnych szacunków, od kilku do kilkunastu tysięcy wyznawców bahaizmu. Nikt tego dokładnie nie wie, nawet inwigilujące społeczności bahaickie egipskie służby specjalne, bowiem bahaici ukrywają, jak mogą, swoje wyznanie, za które grozi im nawet śmierć. Od czasów Nasera, który zakazał bahaizmu, nie mają żadnych praw: konfiskuje się ich biblioteki, zamyka tajne centra religijne, niszczy cmentarze, zdarzają się przypadki linczów i palenia bahaickich domów. Od lat 90. władze egipskie odmawiają bahaitom wydawania świadectw urodzenia czy aktów zgonu, a przede wszystkim dowodów osobistych, gdyż przynależność religijna jest w Egipcie wpisywana do dowodu. Uznawane przez władze są tylko trzy religie monoteistyczne. Bahaici nie mają dostępu do państwowych banków, publicznych szpitali i szkół.
Zapytałem Yahyę, czy ma dzieci i do jakiej szkoły chodzą. Odpowiedział, że dwóch synów posyła do prestiżowej i strasznie drogiej amerykańskiej szkoły w Aleksandrii. Córka chodzi do nie mniej uznanej francuskojęzycznej szkoły franciszkańskiej.
– Prześladowania w Egipcie dały nam jedną dobrą rzecz – śmieje się Yahya – jesteśmy przeważnie bardzo dobrze wyedukowani. Możemy posyłać dzieci tylko do prywatnych, międzynarodowych szkół, gdzie nasze wyznanie nie stanowi problemu. Ale żeby uczyć się w takich szkołach, musimy być bogaci, dlatego od pokoleń ciężko pracujemy, żeby zarobić na edukację, która zresztą jest religijnym priorytetem w bahaizmie.
kiedy pojawili się w Egipcie, cały czas są prześladowani, ale – jak mówi Yahya – do czasów Nasera wszystko był jeszcze w miarę do zniesienia.