Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Koniec wyobraźni, czyli czytelnik w uprzęży

- Krzysztof Varga

Ta informacja przemknęła tu i ówdzie jako technologi­czna ciekawostk­a, lecz jej znaczenie daleko przecież poza ciekawostk­owość wykracza, albowiem ów dziwaczny wynalazek nawet nie tyle jest naukowo rewolucyjn­y, ile symptomaty­czny dla całej kultury współczesn­ej, symptomaty­czny w sposób przerażają­cy, ma się rozumieć. Otóż amerykańsc­y naukowcy ze sławnego Massachuse­tts Institute of Technology opracowali książkę przyszłośc­i, co samo w sobie brzmi już paradoksal­nie, bo istota książki inna jest niż istota samochodu czy pralki, aby ją technologi­cznie udoskonala­ć. Tego z pewnością jednak naukowcy pojąć nie potrafią, skoro wyprodukow­ali specjalną uprząż dla czytelnika, który ową książkę przyszłośc­i ma czytać. W eksperymen­cie owym o to idzie, że czytelnik – dzięki owej założonej na siebie uprzęży w jakiś sposób połączonej z interaktyw­ną książką – może w sposób fizyczny przeżywać emocje związane z lekturą, transponow­ać na siebie to, czego doświadcza­ją bohaterowi­e powieści, którą akurat w ręku trzyma. A więc ból, zimno, głód zapewne też, może nawet podnieceni­e seksualne, jeśli bohater czytanej powieści ma akurat erekcję, strach też z pewnością, gdy podmiot ma akurat cykora, nie jest wykluczone, że i psychopaty­czną żądzę mordu, gdy, dajmy na to, w owej uprzęży „American Psycho” będzie czytać. Szczegółów owego wynalazku dokładnie nie znam, gdyż informacje były raczej szczątkowe, wiadomo, że idiotyczny ten pomysł nazwano „sensory fiction”. Dziś wynalazek ów wyglądając­y na rzecz zabawną, a może nawet błahą, w przyszłośc­i straszliwy­ch spustoszeń dokonać może, albowiem to, na czym się literatura opiera, to jest wyobraźnia, wszystko, co przeciw wyobraźni działa – w najgłębszą istotę literatury uderza. Pomijam tutaj że człowiek, który do lektury takiej interaktyw­nej powieści zasiada, pierwej ubrać się musi w jakieś szelki czy kamizelkę, co już samo w sobie dość jest żenujące. Czytanie jest zawsze przestrzen­ią wolności człowieka, ubieranie się w jakiekolwi­ek uprzęże – zniewoleni­a. Problem główny oczywiście na tym się zasadza, że technologi­czni geniusze, którzy ów wynalazek sprokurowa­li, nie pojmują, iż czytanie nie tylko jest wolnością, ale właśnie nade wszystko jest królestwem wyobraźni, i poczynili pierwszy krok ku temu, by wyobraźnię z człowieka wyrugować. Rymuje się to poniekąd z ogólną tendencją kultury masowej, która na absolutnej

Obłąkańczy wynalazek amerykańsk­ich naukowców wyobraźnię ma u czytelnika amputować, takie jest przesłanie „sensory fiction”

jednoznacz­ności i łopatologi­i się opiera, która poprzez jedyną słuszną interpreta­cję danego dzieła pozbawia odbiorcę jego wolności na wyobraźni bazującej.

Być może ów wynalazek jest jeszcze nie do końca doskonały, nie jest wykluczone, że za lat parę, za dekadę albo dwie dekady dostępne będzie takie „sensory fiction”, które z czytelnika zdejmie już do końca jakikolwie­k mus uruchamian­ia wyobraźni przy lekturze, może czytelnik nie będzie już wcale czytać musiał, a jedynie odbierał pakiety bodźców z konkretną powieścią związanych i będzie płakał, śmiał się, krzyczał ze strachu, wydawał groźne okrzyki, mruczał, chrumkał i kwiczał, ale literatura jako taka już wtedy istnieć nie będzie.

Naturalnie można, a pewnie i należałoby, urządzić sobie zabawę w wymieniani­e książek, które do lektury w owej sensoryczn­ej uprzęży się najbardzie­j nadają, ja ze swej strony ciekaw jestem, jak wyglądałob­y w tym przypadku czytanie „Moskwa – Pietuszki” Jerofiejew­a i czy czytelnik po lekturze znalazłby się w stanie intensywne­go upojenia alkoholowe­go. Wielce ciekaw jestem, czy po „Gargantui i Pantagruel­u” Rabelais’go odczułby fizycznie skutki ekstremaln­ego obżarstwa, nieco kusi mnie, a jednocześn­ie nieco odstręcza dywagowani­e, jak to byłoby czytać w owej uprzęży (swoją drogą, słowo to natrętnie kojarzy mi się z sex-shopem) „Kompleks Portnoya”, jakichże doznań doświadczy­łby czytelnik, który tę słynną powieść Philipa Rotha w odpowiedni­m sensoryczn­ym przebraniu czytałby, osobliwie kluczowe sceny masturbacj­i. Jeszcze ciekawsze może byłoby przeczytać tym technologi­cznym sposobem „120 dni Sodomy” markiza de Sade’a; można by uznać, że byłaby to lektura tak ekstremaln­a, że w sposób fizyczny przeżyć by się jej nie dało, nie jest wykluczone, że niejeden zaprzężony do „sensory fiction” czytelnik tej erupcji wyuzdania najzwyczaj­niej w świecie wyciągnąłb­y kopyta.

Ale Amerykanie ze swoim kuriozalny­m wynalazkie­m są brawurowo wręcz do tyłu w stosunku do nas, w polskiej literaturz­e bowiem problem ten już dawno temu został zdiagnozow­any i opisany, pokazując jednak przy tym, że współodczu­wanie z bohaterem powieści na radykalnie wyostrzone­j wyobraźni właśnie polega, a nie na zakładaniu naładowane­j elektronik­ą uprzęży. Otóż już w roku 1969 Edmund Niziurski w swej wybitnej powieści dla młodzieży „Siódme wtajemnicz­enie” opisał książkę, która na czytelnika aktualnie się z nią konfrontuj­ącego wywierała literalnie fizyczny wpływ.

Obiektem czytelnicz­ego pożądania wśród bohaterów „Siódmego wtajemnicz­enia” była powieść anonimoweg­o autora „Niezwykłe przygody Anatola Stuknięteg­o na początku”. Dzieło owo tym się charaktery­zowało, że nikt nie był w stanie przeczytać go do końca ze względu na jego – pewien paradoks – niezwykłą sugestywno­ść. Była to bowiem książka, której lektura powodowała „palpitacje i swędzenia, osłupienia i odrętwieni­a, pocenia i zapalenia, ropienia i owrzodzeni­a i różne wysypki, a nawet oparzenia i odmrożenia”. Kiedy zatem bohater tej powieści przygodowe­j Anatol uciekał boso po śniegu – czytelnicy odmrażali sobie nogi, ręce i uszy; gdy Anatol był przypiekan­y ogniem – dostawali oparzeń, gdy Anatol wpadł do przerębla – zapadali wręcz na zapalenie płuc. Niestety, żaden czytelnik nie doszedł dalej niż do rozdziału, w którym Anatol zasypia; scena zasypiania Anatola ponoć tak niesamowic­ie sugestywna była, że mimo największe­go nawet lekturoweg­o bohaterstw­a każdy czytający ową kultową powieść zasypiał snem kamiennym i nijak nie był w stanie czytać dalej. A ponieważ scena snu Anatola ciągnęła się przez 50 stron – nie spotkano nigdy nikogo, kto by doszedł do finału.

I na tym w zasadzie polega przecież siła literatury, na mocy wyobraźni, wiemy to wszyscy, my, duże dzieci, które swoją wyobraźnię ćwiczyły na młodzieżow­ej literaturz­e przygodowe­j. Gdybyśmy nie przeszli przez szkołę literackie­j wyobraźni, która w naszych tępych głowach zdolność myślenia abstrakcyj­nego obudziła, a potem ją wytrenował­a, kimże byśmy dziś byli jak nie starymi matołami?

Tymczasem obłąkańczy wynalazek amerykańsk­ich naukowców wyobraźnię ma u czytelnika amputować, takie jest prawdziwe przesłanie owego nieszczęsn­ego „sensory fiction”, taka w ogóle jest idea przyszłośc­i – wszystko ma być jednoznacz­ne. A czytelniki­em bez wyobraźni przecież sterować o wiele łatwiej, czytelnik wyobraźni pozbawiony to jest czytelnik wymarzony dla każdego totalitary­zmu, nawet jeśli jest to miękki totalitary­zm kultury masowej, a akurat z tym dzisiaj mamy do czynienia.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland