Cha, cha, cha, cha, chi, chi, chi, chi
Trzeba świrować, żeby nie zwariować
ACzwartek 3 kwietnia 2014 w Zarządzie Mienia
Skarbu Państwa, Barbara, urzędniczka w której jeszcze
niedawno krzyczała śmieje się w sytuacji, tak w ogóle to ty wesoły jesteś? – No, staram się – mówi Włodek vel Paprodziad i uśmiecha się potężnie. – Starasz się, czyli musisz wkładać w to wysiłek.
– Bo ja lubię być bardzo wesoły. Ponad normę (śmiech). – To jest trudne? – Jak człowiek w to wejdzie, od tego się uzależni, to już jakoś idzie. A nawet brakuje (śmiech). – Masz więcej uzależnień? – Takich wesołych? Ciekawych? No mam. Bo lubię też na przykład penetrować chęchy. – Chęchy? – Oczerety. Zwyry… To są, można powiedzieć, takie krzuny miejskie.
Riddikulus!
Ten tekst się zaczął tak, a mógłby się też zacząć od cytatu. Z „Harry’ego Pottera”. I może byłoby nawet lepiej.
„(…) – Postawmy sobie pierwsze, podstawowe pytanie: czym jest bogin? Hermiona natychmiast podniosła rękę. – Bogin to widmo, które potrafi przybierać każdą postać, jaką w danym momencie uważa za najbardziej przerażającą dla otoczenia.
– Sam nie mógłbym tego lepiej zdefiniować – pochwalił ją profesor Lupin (…) – Tak więc bogin siedzący gdzieś w ciemności nie ma żadnej widzialnej postaci. Jeszcze nie wie, co najbardziej przestraszy osobę znajdującą się na zewnątrz (…). Zaklęcie, którym obezwładniamy bogina, jest bardzo proste, ale wymaga pewnej siły wyobraźni. Bo tym, co go naprawdę wykańcza, jest śmiech. Wystarczy tylko wyobrazić sobie jakiś kształt, który uważacie za zabawny. A teraz przećwiczmy zaklęcie bez różdżek. Proszę powtórzyć za mną… riddikulus! (…)”.
Nie widzę przeszkód
Zbierają się raz lub dwa w tygodniu. W parkach, domach kultury, zaadaptowanych w tym Włodek vel Paprodziad śmieje się wszędzie, nawet na pogrzebach. Tu po wyjściu z urzędu celu piwnicach. Wiem, bo tam byłem. I poznałem szóstkę z nich.
Diana ma 52 lata, magisterium z ekonomii i dwójkę dorosłych już dzieci. Rok temu – po 20 latach – odeszła z korporacji.
Tomek ma 31 lat, koszulkę z napisem „nie widzę przeszkód”, a w ręku białą laskę. Od trzech lat ma kłopoty ze wzrokiem, co jest rezultatem zaniku nerwu wzrokowego, a przejawia się zawężonym polem widzenia.
Anna, 38 lat, instruktorka narciarstwa, właścicielka jednoosobowej firmy grafiki komputerowej. Żona, mama dwójki chłopców, sześć i dziewięć lat. Strasznych kogucików.
Henryka, 65 lat, wykształcenie zawodowe, rencistka emerytka z chorym kręgosłupem. Członkini związku emerytów. Mama 44-letniej córki, babcia 16-letniego wnuka. Rozwódka.
Barbara, 38 lat, z wykształcenia socjolożka, z zamiłowania malarka i poetka. Urzędniczka w Zarządzie Mienia Skarbu Państwa. Poważna sprawa, prawda? Poza tym mężatka, mama 2,5-letniego Szymka.
No i poznany już wcześniej Włodek, czyli Paprodziad, 33-letni wokalista zespołów Łąki Łan, November Project i Dziady Kazimierskie. Z wykształcenia technik modelator.
Zbierają się i…
Udają krowy, kaczki, kury
Biegają, klaszczą, wymawiają głośno cha, cha, cha, cha, chi, chi, chi, chi. Trenują śmiech. Od cichego po bardzo głośny. Ćwiczą też śmiech bezgłośny. (Taki, który się przydaje, jak jest rano, domownicy śpią, a tobie chce się pośmiać – wyjaśniają). Ćwiczą śmiech w środkach komunikacji. To znaczy wyciągają telefony, wbijają numer i udają, że rozmawiają o czymś niezwykle wesołym. (No bo w Polsce jest tak, że jak ktoś się w autobusie czy też na przystanku głośno śmieje, to ludzie się oburzają)
Ćwiczą śmiech w windzie. Czyli ściskają się w kącie i teraz nie tak jak w życiu, że wszyscy patrzą w sufit lub w telefony, tylko patrzą na siebie i się śmieją. (Patrzenie na siebie w ogóle jest bardzo ważne, bo wtedy wzajemnie się stymulujemy. Co jest ponoć naukowo udowod-