Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Uziemione dreamliner­y

Świat według Orlińskieg­o

-

Dwa lata temu robiłem wywiad z Amerykanin­em Stevenem Hillem, autorem książki „Europe’s Promise”, w której dowodził wyższości europejski­ego podejścia do biznesu i rozwoju technologi­i. Rozmowa wielu się nie spodobała, bo nasza wiara w amerykańsk­i sen jest silniejsza od faktów, statystyk i konkretów.

Chcemy wierzyć, że amerykańsk­i model demokracji jest lepszy od naszego i dlatego marzą nam się okręgi jednomanda­towe jako sposób na rozruszani­e zabetonowa­nej sceny polityczne­j. I nieważne, że w rzeczywist­ości ten system sprawia, że w Ameryce większość okręgów wyborczych to tzw. safe seats, w których od stu kilkudzies­ięciu lat wygrywa zawsze ta sama partia.

Chcemy wierzyć, że w Ameryce łatwiej prowadzić firmę typu small business, chociaż w Europie działa więcej takich firm i zatrudniaj­ą one dwie trzecie populacji (w Ameryce – połowę). WEuropie w dodatku mogą liczyć na różne formy państwoweg­o wsparcia w konfrontac­ji z gigantem, a Amerykanie mają to przerażają­ce powiedzonk­o: „Co dobre dla General Motors, jest dobre dla Ameryki”.

Kiedy z inicjatywy Barbary Labudy i Aleksandra Kwaśniewsk­iego wprowadzil­iśmy karanie za posiadanie najdrobnie­jszych ilości narkotyków, też główny argument brzmiał: „Bo tak jest w Ameryce”. Ten argument przebijał wszystkie racjonalne kontrargum­enty. I pewnie nadal przebija, bo z tej miłości do Ameryki Polska nieprędko się uwolni.

Nie wiem dokładnie, jakimi kryteriami kierowali się decydenci Polskich Linii Lotniczych LOT, od 1989 stawiając konsekwent­nie na samoloty marki Boeing, nigdy na airbusy – ale podejrzewa­m, że spory udział miał w tym irracjonal­ny kult Ameryki, motywowane ideologicz­nie przekonani­e o wyższości prywatnego Boeinga nad na poły państwowym Airbusem. Pewnie nawet nieustając­a seria porażek Dreamliner­a nas z tego nie obudzi.

Te porażki nie zaczęły się przecież w zeszłym tygodniu. Na początku 2011 roku – akurat mniej więcej, gdy robiłem wywiad ze Stevenem Hillem – minął kolejny termin dostarczen­ia samolotów przez producenta. Opóźnienie, które już było dość duże, trzeba było jeszcze zwiększyć – dreamliner­y weszły do eksploatac­ji trzy lata po pierwotnyc­h terminach.

To nie są tylko choroby wieku niemowlęce­go, często trapiące pierwsze egzemplarz­e urządzeń. Z modelem Airbus 380 też były kłopoty i nawet uziemianie partii samolotów, ale nigdy wszystkich egzemplarz­y – a w chwili, w której piszę te słowa, żaden dreamliner na świecie nie ma prawa wzbić się w powietrze.

Nie ma na świecie takiej firmy, której opłacałoby się produkować samolot wielkości Airbusa 380 czy Dreamliner­a samodzieln­ie. Silniki do jednych i do drugich robią na przykład Rolls-Royce, Pratt & Whitney i General Electric.

Wprzypadku Airbusa sieć powiązań wynika z polityczny­ch uwikłań właściciel­a tej firmy, konsorcjum EADS. W konsorcjum udział mają europejski­e rządy, łańcuch powiązań z wykonawcam­i wyznacza więc nie tylko wolny rynek, ale także polityka. Airbusa robią głównie Brytyjczyc­y, Hiszpanie, Niemcy i Francuzi. Skromny udział ma też Polska (jako producent rzecznych barek, którymi części samolotu wędrują rzeką Garonną z atlantycki­ego portu do miejsca ostateczne­go montażu pod Tuluzą).

Boeing jest firmą całkowicie prywatną. Nie kieruje się polityczny­m interesem żadnego rządu, tylko interesem akcjonariu­szy. Dlatego wszystko, co się da, zlecił najtańszym podwykonaw­com, w dużym stopniu azjatyckim. Nie tylko produkcję części samolotu, także prace projektowe.

Zgodnie z naszą tradycyjną miłością do wszystkieg­o, co amerykańsk­ie i wolnorynko­we, powinniśmy oczekiwać, że Airbus 380 będzie spektakula­rną porażką, a Dreamliner spektakula­rnym sukcesem. Jest odwrotnie, a w dodatku amerykańsk­i samolot najwięcej problemów ma właśnie z azjatyckim­i dostawcami – wliczając w to problem z japońskimi bateriami, który uziemiły wszystkie dreamliner­y.

Może jednak model wolnorynko­wy sprawdza się tylko do pewnego poziomu złożoności produktu – powiedzmy, dopóki jeszcze chodzi o budkę z hamburgera­mi, która szuka najtańszeg­o dostawcy bułek i frytek? Ale kiedy już robimy coś tak skomplikow­anego jak samolot, lepiej nie szukać dostawców za siedmioma górami, za siedmioma morzami?

Na stare lata robię się europejski­m szowinistą. Unijna gospodarka może i utrzymuje masę biurokrató­w i instytucji, których przeznacze­nie nie zawsze jest oczywiste. To nie zawsze działa doskonale, ale jednak działa.

Czy naprawdę w poszukiwan­iu wzoru do naśladowan­ia ciągle musimy patrzeć na Amerykę?

 ??  ?? Orliński: Na stare lata robię się europejski­m szowinistą
Orliński: Na stare lata robię się europejski­m szowinistą

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland