Polska, uczennica Hitlera?
an wie, że bardzo wielu Polaków przez tę Ukrainę może stracić życie – powiedział taksówkarz. Był w wieku mojego ojca, ale nie był mądrzejszy ode mnie. – Wiele polskich istnień będzie ofiarą Ukrainy – podniecił się. – Zaangażujemy się w wojnę? – spytałem. – Nieee – wyjaśnił. – Ale naród polski wyginie, to pewne. Przez brak miejsc w szpitalach. Wyginą przede wszystkim starzy ludzie. Bo jak my będziemy tyle łóżek oddawać Ukraińcom, to gdzie będziemy kłaść Polaków? Niemcy powinni ich przyjmować do swoich szpitali, bo ich na to stać, ale nie my. Jeszcze zobaczy pan, jak się ta pomoc odbije na naszym zdrowiu.
Trasa, Bogu dzięki, była krótka. Jechałem z domu do studia „Dzień dobry TVN”, a to pięć minut.
– Czy obecnie Czesi w takim samym stopniu jak Polacy epatowani są przez media sytuacją na Ukrainie? – spytał w „Dzień dobry TVN” jeden z widzów. Byłem gościem ich czatu. Wyjaśniłem, że „epatowanie” to złe słowo i że dzień wcześniej w Pradze odbyła się duża proukraińska manifestacja. Uczestnicy mówili, że musieli przyjść, bo przecież Czesi w XX wieku zostali dwa razy zniewoleni przez obce mocarstwa. Jakie? To ciekawsze, niż myślimy. W 1968 roku najechały ich wojska Układu Warszawskiego. 30 lat wcześniej, „we wrześniu 1938 roku prezydenta Czechosłowacji Edvarda Beneša spotykał jeden cios za drugim – pisze w głośnej książce „Czeskie sny” eseista Pavel Kosatik. – W końcu tego miesiąca podpisano układ monachijski, na mocy którego Czesi stracili dużą część swojego terytorium na rzecz Niemiec. Zanim jednak się to stało, okazało się, że Czechosłowację zdradzili nie tylko Francuzi i Brytyjczycy, lecz także Polacy. Beneš dostał 27 września od Polski notę dyplomatyczną z żądaniem przekazania Zaolzia – części Śląska Cieszyńskiego zamieszkanego w większości przez ludność polską. Jednocześnie wojsko polskie obsadziło tereny przygraniczne. Nota była właściwie ultimatum. W przypadku nieoddania Śląska Cieszyńskiego Polska groziła wojną, i to natychmiastową, rozpoczynającą się w tej samej chwili, w której wojska hitlerowskie przygotowywały się do zmasowanego ataku na czeskie tereny przygraniczne. W nocy z 30 września na 1 października 1938 roku, czyli w czasie, gdy wMonachium składano podpisy pod układem, Polska przedłożyła drugą notę, w której żądała wydania kolejnych terenów, tym razem zamieszkanych w większości przez ludność czeską, i to w terminie dwunastogodzinnym. Szybko uczyła się od Hitlera.
Postępowanie Polski w dniach krytycznych dla Czechosłowacji, jeszcze bardziej niż to, co mówił albo robił Hitler, ostatecznie przekonało czeskie dowództwo, że opór zbrojny przeciwko przeważającym siłom wroga nie ma żadnego sensu. Generał Ludvík Krejčí (…) był zdecydowany walczyć z o wiele liczebniejszą armią niemiecką nawet wtedy, gdy po marcu 1938 roku, czyli po Anschlussie Austrii, granica z Niemcami wydłużyła się (…). Jednak po groźbie Polaków, gotowych do ataku również wzdłuż długiej północnej granicy, nawet on uznał, że obrona kraju jest niemożliwa. Czechosłowacja skapitulowała, Niemcy i Polacy zajęli wszystko, co tylko się dało. Na Śląsku Cieszyńskim Czesi stracili terytorium o wielkości 1870 kilometrów kwadratowych, na którym mieszkało około 216 tysięcy osób – 76 tysięcy Polaków, 120 tysięcy Czechów i 17 tysięcy Niemców. Na początku grudnia Czechosłowacja utraciła również na rzecz Polski tereny w okolicy Czadcy oraz Spisz i Orawę (…)”.
Książka Pavla Kosatika, w tłumaczeniu Elżbiety Zimnej, jeszcze się nie ukazała, wydawnictwo Książkowe Klimaty zapowiada ją na maj. Czytałem i wydało mi się, że przy okazji Ukrainy swoją lekcję odrobiliśmy, ale taki wykładzik historyczny o roli pewnego północnego mocarstwa dziś nam nie zaszkodzi.