Żena Żerarda Renowicza, czyli Michael Caine w filmie porno
Znajomi internauci śmieją się z występu Żerarda Renowicza Diepardiejewa w reklamie rosyjskich zegarków. Aktor (obecnie rosyjski, kiedyś francuski) obraził się na swój kraj za podwyżkę podatków dla najbogatszych i manifestacyjnie przyjął nowy paszport od swojego przyjaciela Władimira Władimirowicza.
Przypomniało mi to znakomitą książkę kanadyjskich autorów Lindy McQuaig i Neila Brooksa „The Trouble with Billionaires: How the Super-Rich Hijacked the World (and How We Can Take it Back)” („Problem z miliarderami: jak superbogacze ukradli nam świat i jak możemy go odzyskać”). Autorzy odnoszą się tam do podobnych pogróżek, które w 2009 roku ogłosił angielski aktor Michael Caine.
„Jeśli podniesiecie mi podatki choć o 1 procent, wyjadę” – ogłosił wówczas aktor. „Mam 76 lat i codziennie wstaję do pracy o szóstej rano – uzasadniał. – Utrzymuję ze swoich podatków 3,5 miliona nierobów na zasiłku”.
McQuaig i Brooks stawiają w swojej książce tezę, że bogaty aktor, nawet jeśli odniósł sukces w kinie komercyjnym, i tak więcej zawdzięcza społeczeństwu, niż mu oddaje w podatkach. Obiektywnie licząc, Michael Caine czy Gérard Depardieu są beneficjentami pomocy publicznej.
Dlaczego? Jak by wyglądał świat filmowców pozbawiony wsparcia publicznego, o tym możemy się przekonać, patrząc na przemysł porno – piszą McQuaig i Brooks. Filmy pornograficzne mają często oglądalność większą od filmów z udziałem Gérarda Depardieu, a jednak pieniądze w tej branży są niewielkie. Nikt się tam nie dorobi fortuny zbliżonej do Michaela Caine’a (mimo podobnej pracowitości i niezaprzeczalnych talentów).
W branży porno nie ma ani publicznego wsparcia, ani gwarantowanej przez państwo ochrony praw autorskich. Co za tym idzie, w tej branży wszyscy, od reżysera po oświetleniowca, pracują za jednorazową stawkę. Michael Caine tymczasem do dzisiaj dostaje pieniądze za to, co zrobił pół wieku temu, a przez 70 lat po jego – oby jak najpóźniejszym – odejściu będą je dostawać jego spadkobiercy.
Robiłem niedawno dla „Wysokich Obcasów” wywiad z Peggy Sarno, wdową po Joem Sarno, pionierze kina erotycznego. 50 lat temu Caine grał przełomowe role w filmach „Zulus” i „Teczka Ipcress”, a Sarno kręcił erotyczne filmy typu „Grzech na przedmieściach”, pokazywane wyłącznie w legendarnych (acz nieistniejących już) kinach dla dorosłych na nowojorskiej 42. Ulicy.
Małżeństwo Sarno pierwsze porządne pieniądze za te filmy zobaczyło dopiero niedawno, kiedy zaczęto się nimi interesować w kręgu publiczności festiwalowo-offowej. Czyli kiedy zostały przeszufladkowane z kategorii „porno” do kategorii „kino artystyczne” (bo też i dzisiaj byle teledysk jest bardziej nasycony erotyką od filmu pornograficznego sprzed pół wieku).
Największy gwiazdor tamtego kina, obdarzony niesamowitym wąsem Harry Reems (gra m.in. główną
Żaden aktor nie zrobi kariery bez wsparcia publicznego
rolę w „Głębokim gardle”) dostawał równą stawkę za dzień zdjęciowy i nic więcej. Żadnych późniejszych dochodów z wydań na DVD czy wyświetleń w internecie.
Michael Caine czy Gérard Depardieu od początku kariery podpisywali lepsze umowy. Nie dlatego, że byli mądrzejsi czy bardziej utalentowani. Po prostu umowa na „procent od wpływów” wymaga pilnowania tych wpływów przez państwo.
Przemysł porno tymczasem zawsze balansuje na granicy legalności. Nigdy nie jest wspierany, najwyżej tolerowany. Piracenie pornografii nie będzie więc zwalczane przez państwo tak zaciekle, jak państwo amerykańskie, brytyjskie czy francuskie zwalczają piracenie normalnych fil- mów, takich z Michaelem Caine’em czy Gérardem Depardieu.
Do tego dochodzi oczywiście pomoc publiczna. W Ameryce jest okazywana pośrednio – nie ma tam odpowiednika naszego PISF, ale na przykład armia amerykańska chętnie wspiera filmy pokazujące armię amerykańską w dobrym świetle. Fenomen wysokobudżetowych widowisk Jerry’ego Bruckheimera („Top Gun”, „Helikopter w ogniu”, „Pearl Harbor”) w dużym stopniu powstał dzięki tym pieniądzom.
WEuropie popularniejsze są rozwiązania zbliżone do PISF. Michael Caine swojego bogactwo zawdzięcza wspieraniu filmów z jego udziałem przez Brytyjski Instytut Filmowy. Depardieu z kolei przez Narodowe Centrum Kinematografii.
To samo dotyczy polskich aktorów. Żeby mogli stać się na tyle sławni, żeby proponowano im fortunę za bycie „twarzą banku”, najpierw musieli zagrać w filmach wyprodukowanych z naszych podatków czy abonamentu. Żaden aktor nie zrobi kariery bez wsparcia publicznego.
W Polsce słychać teraz protest przeciwko ograniczeniu ulg podatkowych dla twórców zarabiających więcej niż 85 528 zł rocznie. Ja na to apeluję: drodzy twórcy, nie róbcie żeny godnej Żerarda Renowicza.
Społeczeństwo pomogło wam zarobić tę kasę. Bez niej płacono by wam najwyżej równą stawkę za dzień pracy.