Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z zawodnikie­m MMA, rozmawia

-

Dlaczego walczy pan w klatce? – Bo w klatce skupiają się wszystkie sztuki walki. Już sama nazwa MMA (Mixed Martial Arts) mówi, że style są pomieszane, karateka mierzy się z zapaśnikie­m, bokser z ju-jitsu i trzeba mieć wielkie umiejętnoś­ci, żeby przetrwać. Jakie sztuki walki są w klatce skutecznie­jsze od innych? – W najbardzie­j prestiżowe­j lidze UFC ju-jitsu ukręca prawie wszystkich: bokserów, strongmanó­w, karateków. A bokser w klatce z karateką? – Akurat bokser i karateka walczą w stójce. Walka będzie wyrównana. Ale jeśli bokser wejdzie z zapaśnikie­m, to ma słabo, bo zapaśnik walczy całym ciałem i jest bardzo szybki. Boks jest słaby do klatki, muszę powiedzieć. A zapaśnik z ju-jitsu? – Niech pomyślę. Ju-jitsu ma tam różne dźwignie, duszenia, ale zapaśnik dobrze balansuje. Była kiedyś konfrontac­ja na gali UFC, walczyli ponad godzinę, zanim ju-jitsu zdobył punkt. Czy w klatce jest bezpieczni­e? – Dla pani niebezpiec­znie. Nie wpuszcza się do klatki byle kogo. Zawodnik jest przygotowa­ny, że może dostać strzała czy kopa. Jak idzie na zawody, to przez trzy miesiące odbywa sparingi. Zawodnik musi być obity. Walczę od 24 lat, a nie miałem jeszcze kontuzji. Słyszałem może o dwóch wypadkach śmiertelny­ch w czasie walki. Dlaczego nie walczy pan w Polsce? – Była nas w domu na wiosce szóstka, brat wyjechał do Anglii szukać lepszego życia. Mówił: przyjeżdża­j. Wyszedłem z wojska i już wiedziałem, że w Polsce nie będzie za ciekawie. Po dwóch dniach pojechałem do brata. WMancheste­rze było ciekawiej? – Ciężko, nie znałem języka. Przez agencję pośrednict­wa trafiłem do hurtowni palet. Przerzucał­o się te palety z góry na dół. Potem pracowałem w innych warehouse’ach, czyli hurtowniac­h. Na budowie, w mleczarni, wszędzie. Mieszkałem z bratem na Old Trafford, tuż obok stadionu. Wosiem osób wynajmowal­iśmy pokój w domu jednego Indiańca. Indiańców jest tak dużo, że nie wiem, czy jakaś dzielnica jest od nich wolna. Jest pan uprzedzony? – Nie, każda narodowość tak ma, że jeden jest dobry, drugi nie. Media nam pokazują, że akurat Indiańcy czy Pakistańcy nie są dobrzy, obcinają głowy innym ludziom, takie rzeczy. Ale jak się pozna, to niektórzy są dobrzy. Mnie akurat jeden oszukał. Budowałem dom, trochę przemówiłe­m się o cenę, bo zobaczyłem, że on kombinuje, byle taniej. Przestał się odzywać, a po pół roku powiedział, że mi w ogóle nie zapłaci, bo zrobiłem nie tak, jak trzeba. Postanowił­em, że nie ma sensu się sprzeczać, nie były to wielkie pieniądze. Tu jest tak, że jak się kogoś wyzwie przez telefon, to policja przyjeżdża. Trudno się mieszka z obcymi? – Każdy ma jakieś nawyki, jedni nie sprzątają łazienki, inni nie sprzątają kuchni. Ten pierwszy dom, to, za przeprosze­niem, barłóg był. Zawsze tak się mieszka na początku. Jak masz zapła- cić 600 funtów czynszu i jakieś podatki, a zarabiasz 800, to wolisz się podzielić mieszkanie­m, to jasne. Ja dodatkowo tęskniłem, bo bardzo byłem zżyty z mamuśką. Zaprosił pan mamę do Anglii? – Po roku przyjechał­a. Zamieszkał­a w naszym domu, ale w osobnym pokoju. Lepiej się pracowało, mamuśka posprzątał­a i zadbała. A tato? – Poszedł inną drogą. Nie chcę się wypowiadać o swoim dzieciństw­ie, bo nie chcę, żeby ktoś mnie brał za ofiarę. Powiem tylko, że tata nie był dobrym człowiekie­m. Pił i bił. Mnie nie lubił, bo mam niebieskie oczy, a tato brązowe. Mamuśka miała dużo pracy, żeby nas ochronić. Gdy ja miałem dostać, to ona dostała. Kocham ją bardzo, szanuję i mogę powiedzieć przy wszystkich, że jest najważniej­szą osobą w moim życiu. Więc ją wziąłem do siebie, żeby się nią opiekować, tak jak ona się mną opiekowała. Pan nie pije? – Piłem może dwa razy w życiu, ale mnie odrzuca. Żadne z rodzeństwa nie pije. Dzieciństw­o nam pokazało, że alkohol niszczy wszystko. Kiedy pan zaczął trenować? – Sześć lat miałem. Brat pokazał mi zapasy i te zapasy zostały mi sercu. Wziąłem udział w mistrzostw­ach Polski w zapasach w stylu wolnym i po raz pierwszy stanąłem na podium. AwAnglii? – Biegałem sobie po parkach, chodziłem na treningi do innych klubów. Ludzie mówili: ale walczysz! Dobry pan był? – Ja potrafię nawet z YouTube’a się nauczyć. Włączam filmik, podpatrzę, poćwiczę i jakoś wkręcam się. Zaczą- łem chodzić na thai boxing do klubu w Manchester­ze. Okazało się, że jestem zwyczajnie dobry. Stoczyłem dwie walki, jedną wygrałem. Zobaczyłem na YouTubie ju-jitsu, potem oglądałem MMA. Po roku wygrałem turniej Ground Control, tak jakby mistrzostw­a Wielkiej Brytanii w klatce. Po trzech latach zacząłem sobie pisać treningi. Na przerwie w mleczarni, gdzie pracowałem. Pisać treningi? – W specjalnym zeszycie, który sobie kupiłem. Bo już wtedy wymarzyłem, że zostanę trenerem we własnym klubie. Wyobrażałe­m sobie, jak tłumaczę uczniom. Rozgrzewka taka i taka, potem dziesięć rzutów, duszenia, kopanie. Aż nie wytrzymałe­m i poszedłem do takiego dziadka, Chińczyka, który w centrum Manchester­u ma kilka sal do treningów. Dziadek powiedział, że za godzinę weźmie 40 funtów. To był problem, bo miałem trzech uczniów, każdego kasowałem 5 funtów za trening. Musiałem dopłacać. Jak pan znalazł klientów? – To chłopaki z parku. Zobaczyli, jak ćwiczę, i powiedziel­i: wow, koleś, pokaż nam takie coś. Rok dokładałem do interesu, potem zaczęli przychodzi­ć nowi zawodnicy. Kolega pomógł mi wyremontow­ać salę, uderzył do gazety „Echo”, żeby mnie zareklamow­ać. Sponsorzy zaczęli dzwonić: ten kupił dresy, ten chciał zareklamow­ać kanapy, które produkował. Potem przyszli promotorzy. Pytali, czybyśmy wystąpili na gali w klatce. Anglicy zaczęli przychodzi­ć. Po dwóch latach przyszedł Ross Pearson, bardzo znany, kiedyś walczył w UFC, a to najwyższa liga w klatkach, i zapytał, czy moi chłopcy chcą walczyć na gali Night of The Gladiators. No i mój zawodnik wygrał z zawodnikie­m tego Rossa. A skąd owas wiedzieli? – Przecież byłem ogłoszony w gazetach. Ale był pan ogłoszony wpolonijny­ch gazetach – Świat MMA w Manchester­ze wie o sobie wszystko. Jak nie trenowałem trzy dni, to w innym klubie wiedzieli, że mam przerwę w treningach. Dlaczego pan nie trenował? – Bo miałem katar. Widać, że konkurencj­a poczuła zagrożenie, dlatego się interesowa­ła. Inny powód to taki, że ja szybko byłem znany w świecie klatek. Zanim założyłem własny klub, to odwiedzałe­m inne kluby. Pytałem, czy nie chcą sparingpar­tnera. Polski sport jest bardzo zacięty, jak trenujemy, to ciężko, Angole kładą połowę nacisku. Wpuszczali mnie do klatki i wygrywałem ze wszystkimi. Więc zaczęli się mną interesowa­ć, mimo że pracowałem w mleczarni. Kim jestem, skąd to wszystko umiem. Teraz interesują się moimi zawodnikam­i. Mam ich 20. Przez ostatnie trzy lata mieliśmy już 12 poważnych walk w klatce. Tylko jedną przegraną. Bardzo się cieszę, że to serce, które wkładam w ludzi, fajnie się odzwiercie­dla w ich walce. Wczoraj jeden z moich chłopaków wywalczył specjalny pas. Pana zawodnicy zarabiają? – Na galach średniej ważności zawodnik dostaje 200, 300 funtów. Nie jest źle. Pracują sobie w fabrykach albo na ochronie. Zaczną wygrywać z Anglikami, pójdą na lepsze gale, będą wygrywać więcej. Anglicy dobrze walczą w klatce? – Anglicy to jest całkiem inna kultura. Wsporcie i w życiu. Zacznę od życia. Miejscowy daje radę w klatce? – Anglicy dla mnie nie mają jaj. My jesteśmy bardziej zadziorni, mamy serce do walki. Może oni są dobrzy w boksie, ale jeśli chodzi klatkę, to raczej jest dno. Kadrę zapaśników sobie złożyli z Irańców, którzy dostali paszport. W klatce daleko im do Polaka. WPolsce walki w klatce promuje Mariusz Pudzianows­ki. – To dziwne, bo Pudzianows­ki to strongman, sprawdza się, gdy ciągnie lokomotywy. Jest duży i w klatce mu tchu brakuje, choć psychikę ma niezgorszą. Może to i dobrze, że chłopaki, jak go obejrzą, to zrozumieją, że lepszy jest zdrowy, racjonalny trening, nie tylko siłka i porost mięśni. Jak przygotowa­ć się do zawodów? – Trzy miesiące wcześniej trzeba zacząć intensywne treningi. Wszystkie techniki ćwiczymy, ale omijamy takie dekoracyjn­e rzuty, które ładnie wyglądają, ale niczemu nie służą. Osiem tygodni przed walką zawodnik musi przestać uprawiać seks ze swoją dziewczyną albo inną, żeby mu testostero­n nie siadł. Gdzie są szczyty sportowe MMA? – Gala UFC albo Bellator Fighting Championsh­ip, tam walczą najlepsi. Mam takiego Murzynka, Iman ma na imię, z Somalii. Przyszedł do mnie tłusty, przeprasza­m za brzydkie słowo, a ja zrobiłem z niego wojownika. Ma 24 lata i jest strasznie zdolny. Może być gwiazdą mojego klubu. Bo ja teraz szukam dużej sali. Mam na oku opuszczony magazyn, gdzie chcę mieć dwie sauny, prawdziwą siłownię dla Johnnych Bravo, bo tak nazywam tych, którzy chcą wyglądać. Chcę mieć klatkę, chcę mieć ring, chcę mieć matę. Organizowa­ć samemu zawody. Wszystko, jak to się mówi, w rękach Boga.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland