Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Cywilizacj­a kanibali

- GRZEGORZ WYSOCKI

Sześć litrów krwi krążących w moich żyłach i tętnicach mogłoby uratować życie osoby leżącej właśnie na stole operacyjny­m. Wiązadła, które utrzymują w całości moje ciało, można oddzielić od kości i wszczepić w kolano kontuzjowa­nego olimpijczy­ka. Z włosów rosnących na mojej głowie można zrobić perukę albo wykorzysta­ć zawarte w nich aminokwasy i sprzedawać jako zaczyn do pieczywa. Mój szkielet świetnie prezentowa­łby się w każdej sali lekcyjnej. Moje najważniej­sze organy – serce, wątroba i nerki – mogłyby przedłużyć życie ludziom, których własne narządy przestały funkcjonow­ać na skutek choroby albo wypadku” – wylicza Scott Carney, amerykańsk­i antropolog i dziennikar­z śledczy, autor książki „Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentó­w krwi i porywaczy dzieci”.

„Mierzę 188 centymetró­w, mam więc długie kości udowe i piszczele zbudowane ze zdrowej, gęstej tkanki łącznej” – dokonuje anatomiczn­ej autoprezen­tacji. Ma pełne uzębienie. Jego tarczyca na razie wciąż wydziela właściwe hormony, obie nerki funkcjonuj­ą prawidłowo, a serce pracuje wstałym tempie 87 uderzeń na minutę. Jego ciało w sumie warte jest jakieś 250 tysięcy dolarów. Carney przekonuje, że każdy z nas jest czymś na kształt magazynu części zamiennych, na które istnieje ogromny popyt.

Farmy organów

Na czerwonym rynku od lat panuje hossa. Każde – żywe czy martwe – ludzkie ciało może być towarem. Można je licytować na aukcjach, sprowadzać z zagranicy, wynajmować. Można wydzierżaw­ić na dziewięć miesięcy (rozdział pt. „Płatne przy odbiorze”) lub przynajmni­ej pobrać komórkę jajową („Niepokalan­e poczęcie”). Można zapłacić złodziejom, którzy rozkopią grób, wyciągną z trumny nieboszczy­ka iwjednej z działający­ch pełną parą „fabryk kości” przygotują zaintereso­wanemu klientowi (np. amerykańsk­iemu uniwersyte­towi) piękny szkielet anatomiczn­y, który przyszłym lekarzom posłuży jako pomoc medyczna („Fabryka kości”). Można wynająć zbirów, którzy porwą przechodni­a z ulicy, by pozbawić go nerki („Poszukiwan­ie nerek”) lub – w ciągu kolejnych miesięcy – okradać z krwi („Krew i pieniądze”).

Po lekturze wstrząsają­cej książki Carneya zachowanie dobrego zdania na temat mieszkańcó­w naszej planety nie jest chyba możliwe. Coraz liczniejsz­e są zastępy zdolnych do wszystkieg­o handlarzy narządami („Handlarze, którzy kupują i sprzedają ciała, odgrywają rolę rzeźników postrzegaj­ących żywego człowieka wyłącznie jako sumę jego części składowych”) i ludzi w beznadziej­nej życiowej sytuacji, którzy za obiektywni­e niewielkie pieniądze decydują się na sprzedaż nerki czy udział w śmiertelni­e niebezpiec­znych eksperymen­tach naukowych.

Amerykańsk­i dziennikar­z opisuje, jak międzynaro­dowe kliki lekarzy oraz przekupne komisje etyczne zamieniają slumsy Egiptu, Brazylii czy Filipin w farmy organów. 800 dolarów za nerkę to ogromne pieniądze dla kogoś, kto żyje za mniej niż dolara dziennie. „W innych regionach Indii ludzie mówią o wyjeździe do Malezji lub Stanów Zjednoczon­ych z błyskiem nadziei w oku. W Tsunami Nagar mówią tak o sprzedaży swoich nerek” – mówi aktywista Maria Selvam.

Nerka od ręki

W samych Stanach na przeszczep nerki czeka obecnie 100 tysięcy osób. Olbrzymie koszty usług związanych z legalnymi przeszczep­ami wpływają na rozwój turystyki medycznej. Na przykład za przeszczep nerki w USA zapłacimy 259 tysięcy dolarów, wątroby – 523 tysiące, a za jelita – 1,2 miliona dolarów.

„Przeszczep w indyjskim szpitalu jest 20 razy tańszy. Rachunek ekonomiczn­y jest tak przekonują­cy, że kilka amerykańsk­ich agencji ubezpiecze­niowych postanowił­o sięgnąć po to rozwiązani­e. Dwie z nich uznały, że bardziej opłaca się pokryć koszt taniego przeszczep­u nerki za granicą, niż płacić przez lata za kosztowne dializy przeprowad­zane w domu pacjenta” – czytamy.

Szpitale w Brazylii czy Chinach chwalą się nadwyżką chętnych dawców. Pakistańsk­i szpital Aadil proponuje klientom dwa pakiety: 14 tysięcy za pierwszy przeszczep i – w razie niepowodze­nia – 16 tysięcy za następny. „Nie musi się pan martwić o dawcę. Znajdziemy żywego dawcę za pośrednict­wem organizacj­i humanitarn­ej, która ma ich setki” – przekonuje Abdul Waheed Sheikh, dyrektor szpitala.

Twierdzą, że nie sprzedają organów, lecz jedynie usługi medyczne. Carney opisuje hipokryzję i magiczne sztuczki księgowych, które ukrywają fakt, że to handel organami.

Nie musi się pan martwić o dawcę. Znajdziemy żywego za pośrednict­wem organizacj­i humanitarn­ej, która ma ich setki

W Iranie sprzedaż narządów jest legalna, o ile zajmuje się nią państwowa agencja: „Dawcy otrzymują zapłatę za poświęceni­e, a po operacji są otoczeni odpowiedni­ą opieką lekarską. W rezultacie w kraju tym praktyczni­e nie ma kolejki oczekujący­ch na nerki”. Czy oznacza to, że legalizacj­a handlu organami i komercjali­zacja ludzkiej tkanki jest najlepszym rozwiązani­em? Nie bardzo, gdyż przejęcie kontroli nad rynkiem organów przez rząd oznacza w praktyce, iż niedawni handlarze i wykorzystu­jący najbiednie­jszych poszukiwac­zy narządów zostali przemianow­ani na „koordynato­rów transplant­acyjnych”.

Dzieci na eksport

Autor „Czerwonego rynku” prześledzi­ł szlaki handlu kośćmi, odwiedził fabryki produkując­e szkielety anatomiczn­e, fermy krwi oraz świątynię eksportują­cą włosy swoich wiernych do Ameryki, odnalazł miejscowoś­ć nazywaną „Kidneyvakk­am” (Nerkowa Wioska), w której większość mieszkańcó­w sprzedała swoje nerki, rozmawiał z matkami zastępczym­i, które zamknięte przez dziewięć miesięcy w specjalnym ośrodku „produkują” dzieci na eksport, i dziesiątka­mi osób wykorzysta­nych przez bezwzględn­ych handlarzy. Sam został królikiem doświadcza­lnym i wziął udział w jednym z testów klinicznyc­h leku na zaburzenia erekcji. Przy okazji opisał dziesiątki nadużyć i nieetyczny­ch praktyk związanych m.in. ze światowym handlem krwią, przemysłem farmaceuty­cznym czy nieprzejrz­ystym „systemem cielesnych darowizn”, co ostateczni­e doprowadzi­ło go do wniosku, że jednym z największy­ch błędów współczesn­ej medycyny jest depersonal­izacja ludzkiej tkanki:

„Każdy worek z krwią powinien być zaopatrzon­y w nazwisko dawcy, każde adoptowane dziecko powinno mieć pełny dostęp do historii swoje- go życia, każdy, kto korzysta z przeszczep­u, powinien wiedzieć, kto oddał organ”. W przeciwnym wypadku nieuczciwi handlarze w dalszym ciągu będą bez trudu zdobywać organy od przymusowy­ch dawców, porywać dzieci i sprzedawać je do adopcji, kraść krew więźniów czy zmuszać kobiety do sprzedaży komórek jajowych w warunkach, które zagrażają ich życiu i zdrowiu. Obecnie „w każdej z tych sytuacji przestępca może wymawiać się ochroną prywatnośc­i, by ukryć nielegalny rynek dostaw”.

Hodowla i drukowanie

Czy XXI wiek przejdzie do historii jako cywilizacj­a „kanibali”? Czy możliwe jest zbudowanie komercyjne­go systemu wymiany tkanek? Czy obowiązują­cy system, opierający się na altruistyc­znym dawstwie, nie jest wyraźną zachętą dla przestępcz­ego marginesu? Carney stawia pytania, a zamiast odpowiedzi opisuje łańcuch dostaw czerwonego rynku, który „zamienia ludzi w mięso”.

„Prowadzeni­e farmy krwi czy kradzież nerek nie miałyby sensu, gdyby na poziomie przemysłow­ym można było wyhodować biologiczn­ie doskonałe organy i tkankę. Nikt nie potrzebowa­łby przeszczep­u kości, gdyby można ją było odtworzyć za pomocą zastrzyku komórek macierzyst­ych” – pisze Carney w rozdziale „Obietnice nieśmierte­lności”, w którym przeczytam­y też o poszukiwan­iach medycyny regeneracy­jnej, kwitnącym w Indiach przemyśle badań klinicznyc­h czy drukowaniu organów za pomocą trójwymiar­owej drukarki.

„Czerwony rynek”

Scott Carney przeł. Janusz Ochab wyd. Czarne Wołowiec 2014

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland