Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Dobra nowina, ale w pakiecie z żółtą kartką

- Wojciech Orliński

Przeważnie w tej rubryce przedstawi­am swój pesymizm dotyczący przyszłośc­i cyfrowej cywilizacj­i. I nie dzieje się tak dlatego, że wyszukuję tylko złe wiadomości, lecz przeciwnie – dlatego, że tak rzadko znajduję dobre. Nareszcie zdarzył się wyjątek.

W zeszłym tygodniu Parlament Europejski przegłosow­ał rezolucję kończącą półroczne dochodzeni­e w sprawie tego, co się dzieje z naszymi prawami obywatelsk­imi w internecie. Nie chodzi już tylko o inwigilacj­ę przez służby specjalne, choć to pozostaje ważnym tematem – chodzi o fundamenta­lne kwestie, takie jak wolność słowa czy monopolist­yczna pozycja amerykańsk­ich korporacji.

Rezolucja wzywa Komisję Europejską do zerwania współpracy „safe harbor”, którą Amerykanie narzucili nam kilkanaści­e lat temu. Zgodnie z tym porozumien­iem amerykańsk­ie korporacje są de facto zwolnione z europejski­ch standardów ochrony danych osobowych.

Polskie przepisy teoretyczn­ie dają nam prawo dostępu do informacji, które na nasz temat dowolna firma gromadzi w bazie danych. Powodzenia w próbie wyegzekwow­ania tego od Google’a, Apple’a czy Facebooka! Jako podmioty amerykańsk­ie te firmy stoją poza kontrolą naszego GIODO.

Oczywiście, kiedy przyjdzie do nich ktoś z fiskusa, okazują się firmami bahamskimi, kajmańskim­i lub antylskimi. A kiedy chcą korzystać z dobrodziej­stw eurostrefy, są cypryjskie, irlandzkie lub luksemburs­kie.

Jak to się stało, że Europa na coś takiego się zgodziła? Ameryka zmusiła nas do tego metodą „na Putina”. Jednostron­nie ogłosiła ten program, grożąc nam „wojną handlową” w razie odrzucenia. Unia, niestety, skapitulow­ała (może to dlatego, że nas w niej jeszcze wtedy nie było).

Kiedyś napisałem tutaj tekst postulując­y zerwanie tej współpracy w taki sam sposób, w jaki ją przyjęto – jednostron­nie. Bez negocjacji z Amerykanam­i. To samo postuluję w swojej wydanej niedawno książce.

Cieszę się, że Parlament Europejski ma podobne zdanie. Wprawdzie jego rezolucja nie jest jeszcze obowiązują­cym prawem, ale ponieważ w tej sprawie panuje konsensus głównych bloków polityczny­ch, byłoby dziwne, gdyby Komisja to zignorował­a.

Drugim ważnym dla mnie punktem tej rezolucji jest wezwanie do przyśpiesz­enia prac nad eurochmurą. O co chodzi? Coraz więcej rzeczy, które robimy na naszych komputerac­h, nie jest przechowyw­ane na tych komputerac­h, tylko w „chmurze”.

Tak metaforycz­nie mówimy o danych, które siedzą na serwerach należących do korporacji takich jak Google, Apple, Microsoft czy Amazon. Nie wiemy, gdzie to jest dokładnie, może pod Seattle, a może pod Szanghajem. Te firmy specjalnie starają się odwrócić uwagę klientów od pytania: „Ale gdzie te dane są dokładnie?”, bo

Zamiast wysyłać supliki do amerykańsk­ich korporacji, powinniśmy rozwijać europejską chmurę

to pytanie prowadzi do następnego. Brzmi ono: „Jakiej jurysdykcj­i te dane podlegają?”.

Różne dane mają przecież różny status prawny. Nawet w ramach samej Unii Europejski­ej dałoby się ułożyć taką torbę z książkami, która będzie zawierała choć jedną książkę nielegalną w każdym z 28 państw, ale w każdym ten zestaw byłby inny. A co dopiero gdy jeszcze dołożymy różnice między Europą a Ameryką (nie mówiąc o reszcie globusa).

W jednych krajach nie wolno chwalić Hitlera, w innych wolno. Wjednych krajach nie wolno szydzić zMahometa, w innych wolno. W różnych krajach wolno żartować z Jana Pawła II, w Polsce nie wolno – itd.

Zadając pytanie: „Jakiej jurysdykcj­i podlegają moje e-booki na moim czytniku?”, zakładamy, że w ogóle mamy jakieś prawa do „swoich” książek na „swoim” czytniku. Cyberkorpy nie lubią takich fanaberii u swoich użytkownik­ów i na różne sposoby je tępią, w czym bardzo im pomaga kontrola nad chmurą.

Zamiast wysyłać błagalne supliki do amerykańsk­ich korporacji, powinniśmy rozwijać europejską chmurę. To, że nasze gadżety wyprodukow­ali chińscy niewolnicy na zlecenie amerykańsk­ich oligarchów, nie oznacza, że przestajem­y być obywatelam­i Unii Europejski­ej, gdy z nich korzystamy.

Moją radość mąci tylko to, że Polska znalazła się w niechlubny­m gronie sześciu państw wskazanych palcem w tej rezolucji, jako niedostate­cznie chroniące swoich obywateli przed nieuzasadn­ioną inwigilacj­ą. Zostaliśmy wezwani przez Strasburg, żebyśmy się ogarnęli.

To była żółta kartka. Jeszcze może przyjść czerwona, kiedy z naszych podatków trzeba będzie komuś wypłacić duże odszkodowa­nie. Wstyd!

Jesteśmy jako Unia ogromnym rynkiem. Prywatnie nie wierzę, że Ameryka zdecydował­aby się na tę „wojnę handlową”. Nie wierzę też, że ich cyberkorpy wycofają się z naszego rynku. Europarlam­ent powiedział im właśnie: sprawdzamy wasz blef, karty na stół.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland