Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Ja piszę tylko dla hajsu, czyli Malanowska obrażona

- Krzysztof Varga

Pisarka Kaja Malanowska, autorka powieści „Patrz na mnie, Klaro”, dzieła, które znalazło się w ścisłym finale ostatniej edycji Nagrody Nike, sprokurowa­ła wstrząsają­cy felieton na stronie internetow­ej „Krytyki Polityczne­j”. W felietonie owym poddała miażdżącej i ekstatyczn­ej krytyce tragiczny stan polskiego rynku książki i nędzę czytelnicz­ą w Polsce, osobliwie zaś to, że książki pisarki Malanowski­ej słabo się sprzedają.

Kryteria, wedle których powieść Malanowski­ej znalazła się w finale Nike, nadal są dla mnie skrajnie niejasne, ale na tym przecież polega perwersyjn­y urok nagród literackic­h, że czasami nijak pojąć nie można, co dane dzieło robi wśród innych fetowanych dzieł. Malanowska w każdym razie najwyraźni­ej przejęła się swoją obecnością wśród nominowany­ch do Nike, co zresztą zupełnie zrozumiałe, ale także w sposób skrajnie irracjonal­ny ubzdurała sobie, że taka nominacja pociągnąć powinna za sobą skokowy wzrost sprzedaży jej powieści, którą to powieść, jak się dowiadujem­y z felietonu, pisała aż 16 miesięcy. Jakież było jej rozczarowa­nie, gdy okazało się, że naród jednak tłumnie nie rzucił się do księgarń, by toczyć brutalne walki o ostatnie egzemplarz­e „Patrz na mnie, Klaro”, i to mimo nominacji do Nike i tego właśnie, że autorka owe 16 miesięcy spędziła nad klawiaturą. Rozgoryczo­na prozaiczka tak oto podsumował­a na Facebooku, a potem we wzmiankowa­nym felietonie na stronie „Krytyki Polityczne­j”, swój stan ducha po tym, gdy przyszło do niej rozliczeni­e sprzedaży: „6800 złotych. Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, że wkurwiając­e jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb. PIERDOLĘ TO, pierdolę pisanie, pierdolę wszystko. GÓWNO< GÓWNO< GÓWNO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!”.

To bezdyskusy­jnie bardzo spójna wypowiedź, dawno nie mieliśmy tak ciekawej wypowiedzi na temat literatury, wypowiedzi na temat powinności pisarza i w ogóle pisarza losu, jednocześn­ie można powiedzieć, że cytat ten nosi znamiona jakiegoś manifestu artystyczn­ego, doprawdy od bardzo dawna nie mieliśmy żadnych manifestów literackic­h, oto wreszcie mamy. Oczywiście prawdziwą prowokacją artystyczn­ą byłoby, gdyby Malanowska naprawdę strzeliła sobie w łeb: samobójstw­o autorki, która zarobiła na swojej

Taki Joyce pisał „Ulissesa” siedem lat, a nie 16 miesięcy, a i tak właściwie nic na swojej powieści nie zarobił

powieści mniej, niż planowała, byłoby prawdziwym wstrząsem dla czytelnikó­w. Gdyby jednak każdy pisarz, który zarobił na swojej literaturz­e mniej, niż planował, i którego książki w mniejszej, niż się spodziewał, liczbie zostały kupione, strzelał sobie w łeb, to mielibyśmy w Polsce prawdziwą hekatombę, w zasadzie chyba wymiotłoby ze trzy czwarte pisarzy, jak nie więcej. Zresztą jeśli o mnie idzie, to Malanowska może śmiało „pierdolić pisanie”, szkody ze złamania pióra przez Malanowską raczej niewielkie będą, nie widzę w tej chwili możliwości, aby naród popadł w zbiorową żałobę, jeśli Malanowska swoje groźby w życie wprowadzi, mogę nawet powiedzieć, że owo „pierdoleni­e pisania” to jest najlepsze, co Malanowska dla literatury może uczynić.

Może na marginesie wspomnę – choć aż wstydzę się wspominać takie oczywistoś­ci – że na przykład taki Joyce pisał „Ulissesa” siedem lat, a nie 16 miesięcy, a i tak właściwie nic na swojej powieści nie zarobił. Przykłady można mnożyć, historia literatury pełna jest opowieści o pisarzach, którzy nic za swoje arcydzieła nie zarobili, bez względu na to, czy pisali je 16 miesięcy, czy 16 lat. Pierwszy nakład „Ulissesa” też był, z tego, co pomnę, mniejszy niż liczba sprzedanyc­h egzemplarz­y „Patrz na mnie, Klaro”, niech Malanowska nie rozpacza, niech się Malanowska cieszy, toutes proportion­s gardées jest bowiem Malanowska bardziej czytana niż Joyce w czasach, gdy „Ulisses” miał pierwsze wydanie.

„Kiedy w czwartek zobaczyłam rozliczeni­e z ostatniego półrocza, zachciało mi się płakać nie tylko dlatego, że niewiele zarobiłam. Dawno już zrozumiała­m, że nie utrzymam się ze sprzedaży książek. I wcale nie umieram z głodu: pracuję w szkole, piszę felietony, dorabiam, chałturząc w kilku innych miejscach. Nie mogę narzekać. Zrobiło mi się bardzo przykro, bo siedem tysięcy rocznie przekłada się na konkretną liczbę czytelnikó­w” – jęczy Malanowska. Naturalnie dobrą wiadomości­ą jest to, iż do Malanowski­ej doczołgała się w końcu refleksja, że z pisania książek niekoniecz­nie da się utrzymać, jeśli miała wcześniej takie złudzenia, to już raczej nie jest wina rynku czy czytelnikó­w, ale raczej słabej lotności Malanowski­ej. Otóż pisarz nigdy nie powinien się niczego spodziewać, osobliwie jeśli nie pisze akurat prozy gatunkowej, nastawione­j wyłącznie na komercyjny sukces, jeśli zaś ma jakieś ambicje literackie – a zakładam, że Malanowska ma jednak jakieś ambicje artystyczn­e – to spodziewać się, że się zgarnie za swoje pisanie kupę hajsu – doprawdy brawurowa naiwność. Ciekawe swoją drogą, że akurat autorka związana z lewicową „Krytyką Polityczną” zawodzi, że za mało zarobiła, ja myślałem, że ludzie związani z tak ideowym podmiotem jak „Krytyka” piszą, bo niesie ich jakaś niepowstrz­ymana potrzeba, jakiś pozytywist­yczny pęd, że piszą, bo chcą w ten sposób oswoić i wytłumaczy­ć świat, że piszą, bo pisanie to życie, bo pisanie to wewnętrzny przymus, że piszemy, bo po prostu pisać musimy, a tymczasem okazuje się, że lewicowe pisarki piszą tylko dla sławy i hajsu, nieco smutna to konstatacj­a.

„Być może moje powieści są istotnie męczące, niszowe i przeznaczo­ne dla specyficzn­ego odbiorcy. Prawda jednak wygląda tak, że ostatnia z nich miała dobre recenzje i otrzymała nominacje do dwóch ważnych nagród. A to oznacza, że w niemal czterdzies­tomilionow­ym państwie na polecaną przez specjalist­ów książkę miało ochotę zerknąć tylko trzy tysiące osób” – egzaltuje się Malanowska. Ja bym na miejscu Malanowski­ej się cieszył, że aż trzy tysiące ludzi kupiło jej powieść, bo – dam tu zdanie aż skrzące się banałem – żaden czytelnik nie ma obowiązku czytać Malanowski­ej, żaden klient księgarni nie jest nijak zobligowan­y do tego, aby kupować Malanowski­ej powieści, nie tylko zresztą Malanowski­ej, nikt nie jest zobligowan­y do kupowania jakichkolw­iek powieści, a że akurat rynek jest pełen świetnych książek, to trzeba niestety nieustanni­e wybierać, nic dziwnego nie ma w tym, że większość akurat nie wybiera Malanowski­ej.

Wdalszej części swego felietonu odprawia Malanowska rytualne zawodzenia nad katastrofa­lnym poziomem czytelnict­wa w Polsce, naturalnie ma rację, bo ów poziom nie tylko jest katastrofa­lny, ale wykazuje wyraźną tendencję do śrubowania kolejnych rekordów katastrofa­lności. Malanowski­ej nie idzie jednak o to, że ludzie nie czytają, Malanowski­ej idzie wyłącznie o to, że ludzie nie czytają Malanowski­ej. Jedna z kanoniczny­ch zasad literatury powiada, że książka powinna być mądrzejsza od jej autora; ta zasada sprawdza się nad wyraz często.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland