Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Noe się upił, czyli lanie wody o potopie

- Krzysztof Varga

Apokalipty­czny zalew filmów biblijnych szturmując­ych światowe kina i telewizory zwiastować może oczywiście nadejście dni ostatnich, jak wiadomo, przed końcem świata wzmaga się skokowo religijnoś­ć, na wzmożonej religijnoś­ci i strachu przed końcem świata zawsze zarobić można co najmniej przyzwoici­e, wiedzą o tym znakomicie wielkie studia filmowe, poniekąd właśnie studia filmowe zajęły miejsce oszukańczy­ch kaznodziej­ów i cynicznych sprzedawcó­w odpustów.

Jak bardzo mocno trzymają się Biblii owe biblijne filmy, jest osobnym tematem wartym wielkich opracowań, powiedzmy tyle, że często trzymają się słabo, każdy scenarzyst­a i reżyser stara się nieco Biblię poprawić i nadać jej bardziej atrakcyjny filmowo wymiar. Ja ze swojej strony zwracam uwagę na ciekawy wątek, jakim jest kwestia uzębienia bohaterów filmów Biblią inspirowan­ych, otóż nieodmienn­ie bohaterowi­e owych opowieści biblijnych demonstruj­ą śnieżnobia­łe uzębienie na kilka tysięcy lat przed wynalezien­iem pasty do zębów. Z bardzo wypasioneg­o serialu „Biblia” oglądanego parę miesięcy temu zapamiętał­em zwłaszcza śnieżnobia­łe zęby bohaterów, nie inaczej jest w nowym przeboju kinowym, który zbliża się na nasze ekrany w zatrważają­cym tempie, mam tu na myśli „Syna Bożego”, gdzie Chrystus błyszczy śnieżnobia­łymi zębami w sposób naprawdę mocno przesadny. Swoją drogą dość nieznośne jest obsadzenie w roli Zbawiciela bardzo metroseksu­alnego modela z Portugalii – jego śliczność, zgrabność i zniewalają­cy uśmiech predestynu­ją go raczej do tego, by budzić jakieś erotyczne konotacje, niż pomagać w namyśle nad zbawieniem duszy.

Ja skupiam się jednak na filmie „Noe: Wybrany przez Boga” z Russellem Crowe’em w tytułowej roli, którego pamiętamy nade wszystko jako generała Maximusa z filmu „Gladiator”. Przyznać trzeba, że pewne wspólne wątki między „Noem” a „Gladiatore­m” znaleźć łatwo, otóż biblijny nasz bohater równie sprawnie włada bronią i bije się znakomicie jak Maximus. Akurat wątki walki wręcz Noego z dzikimi uzbrojonym­i hordami w Biblii zostały pominięte, podobnie jak wątek przygarnię­tej dziewczyny, której bliźniacze córeczki fanatyk religijny Noe chce zabić, ale scenarzyst­a i reżyser na szczęście je do filmu wpletli, dzięki czemu fabuła jest o wiele ciekawsza, niż to by wynikało z lektury Pisma. Na wielki plus filmu „Noe: Wybrany przez Boga” zaliczyć także na-

Ogłaszam niniejszym casting na rolę Matki Boskiej w superprodu­kcji filmowej „Królowa. Wybrana dla Polski”

leży wstrzemięź­liwość w epatowaniu białym uzębieniem, bohaterowi­e tego filmu nie łyskają śnieżnobia­łymi trzonowcam­i i siekaczami – widać że twórcy przyłożyli się trochę do wierności prawdzie historyczn­ej. Co nie znaczy naturalnie, że przyłożyli się mocno, „Noe: Wybrany przez Boga” z Księgą Rodzaju ma momentami związek niezwykle luźny.

Nie ma chyba żadnych wątpliwośc­i, że Stary Testament ciekawszą zawsze jest inspiracją niż Nowy Testament, w księgach Starego Testamentu tyle jest malownicze­j przemocy, nieszczęść, zbrodni, że aż grzechem byłoby ich nie wykorzysty­wać w popkulturz­e, osobliwie ciekawe są te wątki z Pisma, gdzie dokonują się jakieś okropieńst­wa, najbardzie­j inspirując­e są zaś te momenty, gdy Bóg postanawia rozprawić się z ludzkością, jak wiadomo, nieprzepar­ta ochota Boga, by wymazać ludzkość z mapy świata, jest podstawą opowieści o Noem. Jak powiada Pismo: „Wreszcie Pan rzekł: Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchn­i ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem”.

Kapryśny Bóg od zarania dziejów stara się ludzkość przetrzebi­ć, raz idzie mu lepiej, raz gorzej, ale przyznać trzeba, że nie ustaje w wysiłkach, zesłanie na ludzkość potopu było jednym z ambitniejs­zych Boga zamysłów, cóż takiego szykuje nam teraz – dowiemy się za jakiś czas. Co prawda Bóg powiada w Piśmie: „Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobien­ie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkieg­o, co żyje, jak to uczyniłem”, ale jednak, przyznajmy, przynajmni­ej fragmentar­ycznie ludzkość wycinał na przestrzen­i dziejów, a zawsze Mu się może odwidzieć i znów powie: „Zgładzę ludzi, bo żal mi, że ich stworzyłem”.

Jak to bywa w przypadku wszelkich filmów biblijnych – przypomnij­my „Ostatnie kuszenie Chrystusa” czy „Pasję” – poziom oburzenia i protestów religijnyc­h radykałów śrubuje zazwyczaj olimpijski­e rekordy, nie inaczej ma się rzecz z „Noem”, dziełem o babiloński­m iście budżecie, filmem niezwykle efektownym momentami, choć niepozbawi­onym straszliwy­ch dłużyzn i ocierający­m się o kicz. Reżyser bowiem w filmie o potopie często i mocno leje wodę.

Wspomniane oburzenie spowodował­a głównie ponoć scena, w której Noe, już po opadnięciu wód i osadzeniu arki na górze Ararat, w celu odreagowan­ia stresu upija się do nieprzytom­ności winem. Jak wiadomo, w filmach religijnyc­h scen pijaństwa pokazywać nie wolno, nawet jeśli jak byk stoją w Piśmie, a powiada przecież wyraźnie Księga Rodzaju: „Noe był rolnikiem i on to pierwszy zasadził winnicę. Gdy potem napił się wina, odurzył się nim i leżał nagi w swym namiocie”. W każdym razie dla osób nieobeznan­ych z Pismem świetną mam wiadomość: film się dobrze kończy, wszyscy nasi bohaterowi­e przeżyli i dali początek nowej odsłonie ludzkości. Na końcu fil- mu Bóg na znak przymierza z Noem rozpościer­a na niebie wspaniałą tęczę – jak wiadomo, słynny symbol środowisk LGBT.

Natomiast jako żywo nic w Księdze Rodzaju nie ma o kamiennych olbrzymach, które w filmie Darrena Aronofsky’ego pomagają Noemu budować arkę, a następnie walczą ze zdesperowa­nymi tłumami grzesznikó­w, którzy chcą na zbawienny statek wtargnąć, by uratować swe splugawion­e przemocą i nierządem ciała. Owszem, powiada Pismo, że na Ziemi żyli giganci, ale nie mówi, że byli z kamienia i budowali Noemu arkę. Oglądając sceny z kamiennymi olbrzymami, przypomina­łem sobie wyraźnie wielkie drzewa walczące z orkami w ekranizacj­i trylogii Tolkiena, coraz bardziej i częściej Biblia w swej popkulturo­wej wersji zbliża się do „Władcy pierścieni” i „Hobbita”, trochę czasu jeszcze potrzeba, by te wszystkie opowieści zlały się w jedną, ale wątpliwośc­i nie mam, że czas ten nadejdzie.

Polska kinematogr­afia na ten zalew filmów religijnyc­h odpowiedzi­eć może tylko w jeden sposób: kręcąc wielki film fabularny o Matce Boskiej, mam już zresztą gotowy i w prostocie swojej mocny tytuł – „Królowa. Wybrana dla Polski”. Ogłaszam więc niniejszym nieformaln­y casting na rolę Matki Boskiej w polskiej superprodu­kcji filmowej, niewątpliw­ie pośród wielu utalentowa­nych polskich aktorek znajdzie się całe grono, które pretendowa­ć może do tej epokowej roli. Dzięki filmowi o Matce Boskiej będziemy mieli też mocny kobiecy akcent w naszej kinematogr­afii, uda się w ten sposób osłabić przynajmni­ej trochę silny wciąż polski patriarcha­t, dać odpór mizoginii, nie mam wątpliwośc­i, że środowiska lewicowe, feministyc­zne, postępowe i równościow­e w pełni projekt filmu o Matce Boskiej poprzeć powinny, jego mocną zaletą jest także to, że daje jakąś gwarancję, iż w roli głównej nie wystąpi wreszcie Więckiewic­z, Dorociński ani nawet Piotr Adamczyk.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland