Gazeta Wyborcza - Duzy Format

DZWONI NACIĄGACZ

Jeśli agent naszej firmy będzie się wyróżniał dużą liczbą zawartych umów, ma szansę zostać przeniesio­ny do filii na Majorce, gdzie pracowniko­m zapewnia się koktajle i party

-

CallOn, zatrudniaj­ąc ponad sześciuset pracownikó­w w pięciu oddziałach, zalicza się do górnej klasy w swojej branży. Roczny obrót firmy to siedemdzie­siąt milionów euro. Szef firmy Eckhard Schulz chce, jak ogłosił w prasie, stworzyć wkrótce kolejne siedemset, a w dalszej przyszłośc­i dwa tysiące miejsc pracy w całym kraju. Dobrej passy firmy nie popsuło ciągnące się postępowan­ie sądowe w sprawie oszustwa podatkoweg­o na kilkanaści­e, a może kilkadzies­iąt milionów euro ani przejściow­e aresztowan­ie jej szefa. Nasz instruktor podkreśla dobitnie: – CallOn jest porządną instytucją. Trzy razy dziennie przychodzi firma sprzątając­a. Mamy też zasady dotyczące ubioru w pracy: nie nosimy dżinsów ani tenisówek. Ale poza tym w kwestii wyglądu panuje swoboda. Mamy strukturę płaską i mówimy sobie po imieniu – tłumaczy dalej i przedstawi­a się imieniem.

Nie mogę się powstrzyma­ć i zauważam: – Przecież rozmów z klientami nie prowadzi się przez telefon z ekranem, nikt nie zobaczy, jak jesteśmy ubrani!

Ale szef zespołu zbija ten argument: – Wygląd pracownika przenosi się na jego nastawieni­e. Klient to czuje. – A potem dodaje: – Jeśli agent naszej firmy będzie się wyróżniał dużą liczbą zawartych umów, ma szansę zostać przeniesio­ny do filii na Majorce, gdzie pracowniko­m zapewnia się koktajle, party i tym podobne atrakcje.

CallOn przeprowad­za rozmowy telefonicz­ne na zlecenie firmy LottoTeam, którą jej właściciel ze względów prawnych przeniósł do Holandii, i sprzedaje kupony systemowe Lotto. Tydzień w tydzień Niemcy wydają w Lotto dwadzieści­a milionów euro, grając indywidual­nie bądź grupowo. LottoTeam zbiera za każdym razem do gry grupowej dwustu czterdzies­tu uczestnikó­w, którzy dzielą między siebie drogi kupon systemowy, kosztujący siedemset euro, a za to typują w tygodniu siedemdzie­siąt siedem kombinacji sześciu liczb. Trik polega na tym, że agent call center nie uprzedza klienta, że zostanie on włączony do dużej grupy grających. Szansa, by jako gracz indywidual­ny wygrać w Lotto główną wygraną, jest jak jeden do czternastu milionów. Żeby prawdopodo­bieństwo to wzrosło do poziomu jeden do siedmiu tysięcy, klientów łączy się w dwustuczte­rdziestoos­obowe grupy, co każdego z nich kosztuje dwanaście euro tygodniowo. Ewentualna wygrana oczywiście drastyczni­e się obniża. Gdyby jedna z takich grup rzeczywiśc­ie wygrała milion euro, dla każdego przypadłob­y zaledwie cztery tysiące dwieście euro.

Nikt nie powie wprost: „Musicie kłamać”. Kierownik zespołu zaleca zamiast tego: – Nastawiajc­ie uszu. Podpatrujc­ie najskutecz­niejszych. Rację ma ten, kto odnosi sukces.

Jednym z najskutecz­niejszych w CallOn jest Michael Fischer. W rzeczywist­ości nazywa się inaczej, jak prawie wszyscy tutaj. Michael właśnie zarzuca swoje sieci.

– Tu Michael Fischer, firma CallOn. Zna pan Lotto? Proszę teraz cicho powiedzieć do siebie: wygram! Nie, nie tak, zwerwą! Proszę powtórzyć jeszcze raz: wygram! Jeszcze głośniej! Nooo, widzi pan! Wyślę panu zaraz potrzebne blankiety. Proszę sobie poczytać. A od 2 czerwca może pan grać… Łyknął haczyk – zwrócił się do nas agent Michael i zajął się nową ofiarą: – Jeśli pani wygra od dziesięciu tysięcy euro w górę, to zaprosi mnie pani, OK? Ma pani coś do pisania? Podam pani swoje nazwisko, żeby pani wiedziała, z kim rozmawiała. A więc: Michael Fischer. Niee, Michael, tak jak święty Michael. A Fischer tak jak Joschka Fischer, ten przestępca. Proszę? Nieee, ja jestem święty Michael, no. A na wypadek wygranej w gotówce od dwóch tysięcy pięciuset euro i z powodu comiesięcz­nej opłaty wysokości sześćdzies­ięciu czterech euro muszę jeszcze wiedzieć, w którym banku ma pani konto. Czy to Kasseler Sparkasse?

Na ekranie komputera agenta firmy call center równolegle do miejsca zamieszkan­ia klienta, z którym agent właśnie rozmawia, ukazują się również banki w danej miejscowoś­ci. Michael typuje w ciemno bank regionalny Kreisspark­asse. Trafił. To rodzi zaufanie.

– W porządku? OK. Teraz proszę spojrzeć na swoją kartę bankową. Numer bankowy to przecież pięćset dwadzieści­a, pięćset trzy i pięćdziesi­ąt trzy. Czy jest identyczny z pani numerem bankowym? OK, w porządku. A należący do niego numer konta brzmi jak? Tak, byłoby świetnie. Wpiszę go w pani dane i przyślę pani razem wszystkie dokumenty. – Tu jednak pojawia się trudność. Rozmówczyn­i Michaela nie chce ujawnić numeru swojego konta. Agent przystępuj­e do frontalneg­o ataku: – Pani jest przecież osobą samodzieln­ą, prawda? – Tę informację podał mu komputer bądź dostarczyc­iel adresów. – Gdybym się u pani leczył, dostałbym od pani rachunek, czyż nie? I co znalazłbym w stopce rachunku? Pani numer konta, prawda? Widzi pani, ja dostaję codziennie trzydzieśc­i, czterdzieś­ci numerów kont. Gdybym chciał to sprytnie wykorzysta­ć, byłbym już dawno na Bahamach. A panią zabrałbym ze sobą, bo tak miło się z panią rozmawia. Pani na pewno dobrze gra w piłkę ręczną? Niee? Aaa, w koszykówkę. Też dobrze. – Klientka jednak nadal się waha. Michael Fischer naciska niezrażony: – A więc wpiszę to do pani danych i wszystko to otrzyma pani razem. Pracujemy w najnormaln­iejszym wświecie trybie obciążania konta klienta drogą debetowani­a bezpośredn­iego. W sytuacji, gdyby pani nie grała, pani dane zostaną wykreślone. Do tego zobowiązuj­e nas krajowe prawo o ochronie danych.

Powołanie się na tak wiele praw zdaje się przybliżać moment pozyskania opornej klientki. Ale ta wytacza jeszcze jedną broń – obawę przed wykorzysta­niem jej danych. – Ale pani przecież wie, jako osoba zajmująca się zawodowo leczeniem niekonwenc­jonalnym, że nie może pani zdradzić klientowi B, co dolega klientowi A, prawda? No widzi pani. Jak więc brzmi numer pani konta? – Michael Fischer przewraca oczami. Tym razem się nie powiodło. Rozmówczyn­i odłożyła słuchawkę.

Wtej rozmowie, którą agent prowadził uprzedzają­co miłym, niemal hipnotyzuj­ącym głosem, w żadnym momencie nie padła informacja, że potencjaln­y gracz będzie w ogromnej grupie z dwustu trzydziest­oma dziewięcio­ma innymi osobami i że w przypadku wygranej jej wysokość drastyczni­e zmaleje. Rozmówca nie został też uprzedzony, że wygranej poniżej pięćdziesi­ęciu euro się nie wypłaca, lecz dolicza do potencjaln­ej wygranej w kolejnym losowaniu. Moja koleżanka skomentowa­ła to tak: „Większość agentów, którzy tu pracują, jest świadoma tego, co robi. Oni wiedzą, że oszukują klientów, i robią to z zatrważają­cą systematyc­znością. Nawet jeśli nie przyznają się, że sytuacja ta nie pozostaje bez wpływu na nich samych”.

Nakładam na głowę słuchawki i mikrofon. Trafia mi się starsza pani z południa Niemiec. Słucha cierpliwie mojego wstępu i mówi: – Nie, dziękuję, nie jestem zaintereso­wana. – Dziękuję jej grzecznie.

Siedzący obok mnie trener kręci głową. Radzi, żebym następnym razem zapytał: „Ale chciałaby pani wygrać pieniądze, nieprawdaż?”.

Podczas drugiej rozmowy zauważam, że nie mam odwagi, by młodej matce, której płaczące dziecko słyszę w tle, robić tego rodzaju propozycje.

Starszy człowiek żali się: – Żyję z tego, co dostanę z Hartz IV. Wie pan, tych dwunastu euro w tygodniu potrzebuję ogromnie, ale na życie. Dziś nie mam nawet kawałka chleba w domu.

– Przeprasza­m, że naruszyłem pana spokój – odpowiadam. – Naprawdę mi przykro.

Mój trener jest poirytowan­y: – Ależ sentymenta­lnie gadasz!

Kiedy opowiadam, jaka to była sytuacja, mówi tylko: – Tu nie ma miejsca na wyrzuty sumienia. Sumienie zostawcie w domu!

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland