Michał Wybieralski Lud rządzi ułamkami
Przez miasta przepełzła obywatelska rewolucja. Kilka lat temu mieszkańcy mogli składać uwagi na piśmie w okienku podawczym i czekać ustawowy miesiąc na odpowiedź. Dziś, proszę bardzo, niemal codziennie odbywają się konsultacje społeczne, debaty, organizowane są sondaże deliberatywne i lokalne referenda, badana jest miejska opinia publiczna. Władza dopuściła też mieszkańców do dzielenia pieniędzy. Od miasteczek po metropolie setki osób zgłaszają projekty do budżetów obywatelskich – a to budowę drogi rowerowej czy placu zabaw, a to rozbudowę hospicjum czy schroniska dla zwierząt. Dziesiątki tysięcy głosujących wybierają spośród nich.
Już jest przepięknie, już jest wspaniale? Pozornie. Władze większości miast doskonale opracowały techniki manipulacji opinią publiczną. Miejscy aktywiści chcą zgodnie z europejskim trendem wygaszać ruch samochodowy w centrum, ale lokalne władze boją się, że stracą przez to wyborców? Nic prostszego – wystarczy zorganizować sondaż telefoniczny na ten temat, który pokaże, że większość mieszkańców jest przeciw. Jak to zrobić? Wystarczy wykorzystać bazę mieszkańców z wydziału komunikacji, w której znajdują się tylko posiadacze samochodów.
Kilkadziesiąt miast w Polsce wprowadziło budżety obywatelskie. Ich prezydenci cieszą się z kolejnych artykułów o tym, jak w Poznaniu, Łodzi, Sopocie mieszkańcy decydują o podziale miejskiej kasy. W rzeczywistości w głosowaniu dzielone są kwoty śmiesznie niskie, oscylujące zwykle na poziomie 0,5 proc. wszystkich miejskich wydatków. Ludzie mogą zdecydować o placu zabaw przed przedszkolem albo kilkuset metrach nowego chodnika. Zadowoleni zapominają, że kluczowe decyzje – czy lepsza jest budowa szerokiej ulicy, czy trasy tramwajowej, czy inwestować w spalarnię śmieci, zbudować piłkarski stadion, czy kilka osiedlowych basenów – zapadają ponad ich głowami. Na to, co naprawdę ważne, nie mają żadnego wpływu.
Mistrzostwo świata osiągnięto w Poznaniu, który dyskutuje właśnie o sypiącej się wielopasmowej estakadzie. Codziennie jeżdżą nią dziesiątki tysięcy aut. Miejscy aktywiści przekonują, że nie ma sensu jej odbudowywać, taniej jest puścić drogę po ziemi, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na inne cele. Ta koncepcja nie podoba się urzędnikom, więc zorganizowali taką debatę, na której napuścili wściekłych mieszkańców jeżdżących estakadą na aktywistów sceptycznych wobec odbudowy.
Wcześniej poznańscy aktywiści chcieli przekonać radnych do zamrożenia cen biletów komunikacji miejskiej. Wtedy urząd podsunął im nieprawdziwe dane o ich sprzedaży.
Ruchom miejskim w całej Polsce udało się włożyć nogę w drzwi – ich głos nie może już zostać zignorowany, urzędnicy nie mogą odmówić mieszkańcom debaty. Nie można jednak wierzyć, że prezydenci miast i ich świta – niezmienna od dawna, rządząca zwykle po kilkanaście lat – doznała nagłej przemiany. Pełni entuzjazmu mieszkańcy muszą uważać, by nie stać się pożytecznymi idiotami władzy, która chce ich zająć dyskusjami na drugorzędne tematy i pozwala decydować o placach zabaw, by zapomnieli o strategicznych inwestycjach. A na końcu ta władza z uśmiechem stwierdzi: „Przecież konsultowaliśmy!”.