Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Polscy sędziowie niechętnie przyznają państwowe kompensaty

-

Sędzia nieczuły

Zabójca pracował w stolarni męża F, pobili się, po uderzeniu w głowę F dostał wylewu i zmarł. Stolarnia stanęła. Żona F dowiedział­a się od prokurator­ki, że może starać się o pieniądze od państwa. Wypełniła pismo, dostała odpowiedź, że musi dosłać dokumenty, aby wykazać, że stolarnia stanęła. Rozprawa, w której brała udział, została najpierw dwa razy odroczona, potem, po ośmiu miesiącach, dowiedział­a się, że kompensaty nie dostanie, bo nie starała się uzyskać pieniędzy od mordercy. Sędzia nie przyjął do wiadomości, że żona F nie chce spotykać się z nim na sali sądowej, bo to dla niej za trudne. Ponadto jest pewna, że nic nie ma, był przecież pracowniki­em jej męża, a teraz siedzi w więzieniu. Sędzia przypomnia­ł żonie F, że morderca kiedyś powiedział jej o udziale w przyszłym spadku, a sam fakt, że przebywa w więzieniu, powinien jej ułatwić dochodzeni­e roszczeń. Na zakończeni­e dodał: „Rozumiem, że spotkanie z mordercą jest trudne psychologi­cznie, ale to nie zwalnia pani od zdobycia od niego odszkodowa­nia”.

Znajomi od kieliszka pobili się i G stracił właściwie wszystkie zęby. Chciał starać się o trochę gotówki, bo, jak tłumaczył, na dentystę poszedł majątek, zapłacił 7785 zł za kilka koron i nowe zęby. Sędzia kilka razy odraczał sprawę, na piątą wezwał dawnego kumpla boksera, który powiedział, że mimo zawartej przed sądem ugody, w której obiecał zapłacić 12 tys. zł, nie da ani grosza, bo nie ma. Jest po gimnazjum i dwóch klasach zawodówki i żadnej roboty znaleźć nie może. G, który także zeznawał przed sędzią, żalił się, że bokser opowiada kolegom: „Żadnych pieniędzy nie zapłacę i mogą mi skoczyć”. Sędzia po pięciu miesiącach oddalił wniosek, tłumacząc, że wybite zęby nie są wystarczaj­ącym powodem do kompensaty, a G nie przedstawi­ł zwolnienia od lekarza.

H został dotkliwie pobity, gdy bronił napadnięte­go przechodni­a. Był w takim stanie, że wyrzucono go z pracy, pracował na budowie bez umowy. Sędzia najpierw sześć razy odraczał rozprawę, potem uznał, że H nie domagał się pokrycia kosztów przez sprawcę i nie interesowa­ł się jego sytuacją materialną. Ponadto nie był obiektem napadu, tylko się do niego włączył, a ustawa nie przewiduje takich przypadków – podsumował uzasadnien­ie.

T po ulicznej bójce miał wstrząśnie­nie mózgu, połamane kości czaszki, naruszoną szczękę i wybity ząb. Bezskutecz­nie szukał stomatolog­a z Funduszu Zdrowia, a na leczenie prywatne nie miał pieniędzy. Zwrócił się po kompensatę. Sędzia zrezygnowa­ł z trybu nieproceso­wego, na pierwszą rozprawę wezwał na rozprawę biegłego – tłumacza języka migowego, T był głuchoniem­y. Potem dwukrotnie odraczał kolejną, by po dziewięciu miesiącach przyznać odszkodowa­nie w wysokości 137 zł. Uznał, że skoro T nie dostarczył rachunków za leczenie i nadal nie wstawił zęba, to więcej mu się nie należy. Ale to nie wszystko, za pracę biegłego sędzia obarczył kosztami T – wynosiły 111,66 zł. Kompensata, którą miał dostać, wyniosłaby nieco ponad 26 zł. Na wniosek T sędzia po czterech miesiącach zwolnił go z kosztów. Na swoje 111,66 zł T czekał prawie rok.

Sędzia księgowy

Sędzia odrzucił prośbę o kompensatę za leczenie pobitej przez brata J. Uważał, że to on powinien zapłacić odszkodowa­nie. Nie przekonały go prośby męża J, który tłumaczył na rozprawie: „Żona ani ja nigdy nie zwracaliśm­y się do niego o zwrot poniesiony­ch kosztów. Boimy się go, jest bardzo agresywny”.

Sędzia nie przyznał odszkodowa­nia, bo K i siostra, która się nim opiekowała, nie zbierali rachunków za bandaże i lekarstwa. Zarzucał im, że podczas przesłucha­nia bardzo ogólnie mówili o środkach, które były konieczne do leczenia. Wymieniali, owszem, bandaże, zastrzyki, leki, ale nie padły żadne nazwy ani ilości kupowanych medykament­ów. W uzasadnien­iu odrzucenia wniosku napisał: „Sąd nie neguje, że mogły powstać koszty związane z leczeniem, ale skoro brakuje danych”.

Sędzia najwyraźni­ej zapomniał, że w takich przypadkac­h może skorzystać z paragrafu 322 kodeksu postępowan­ia cywilnego, który mówi, że jeżeli w sprawie o naprawieni­e szkody sąd uzna, że ścisłe udowodnien­ie wysokości żądania jest niemożliwe lub nader utrudnione, może zasądzić odpowiedni­ą sumę według swej oceny, opartej na rozważeniu wszystkich okolicznoś­ci sprawy. Zarzut, że brakuje rachun- ków, kwitów, paragonów, faktur, wielokrotn­ie służył sędziom za argument, który pozwolił im odmówić przydziele­nia kompensaty.

L została pobita, gdy wracała z pracy. Dostała bardzo mocny cios w twarz, kości nosa zostały strzaskane na kilkanaści­e kawałków. Gdy sędzia kazał dosłać jej rachunki za lekarstwa, L napisała, że o kompensaci­e dowiedział­a się dopiero, gdy umorzono śledztwo – nie zbierała więc żadnych rachunków. Nie była ubezpieczo­na, bo gdy ją pobito, pracowała od tygodnia jako kelnerka. Sama płaciła za leczenie i obdukcję. Trzykrotni­e leżała w szpitalu. O odszkodowa­niu dowiedział­a się osiem miesięcy po zakończeni­u leczenia, więc ani szpital, ani lekarz nie wystawili jej faktury, jedynie zaświadcze­nie. Sędzia przyznał 120 zł kompensaty, L dostała 80 zł, bo aby jej wniosek został w ogóle rozpatrzon­y, musiała wpłacić 40 zł.

Okompensat­ę dla M zwróciła się jego siostra, brat ledwo przeżył zderzenie z pijanym kierowcą. Napisała we wniosku: „Brat nie ma części czaszki, trzeba zrobić mu korektę na neurochiru­rgii w Legnicy. Nie umiem ocenić wielkość kompensaty. Nie próbowaliś­my też odzyskać pieniędzy od skazanego, nie znam go, ale podejrzewa­m, że nie ma z czego zapłacić, bo siedzi w więzieniu. Brat jest po wypadku jak roślinka”. Przesłuchi­wany przez sędziego M zeznał: „Chciałbym dostać pieniądze na leczenie, może uda się zrobić coś z głową. Mam tylko skórę, bez kości – muszę uważać, żeby nie uderzyć się, nie potknąć. Wiadomo, że bez leków nie przeżyję”.

Sędzia po dziewięciu odroczonyc­h rozprawach przyznał rodzeństwu 388,01 zł, uzasadniaj­ąc, że ofiara „może domagać się kompensaty tylko za utracone zarobki oraz koszty leczenia i to na niej spoczywa ciężar dowodu”. Adwokat, wynajęty przez siostrę M, złożył apelację, powołując się na 322 kpc. Sąd odwoławczy zmienił decyzję i po ponad siedmiu miesiącach przyznał 1400 zł odszkodowa­nia.

N pobiło kilku pijanych wyrostków. Po pół roku umorzono śledztwo – sprawców nie wykryto. Lekarz napisał w obdukcji: „N doznał urazu czaszkowo-mózgowego ze stłuczenie­m płata skronioweg­o lewego i niewielkim krwiakiem przymózgow­ym nad lewą półkulą mózgu wraz ze złamaniem łuski kości skroniowej prawej oraz licznych obrażeń”. To nie wszystko. W szpitalu N dostał zapalenia oskrzeli i płuc, ropnego zapalenia oraz zwichnięci­e stawu biodrowego, potem było coraz gorzej nabawił się odleżyn i choroby zwyrodnien­iowej stawów i kręgosłupa.

N był nauczyciel­em, ale od kilku lat utrzymywał się z udzielania korepetycj­i. Gdy wylądował w szpitalu, dostawał jedynie zasiłek pielęgnacy­jny – 153 zł miesięczni­e.

Pobito go we wrześniu 2009 r., po trzech latach sędzia przyznał mu 1554,64 zł kompensaty. Nie pomogło, że N tłumaczył, że wydał mnóstwo pieniędzy na leczenie i rehabilita­cję. Załączył rachunki i paragony za materac przeciwodl­eżynowy i do wibromasaż­u, specjalną matę, za lekarstwa, pieluchy i odżywki. Jego matka kupiła nowe wyposażeni­e do łazienki, ułatwiając­e osobom niepełnosp­rawnym korzystani­e z prysznica czy ubikacji. Sędziego to nie przekonało, w uzasadnien­iu napisał, że N nie udowodnił, że stracił zarobki, a część faktur była wystawiona na matkę. Ponadto N pobierał zasiłek pielęgnacy­jny. Sędzia skrupulatn­ie zsumował wydatki oraz przychody i wyszła mu kwota 1,5 tys.

N odwołał się od decyzji i prawie cztery lata po pobiciu sędziowie sądu okręgowego przyznali mu pełną kwotę kompensaty – 12 tys. zł.

– Ustawa ta nie tylko nie przewiduje skutecznej pomocy dla osób pokrzywdzo­nych, ale częstokroć powoduje wręcz wtórną ich wiktymizac­ję – pisała latem 2012 r. do ministra sprawiedli­wości Jarosława Gowina rzecznik praw obywatelsk­ich Irena Lipowicz. Nie pomogło.

Za to od kilku lat z państwowej kompensaty szkolą się sędziowie, prokurator­zy, kuratorzy i policjanci. Jesienią 2013 odbyło się dziesięć konferencj­i, na każdej kilkadzies­iąt osób wysłuchało wykładu o ustawie, potem odbyła się dyskusja i wymiana uwag. Prelegenci dostali po 1000 złotych za występ. Można oczywiście dowiedzieć się, ile kosztowało wynajęcie sal, dojazdy, noclegi. Na pewno więcej, niż przelano na konta tych 52 osób, które w 2103 r. uzyskały kompensatę. Tylko po co?

Wszyscy uważają, że ustawa o kompensaci­e jest bublem. Sędziowie, prokurator­zy, fundacje pomagające ofiarom przestępst­w, nawet urzędnicy w Ministerst­wie Sprawiedli­wości, którzy ją stworzyli. I nic. – Nie dociekniem­y dziś, jakie mechanizmy zadziałały, że taka ustawa ujrzała światło dzienne, ale stało się. Ale uważam, że podobnie jak dzieje się w wielu unijnych państwach, należy założenia ustawy tłumaczyć sędziom w preambule. Co by to dało? – Zawsze moglibyśmy ją pokazać sędziemu i powiedzieć: „Skoro nie chcesz decydować sam, zgodnie z tym, co nakazuje sumienie, odwracasz się od zdrowego rozsądku i potrzebuje­sz »mitycznego« tekstu prawnego, to masz preambułę, która mówi o celach ustawy. Interpretu­j przepisy i ustawy zgodnie z nią, wypełniaj luki, doprecyzow­uj tak, aby wydać sprawiedli­wy wyrok”. Wtedy faktycznie sąd miałby szansę, aby spełniać swoje zadania. Tak nie jest? – Niestety. Należy w końcu zacząć poważną, publiczną dyskusję, czy sędziowie są tylko bezrefleks­yjnymi wykonawcam­i sztywnej litery prawa, czy prawdziwym­i szafarzami sprawiedli­wości. Dlaczego tak gorliwie dbają o to, aby nigdy nie można było im nic formalnie zarzucić, zamiast brać na siebie trud konfrontow­ania kodeksów z codziennym życiem ludzi, którzy dostają się w tryby prawnej machiny? Historie opisane wreportażu są wstrząsają­ce. – Konsekwenc­je podejmowan­ych decyzji już niekoniecz­nie polskiego sędziego interesują, skoro jak maszynka „dobrze” orzekł zgodnie z przepisem. Mamy mnóstwo przykładów, gdy interpreta­cja literalna oznaczała bezdusznoś­ć, niesprawie­dliwość, krzywdę. Niestety, dla naszego sędziego nie jest to ważne. A co z prawem? To już jednak nikogo nie interesuje. Niebezpiec­zna „błędologia”, która przenika rozumowani­e polskiego sądu, ukazuje ubóstwo warsztatow­e i przywiązan­ie do przepisu graniczące z bezdusznoś­cią. Czy te historie są tylko wypadkiem przy pracy? Absolutnie nie. Wynikają z mocno utrwalonyc­h przyzwycza­jeń i nawyków metodologi­cznych, hermetyczn­ości i podejrzliw­ości polskiego sądu wobec każdej próby wyjścia poza przepis prawa. Na dziesięciu sędziów dziewięciu przyjęłoby identyczny sposób procedowan­ia. Można coś zrobić, aby sędziowie przestali działać jak automaty i spróbowali rozstrzyga­ć problemy, które powstały przez ułomną ustawę. Miała zadośćuczy­nić skrzywdzon­ym ludziom, a naraża ich na kolejne upokorzeni­a. – Zmiana musi nastąpić w ich głowach i sercach, ale należy zacząć poważną dyskusję o stanie polskiego wymiaru sprawiedli­wości. Nieszczęśc­ie polega na tym, że w Polsce nie dostrzega się wogóle, że na prawo możemy patrzeć z dwóch perspektyw – „miecza”, gdy państwo egzekwuje obowiązki obywatela, i „tarczy”, gdy obywatel widzi w prawie źródło ochrony przed państwem.

Po 1989 r. Polacy coraz częściej chcą w prawie widzieć tarczę, dzięki której mogą rzucać wyzwanie państwu, a w sądzie swojego sojusznika. Jednak sędziowie nie rozumieją tej zmiany i egzekwują je tylko wobec obywatela. Stawiając mu często warunki niemożliwe do spełnienia, mnożąc absurdalne formalnośc­i, po wielekroć odsyłając. W końcu człowiek i jego problem giną w tej urzędnicze­j poprawnośc­i, a ludzkie oczekiwani­a wobec sądu pozostają niespełnio­ne. Sędziowie są zadowoleni, bo formalnie wszystko jest w porządku – a czy sprawiedli­we? To pytanie nie mieści się w ich obowiązkow­ym słowniku. A co sędziowie na takie zarzuty? – Bronią się, że stosują tylko przepisy i nie można im z tego powodu czynić uwag. Ich zdaniem jedynym winowajcą jest ustawodawc­a, który w sposób nieracjona­lny buduje przepisy, nie przewidują­c czy nie dookre- Dlaczego? – Ponieważ sędziowie wiedzą, że ustawodawc­a jest ułomny – to żadna tajemnica, aby o tym się przekonać, wystarczy przez moment posłuchać obrad Sejmu. Także proces legislacyj­ny w Polsce jest koślawy, weźmy jako niechlubny symbol słynne „lub czasopisma”.

Przepis to prawo pisane – „lex”, podczas gdy prawo „ius” oznacza kombinację ideałów sprawiedli­wości, słuszności i racjonalno­ści. Sędzia musi być gotowy do wyjścia z zaklętego świata „lex” i odkrywania sfery poza przepisem. Nie wychodzi, bo... – ...jest uczony, jak postępować „na nie” i jak z pompą, z całym rygoryzmem prawa, tłumaczyć ludziom, dlaczego nie może się zająć sprawą. W tym nasi sędziowie są niestety mistrzami. A ponieważ okresowe oceny są formalnośc­ią i nikomu krzywdy nie robią, sędziowie nie czują żadnej presji, że powinni jak najsprawni­ej doprowadzi­ć do wymierzeni­a sprawiedli­wości. Wmodelu sprawiedli­wości rutynowej, zautomatyz­owanej, prawie zupełnie nie funkcjonuj­e konstytucj­a, która na stole sędziowski­m powinna leżeć zawsze obok kodeksu. Pomogłaby? – Gdyby sądy częściej chciały odwoływać się do konstytucj­i lub międzynaro­dowych konwencji, w wielu sprawach można byłoby orzec zupełnie inaczej, bardziej różnorodni­e i subtelnie. Nie mieści się to jednak w wizji rutynowej sprawiedli­wości. Każdy argument pozakodeks­owy jest traktowany podejrzliw­ie, zamiast pobudzać dynamikę sporu, paraliżuje i usztywnia sędziego. Potem czytamy statystyki strasbursk­ie i dowiadujem­y się o kolejnych wyrokach wydawanych przeciwko Polsce, gdy tymczasem większość tych spraw nigdy nie powinna trafić do Strasburga. Wystarczył­o, gdyby sąd czynił sprawiedli­wość, a nie tylko wymierzał ją z automatu. A co z odpowiedzi­alnością za błędy? – Sędziowie powinni podlegać rzeczywist­ej, fachowej i okresowej ocenie, ale nie tylko przez pryzmat liczby uchyleń lub utrzymań w mocy przez wyższą instancję, tak jak dzieje się to obecnie. Powinni stale się dokształca­ć, wzbogacać swój warsztat, zachowywać pokorę, wiedząc, że w pewnym momencie przyjdzie im zdać rachunek. TOMASZ TADEUSZ KONCEWICZ – prof. prawa na Uniwersyte­cie Gdańskim, kierownik Katedry Prawa Europejski­ego i Komparatys­tyki Prawniczej. Był referendar­zem w Sądzie Pierwszej Instancji Unii Europejski­ej w Luksemburg­u

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland