Jedenaste: nie wychylaj się
Ogłosiłem tydzień temu, że szukam pasażerów z warszawskiego autobusu 171 (obiecałem anonimowość), którzy byli świadkami, jak grupa kibiców Legii wykrzykiwała antysemickie hasła, a kiedy jedna z pasażerek zwróciła im uwagę, sponiewierali ją słownie. Nikt inny nie zareagował. Napisałem, że też bym milczał. Po felietonie dostałem dziesiątki maili.
„Nie jechałem tym 171, ale sytuacja bardzo podobna. Miłośnicy Legii zaczynają podobne tra la la la. Tryskającą z każdego spojrzenia i gestu wrogość kierują w kierunku »pie… je… psów zawszonych«. Proponują pasażerom zabawę: »Kto nie skacze, ten z policji!«. Zamarli w bezruchu ludzie w sekundzie się ożywiają, a jeśli nie (są wśród nich także osoby starsze lub małe, nic nierozumiejące z tej sytuacji dzieci), ktoś z bandy podchodzi i głębokim spojrzeniem w oczy przywraca delikwenta do porządku. Cały autobus bierze udział w lekcji wuefu, ochoczo podskakując, bo przecież nikt nie chce być posądzony o konotacje z pie… psami.
Tylko kierowca nie podskakuje, choć pewnie podskoki mimowolnie markuje, podnosząc się i opadając w fotelu, co nie musi być trudne, bo ich fotele zawsze podskakują. W sumie mała cena, jaką trzeba zapłacić za nietkniętą twarz, prawda? W grupie jakoś raźniej znosić upodlenie. Lub na nie patrzeć” (Dawid).
„Nie jechałam wtedy tamtym autobusem, ale jeździłam podobnymi. I jestem tą, która zazwyczaj traci swój czas, spóźnia się, »jest ciągana po«, bo reaguje. Za każdym razem, kiedy się odezwę, poprzedzam to wewnętrzną dyskusją »czy-a-może-nie-bo-przecież-nikt innywięc-jednak-ale-po-co-jeszcze-mniepobiją-albo-i-zgwałcą-a-jedenaste-niewychylaj-się«, drobię te wszystkie głosy w sobie, jak paciorki różańca przekładam, nim się odezwę. Wkurza mnie milczenie innych. I mu się dziwię, jak się dziwiła Walentynowicz w reportażu Krall. Mówiła, że kiedy pracownica stoczni dawała jej po strajku wypowiedzenie, to strasznie ją przepraszała. A Walentynowicz pytała: to dlaczego pani nie odmówiła? Na co ta pracownica odpowiedziała, że by i ją zwolnili i znaleźli kogoś innego na jej miejsce, kto by i tak przekazał to wypowiedzenie. A Walentynowicz na to: przecież gdyby i ten odmówił, i następny, to w końcu nie mieliby kogo prosić, a wszystkich by nie zwolnili. I potem pytała Krall: dlaczego ludzie tego nie rozumieją?” (Magda).
„Nie jechałam wtedy, ale jadąc wrocławskim tramwajem, gdzie miała miejsce identyczna sytuacja, czułam się jak nowy uczeń w klasie: zna odpowiedź na pytanie, ale boi się podnieść rękę. Zbiera się w sobie, serce mu bije, ale nie zgłasza się, bo jego wstyd przed wystąpieniem w gronie obcych wygrywa. Lekcja się kończy, a on nie wie, dlaczego odpuścił. I wstydzi się sam przed sobą. Bardzo chciałam coś powiedzieć w tramwaju, ale nie miałam wzoru. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś reagował, i o takiej osobie nie słyszałam. W tramwaju było mnóstwo ludzi, a każdy patrzył w szybę. Biło mi serce i wyobrażałam sobie, jak jadowitym tonem mówię, jakimi są idiotami. Pana znajoma to zrobiła. Jest w klasie tym uczniem, który nie przejmuje się, co powiedzą inni. Ja też byłam takim uczniem, lecz dopiero gdy poczułam się pewnie wśród kolegów. Dopiero gdy oni zaczęli się zgłaszać do tablicy i mogłam zobaczyć, jak taka sytuacja się zaczyna i jak kończy. Będę pamiętać o kobiecie ze 171 następnym razem. Zareaguję na chamstwo, nienawiść i głupotę. No, chyba że będę się bardzo spieszyć” (Basia).
Z pasażerów 171 nie napisał nikt.