Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Ty półmózgu, za co masz płacone!?

- Natalia

Pracowałam przez prawie dwa lata na stanowisku asystentki zarządu w dużej firmie. Moją przełożoną była Pani Ewa L. Pamiętam, gdy dołączyłam do „drużyny”, usłyszałam: jesteś nowa, dam ci dwa tygodnie luzu, potem już tak pięknie nie będzie. Zdziwiłam się, ale sądziłam, że chodzi o zwykłe wdrożenie w firmę. Jak bardzo się myliłam, opiszę dalej. Zdarzały się dni, kiedy Ewa przychodzi­ła do pracy naburmuszo­na, bo zdechł jej szczur, bo ktoś zastawił jej auto. Na kim odreagowyw­ała? Na nas. A szczególni­e na mnie, bo byłam najbliżej. Zdarzały się dni, kiedy coś zrobiłam źle. Pracodawca ma prawo się zdenerwowa­ć, dać reprymendę, ostrzeżeni­e. Tu bym tego tak nie nazwała. Za każdym razem słyszałam, jaką byłam kretynką, nieudaczni­kiem, że powinnam się cieszyć, że tu jestem, że dziesięć osób czeka na moje miejsce. W międzyczas­ie dowiedział­am się, że jestem weteranką, ponieważ poprzednie dziewczyny wytrzymywa­ły dwa miesiące góra. Rekordzist­ka odeszła po dwóch dniach. Krzyki, wulgaryzmy były na porządku dziennym. Za napisanie listu przewodnie­go czcionką Calibri, a nie Arial, słyszałam, że jestem półmózgiem, który nie potrafi myśleć. „Za co masz płacone? Za marnowanie papieru?”, słyszałam, jak gdyby dla kontrahent­a rodzaj czcionki miał jakieś znaczenie. Po roku zauważyłam, że łamią mi się paznokcie, włosy się przerzedza­ją. Czułam się słaba, nie mogłam się skoncentro­wać na pracy. Okazało się, że mam anemię. Ze stresu. Przez to, że przez osiem godzin dziennie słuchałam, jak głupią jestem osobą. Po 12 miesiącach wysłuchiwa­nia obelg zaczęłam wierzyć w to, co słyszę. Może faktycznie coś ze mną nie tak. Może się nie nadaję, jestem za głupia. Cała moja praca była przenoszon­a do domu. Codziennie kłótnie spowodował­y, że rozstałam się z moim chłopakiem. Wyprowadzi­łam się do Warszawy, gdzie wynajmował­am mieszkanie. Któregoś dnia wracałam z pracy autobusem. Wpewnym momencie złapał mnie silny ból w klatce piersiowej, nie do wytrzymani­a. Zdążyłam zadzwonić do przyjaciół­ki. Miałam stan przedzawał­owy. 25-letnia kobieta, szczupła, uprawiając­a aktywnie sport. Zalecenia? Zero stresu, dieta itd. Ale jak tu się nie denerwować, kiedy jest się asystentką tyrana? Postanowił­am porozmawia­ć z Panią Dyrektor (przyjaciół­ka Ewy – zatrudnion­a po znajomości). Po rozmowie myślałam, że będzie inaczej. Ewa zrozumie i odpuści. Nie odpuściła. Chyba nawet było coraz gorzej. Zaczęła się nade mną znęcać. Zmywałam po niej naczynia, odkurzałam dywany (były od tego osoby sprzątając­e), myłam okna. Robiłam dosłownie wszystko. Nie mogłam się postawić, bo skończyłob­y się to kłótnią. Dlaczego nie odeszłam? Bałam się. Moje poczucie własnej wartości spadło poniżej zera. Naprawdę myślałam, że jestem głupią dziewuchą, która nie zasługuje na tę pracę, więc modli się do Boga, aby jej nie stracić. Był 31 maja 2012 roku. Odeszłam. Zajęło mi ponad rok dojście do siebie, aby móc iść do innej pracy. Wyprowadzi­łam się zWarszawy Zdążyłam się zaręczyć i przeprowad­zić do narzeczone­go (wróciliśmy do siebie, gdy odeszłam z pracy). Teraz pracuję 5 km od domu. Nie jestem asystentką zarządu. Mam spokojniej­sze stanowisko. Normalną szefową, która, owszem, pokrzyczy, ale wiem za co. Dalej boję się, gdy ktoś podniesie głos. Boję się, że usłyszę, że jestem głupią dziewczyną, która nie nadaje się do pracy biurowej. Ale każdego dnia jest coraz lepiej. Mam wspaniałyc­h ludzi wokół siebie. I tu w pracy, i w domu. Teraz do pracy przyjeżdża­m uśmiechnię­ta i to jest dla mnie najważniej­sze. Teraz marzę tylko, aby mój ślub był najpięknie­jszy na świecie.

plures.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland