BANDYTERKA! I TAK TO ZOSTAWMY
Gdybyśmy się zaczęli zastanawiać, co jest legalne, to już po nas. Sto procent Bałut żyje nielegalnie
Godzina dwudziesta druga dwadzieścia pięć. Boisko na Rysowniczej. Policjanci ruszają do akcji. Kilku uzbrojonych mężczyzn, w ciemności prawie nie do rozróżnienia. Jeden pałuje Siwego i wlecze do radiowozu. Siwy wie, co go tam czeka, i krzyczy przerażony: – Ja chcę mieć świadka! Sebastian biegnie w stronę samochodu. – On chce mieć świadka! Idę z nim! I już stoi przyciśnięty do drzewa, na jego szyi zaciska się ręka. Perszing rozpaczliwie: – Spałują nas! Moskwa: – Tak jest non stop. Podchodzimy do dowódcy i przedstawiamy się: dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Na to policjant głośno, grzecznym tonem: – Proszę się normalnie zachowywać, wtedy my też będziemy. Więc Śliwa próbuje łagodzić: – Panowie, dajcie spokój, są wakacje! Czemu nam to robicie?
Słyszy, że mogą dziękować sąsiadom. To przez nich ta interwencja. Dziwne, do najbliższego bloku jest kilkaset metrów. Hałas nikomu nie przeszkadzał, bo przy ognisku było cicho. Ani swąd trzech kawałków pieczonej kiełbasy. Gruby z goryczą podsumowuje donos: – Nie chcą nas! My jesteśmy niepotrzebni! Policjant zapowiada: – Ja będę wszystkich sprawdzać. Kto ma, niech da dokumenty. Dokumenciki poproszę! Moskwa zaczepnie: – A kto nie ma, to co? Teraz nadjeżdża kolejny radiowóz, z posiłkami. Jest ich już razem dziewiętnastu. A chłopaków dwudziestu jeden. Głos policjanta twardnieje: – Kto nie ma dokumentów, pod ścianę! Scena jak z filmu o okupacji. Ale to dzieje się naprawdę, już stoją naprzeciw siebie. Cywile, metr trawy i pluton z wyciągniętą bronią.
Mija minuta, druga, trzecia. Policjanci włączyli reflektor, można się przyjrzeć ich twarzom. Te młode nic nie wyrażają. Na starszych maluje się zwyczajne znużenie. Ale ten z wąsami i ten z brzuszkiem się wyróżniają. Każda ich mina, uśmiech, gest manifestują pogardę. Tak bardzo chcą ją okazać grupie pod ścianą, że nawiązują rozmowę.
Wąsaty: – Uważacie, że wszystko wam wolno? Blokersi!
Makaron: – Nie jestem żadnym blokersem. Jestem człowiekiem.
Śliwa: – Co myśmy takiego zrobili? Za prawdziwych złodziei się weźcie!
Wąsaty policjant: – Złodzieje mają swoją pracę, a my swoją. Johnny: – Tu się nie da żyć! Przez was się nie da! Na to ten z brzuszkiem: – Mam nadzieję, że zmienisz kraj. I tak to zostawmy. Nie do wiary! Johnny natychmiast odpala: – Taki sam twój kraj jak mój! A ten z brzuszkiem: – Szczeniaku, co ty wiesz? Wiesz, gdzie ja się wychowałem? Na Górniaku! Johnny: – No i co z tego? Policjant: – To była dopiero przejebana dzielnica, frajerze. Ko nie wytrzymuje i zaczyna prowokować: – Jakbyś zdjął mundur, tobyśmy się sprawdzili, kto jest frajer. A ty stoisz przede mną z pałą.
Policjant: – A skąd mam wiedzieć, co ty masz w kieszeni? Przyjdź do policji, zobaczysz, jak jest.
Ko: – Na psa nie pójdę. Nie jestem pierdolnięty. Jak bym się w domu pokazał?
Policjant: – Ognisk palić nie wolno. Takie prawo i ja go pilnuję.
Moskwa: – Bijesz mojego kolegę w twarz! Zabierasz go do samochodu i bijesz, chociaż my jesteśmy spokojni. To jest prawo?
Policjant: – Takie prawo nasze polskie, a ty go nie szanujesz. To jaki z ciebie Polak?
Ko: – A wy co robicie? Stawiacie nas pod ścianą. Stoisz przede mną z bronią. Tak Polak robi? Jesteśmy jednym narodem!
Co tu się dzieje? O czym oni mówią? To rok 2002 czy stan wojenny? Policjant z brzuszkiem macha ręką. – Bandyterka! I tak to zostawmy.
Tłum pod ścianą topnieje. Chłopcy po kolei podchodzą do radiowozu. Funkcjonariusze łączą się z centralą, potwierdzają tożsamość. Naszą też. Potem każą chłopakom opróżniać kieszenie. Szukają marihuany. Kto będzie miał przy sobie trawę, zostanie zatrzymany. Nikogo takiego nie ma. Znajduje się za to dowód osobisty Lalki. Policjant zimno informuje, że za kłamstwo czeka go rozprawa w sądzie. Dostanie grzywnę. Lalka: – I tak nie zapłacę. Nie mam z czego. – No to rodzice zapłacą. Przy radiowozie przystaje Mirek – niemowa. Policjant: – Imię matki? Mirek gestykuluje i bełkocze. Policjant: – Co, imienia matki nie znasz? Z pomocą przychodzi Makaron. – On nie ma matki, umarła, jak był mały. Jest niemową.
Policjant sprawdza dane Mirka za pomocą komputera, pochyla się nad chłopakiem i mówi dobitnie: – Jó-ze-fi-na. Zapamiętaj sobie! Nadjeżdżają strażacy. Ich wóz i suki policjantów nawołują się kogutami. Rośnie hałas. Po chwili ogromny wąż strażacki pluje wodą w ognisko wielkości miednicy.
Policjant: – Ponieważ nie ma organizatora tej imprezy, wspólnie pokryjecie koszty straży. Proszę się rozejść!
Teraz wszyscy stoją ramię w ramię. Ostatnia wymiana zdań. Ko: – Poczekajcie, aż my będziemy mieli klamki. Policjant udaje, że nie rozumie. – I co? Pootwieracie wszystkie drzwi? Ko: – Nie, wtedy wy będziecie spierdalać. Policjant: – Tak? A niby co nam zrobicie? Wtedy Ko mściwie: – Przestrzeliłbym ci kolano od razu!
Radiowozy numer 786 i 787 odjeżdżają, a młodzi ludzie wrzeszczą z nienawiścią: – CHWDP! Jebać policję! Przez policyjny megafon płynie szydercze: – Dobranoc!
Chłopcy wracają na boisko. Grzebią pod drzewami, w trawie. Szukają porzuconych paczuszek z to-