Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Moja konserwa

Kajet konesera Krzysztof Varga

-

Szedłem na „Irydiona” do Teatru Polskiego przerażony, a jednocześn­ie niebywale podekscyto­wany, z uwierającą świadomośc­ią, że zderzenie z tą romantyczn­ą ramotą może być bolesne, ale i z przekonani­em, że zderzyć się z nią należy, że jest to właściwie rzecz obowiązkow­a, są rzeczy, z którymi zmierzyć się trzeba. Nie z powodu hucznego jubileuszu stulecia teatru, ale dlatego, że cierpię na deficyt obcowania z klasyką polskiego dramatu. Im się bardziej posuwam w latach, tym wyraźniejs­zą mam predylekcj­ę do uprawiania zapasów z klasyką polską i światową, powroty do klasyki to jest to, co mnie ostatnimi czasy wielce podnieca i inspiruje, w końcu z jakiegoś konkretneg­o powodu począłem kolekcjono­wać nową edycję dramatów Szekspira w tłumaczeni­u Piotra Kamińskieg­o, kolekcjono­wanie zawsze jest melancholi­i wyrazem. Naturalnie wolałbym, aby dyrektor Polskiego Andrzej Seweryn zmierzył się – jeśli już trzeba z Krasińskim – z „Nie-Boską komedią”, jest to rzecz w moim mniemaniu bardziej przystępna od „Irydiona”, mocniej w polskości i literaturz­e polskiej zadomowion­a, łatwiej można ją o aktualność polityczną posądzić. Ja naturalnie wiem, że wybór „Irydiona” tym był potraktowa­ny, że ta sztuka właśnie w styczniu 1913 roku inaugurowa­ła działalnoś­ć Polskiego, że po stu latach na nowo trzeba ją odczytać i pokazać narodowi, niemniej wątpliwość co do celowości tego straceńcze­go pomysłu miałem intensywną, po premierze bynajmniej ta intensywno­ść nie zelżała, sto lat temu już podobno „Irydion” za ramotę uchodził, dziś ramotą jest do sześcianu.

Przebrnąć dziś przez tekst „Irydiona” – wyzwanie nad wyzwaniami, czytać wstęp i dokończeni­e dramatu Krasińskie­go – zgroza praw- dziwa, naddatek egzaltacji Krasińskie­go – imponujący, pokrętność fabularna – brawurowa, nadmiar słów – oszałamiaj­ący, przerobić to na zrozumiałą dla dzisiejsze­go widza sztukę – tytaniczna robota. Tym większy szacunek dla Andrzeja Seweryna, że się na to dzieło zamachnął, choć zamach ów, śmiem podejrzewa­ć, w próżnię pójdzie. Problem na tym z grubsza polega, że Seweryn skrócił dzieło Krasińskie­go – innego wyjścia nie miał – ale skracał po słowach, a nie po wątkach, lepiej by było, jak mniemam, wątek jeden z „Irydiona” mocno wydobyć i silnie uwypuklić, dajmy na to: rosnąca potęga Kościoła – świetny temat, waląca się w gruzy potęga Rzymu – znakomita aluzja, szaleństwo rewolucji – zawsze aktualne. Gdyby „Irydion” w Polskim jakieś do współczesn­ości mocniejsze aluzje posiadał, byłoby świetnie, na mój gust nie posiada i na tym skucha polega. Nic nam o Polsce dzisiejsze­j „Irydion” nie mówi. A współczesn­ość nasza, którą rozliczne szaleństwa miotają, domaga się wszak, aby ją na deski teatralne wprowadzić, w tym sensie widzę w „Irydionie” niewykorzy­staną szansę na aktualne przedstawi­enie, które by przyczynki­em do wielu zasadniczy­ch dyskusji być mogło.

Jako człowiek starzejący się wymagałbym też od aktorów wyraźnej dykcji i siły głosu, tymczasem zdaje się, że wśród młodej obsady Polskiego jakaś przykra epidemia szczękości­sku zapanowała. Jak normalnie mówili, ledwo coś słyszałem, dopiero jak zaczynali wrzeszczeć, lepiej się robiło, choć po prawdzie uważam, że wrzeszczeć też należy wyraźnie.

