Felieton dedykowany
Ogólnie – dedykowany nieuctwu powszechnemu, a szczególnie: – fachowcom od marketingu z firmy Škoda. Bardzo mi przykro, bo to czeska firma, choć akurat mam na myśli nieuctwo wyłącznie jej polskich fachowców. Czy państwo wiedzą, iż „nowe samochody marki Škoda objęte są dwuletnią gwarancją mechaniczną i – co istotne – utrzymują tę gwarancję po zakupie i montażu dedykowanej instalacji LPG Landi Renzo”?
– Magdalenie Ptak – Accounting Partner Departament Outsourcingu Rachunkowość (bardzo panią przepraszam, ale jak się pisze coś publicznie, trzeba brać pod uwagę publiczną krytykę), która na Infor.pl stwierdza: „takie podejście do zagadnienia skłania do oceny, że każdy klient jest inny i w każdym podmiocie outsourcing rachunkowości powinien być dla tego konkretnego klienta dedykowany”. Owszem, każdy klient jest inny, ale to nie znaczy, że każdy jest językowym inwalidą. Co więcej, autorka tworzy nowe znaczenie dla słowa „dogotowany”. Kiedyś zupa mogła być „niedogotowana”, a teraz: „aby stworzyć produkt dogotowany do klienta konieczna będzie analiza stanu faktycznego oraz potrzeb występujących w jednostce”.
– sklepowi Kosmetykizapteki.com, które sprzedają „krem dedykowany do ochrony i pielęgnacji wrażliwej skóry twarzy, dekoltu oraz dłoni zimą w temperaturach poniżej zera stopni”. Co więcej – niepełnosprawność językowa postępuje w takim tempie, że klientka w portalu Patandrub.pl prosi o poradę w sprawie kremu, zaś słowa „dedykowany” nie jest nawet w stanie odmienić: „Czy mogę używać kremu do twarzy dedykowany dla panów? Czy będzie równie skuteczny jak krem 40+”.
– autorom Mojefiranki.blox.pl (na swoje szczęście nie podają nazwiska). „Firanki dedykowane”, jakimi się zachwycają, to mało, bo „rzeczony produkt, a także zasłony do sypialni możesz oglądnąć, wchodząc na odnośnik”. Państwo wybaczą, już nie będę wchodził na żadne odnośniki, zwłaszcza żeby cokolwiek oglądnąć. Proszę wpisać „dedykowany” w Google i się bawić do woli.
„Dlaczego marketingowcy tak chętnie używają tego słowa? – pyta Łukasz Rokicki, nauczyciel języka polskiego z warszawskiego liceum, który prowadzi jedną z moich ulubionych stron WWW o języku (http://lukaszrokicki.pl/2012/04/11/ marketingowy-belkotdedykowany).
I odpowiada: Oczywiście ze względu na to, iż „dedykacja” wyraża pozytywny stosunek osoby dedykującej do adresata „dedykacji”, oparty na przyjaźni, wdzięczności, uznaniu zasług itp. Ot, kolejny toporny element marketingowej manipulacji, mający na celu schlebienie odbiorcy, zasugerowanie pewnych skojarzeń emocjonalnych… W końcu wolimy, gdy ktoś nam coś dedykuje, niż gdy nam coś przeznacza…”.
Zgadzam się, „przeznacza” brzmi nieprzyjaźnie, ale są słowa brzmiące łagodnie i mniej zdecydowanie, które w języku polskim mamy. Można ich użyć w zamian. A każdego, kto ma ochotę uściślić sobie definicję słów „dedykować”, „dedykowany” i „dedykacja”, zapraszam na stronę pana Rokickiego. Znęca się on też nad innymi przykładami marketingowego bełkotu, takimi jak „najbardziej optymalne” czy „w najdrobniejszym calu”.
Spytają państwo, dlaczego piętnując „dedykację”, sam „dedykuję” felieton wymienionym wyżej ignorantom? Powód jest jeden. Gdybym napisał: „felieton swój poświęcam…”, jeszcze pomyśleliby, że zatrudniłem do niego księdza z kropidłem.
Bo przecież żeby adresat słów je zrozumiał, muszą być do niego precyzyjnie dogotowane.