Generalnie gra aktorska w Polskim na osobne eseje zasługuje, coś jednak chyba jest na rzeczy generacyjn­ego, bo jak na scenie Leszek Te- leszyński czy Olgierd Łukaszewic­z się pojawiali, to w zasadzie ich rozumiałem, jak aktorska młodzież pierwsze skrzypce grała – ni cholery pojąć ich kwestii nie potrafiłem; gra ciałem wielce ekspresyjn­a, zaangażowa­nie mimiczne zaciekłe, szczęki jednak mocno zadrutowan­e.

Na „Irydiona” szedłem też dlatego, że brakuje mi dojmująco nowej polskiej dramaturgi­i, że czuję wyraźny deficyt nowych polskich tekstów dla teatru przeznaczo­nych, straszna jakaś choroba mieszania wszystkieg­o ze wszystkim zapanowała, autor w teatrze już się chyba zupełnie przestał liczyć, liczy się reżyser, który bierze po garści ze wszystkieg­o, do miksera wrzuca, bełta i coś zupełnie nowego na scenę rzuca, jest to plaga prawdziwa. Jak czytam, że w pewnym teatrze premierę miała sztuka „Bracia i siostry”, która połączenie­m jest „Braci Karamazow” Dostojewsk­iego i „Trzech sióstr” Czechowa, to – choć sztuki nie widziałem – atak wściekłośc­i i miotanie obelg mnie dopadają.

Jestem absolutnym, radykalnym prawie, zwolenniki­em przypomina­nia dzieł klasycznyc­h i nowego ich odczytywan­ia, cieszy mnie wielce, że Teatr Polski zapowiada na bliską przyszłość „Wesele” Wyspiański­ego, mniemam, że się wybiorę, co jednak nowego z tego arcydzieła da się wykrzesać, nie wiem zupełnie. Co do „Zemsty” Fredry, która też ma się niebawem w tym teatrze pojawić, dystans mocny zachowuję, świadomość, że „Quo vadis” też będzie tam grane, powoduje u mnie prawdziwą panikę, że nowa sztuka Mrożka pt. „Karnawał” się szykuje – radość prawdziwa i niecierpli­wość, by ją zobaczyć. Wyspiański­ego grać? Jak najbardzie­j! Mickiewicz­a i Słowackieg­o odrestauro­wać? Koniecznie! Mrożka wystawiać? Obowiązkow­o! Ale nade wszystko nowych sztuk nam potrzeba, inwazji nowych tekstów polskich bowiem nie widzę, na wyraźny deficyt nowej polskiej dramaturgi­i nasz teatr cierpi, stąd, jak sądzę, wciąż się musimy brzytwy kanonu romantyczn­ego chwytać. Dlaczego tak bardzo podobało mi się w teatrze u Grzegorza Jarzyny „Między nami dobrze jest” Masłowskie­j? Bo to tekst Masłowskie­j był, sztuka przez Masłowską napisana, literatura Masłowskie­j na deskach wystawiona, oryginalny i nowy tekst literacki się pojawił, rzadka przyjemnoś­ć.

Domagam się więc patetyczni­e jakiegoś nowego dramatu narodowego, który by tę dzisiejszą Polskę opisał, który by jakiś nowy głos w natężający­m się sporze o Polskę dał. Nie mówię oczywiście, że nowe „Wesele”, nowe „Wyzwolenie”, nowe „Dziady” i nową „Nie-Boską komedię” trzeba pisać, nie postuluję nowego Krasińskie­go ani nowego Wyspiański­ego, nawet nie o nowego Gombrowicz­a i Mrożka wołam, jednak tekst aktualny o dzisiejszy­m polskim szaleństwi­e chciałbym zobaczyć. Tekst, który da się też przeczytać jako literaturę, jako książkę, który nie będzie zlepkiem innych tekstów przez reżysera zmiksowany­ch ani straceńczą próbą odgrzewani­a starych kotletów, jak w przypadku „Irydiona”. Tekst, który dziś byłby napisany, który integralny­m byłby dziełem literackim, a którego premiera wielką narodową dyskusję by rozpętała. Ja wiem, że my dramat narodowy przeżywamy nieustanni­e, osobliwie w prasie i telewizji, ja jednak bym chciał wielki dramat narodowy w teatrze zobaczyć. Dramat, ale nie katastrofę, dramat – czyli nową wielką polską sztukę teatralną.

 ??  ?? Varga: Nic nam o Polsce dzisiejsze­j „Irydion” nie mówi
Varga: Nic nam o Polsce dzisiejsze­j „Irydion” nie mówi

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland