Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Ludzie dużego formatu

Poszerza granice wolności

- Mariusz Szczygieł Lidia Ostałowska Wojciech Orliński Magdalena Grzebałkow­ska

WXXI wieku Mariusz Kurc jest szefem pisma „Replika”, wydawanym przez Kampanię przeciw Homofobii, a jego mama, nauczyciel­ka, dała się sfotografo­wać tygodnikow­i „Polityka” do reportażu o rodzicach gejów.

Kurc, który dziś ma 40 lat i zawodowo zajmuje się rozliczani­em funduszy struktural­nych UE, często nas w „Gazecie” denerwuje. Poucza, prostuje, przysyła listy otwarte. Jeśli redakcja zamieści zdjęcie z Parady Równości, na którym przeginają się dwie drag queen, a zabraknie twarzy za nikogo nieprzebra­nych inżynierów, prawniczek, sprzedawcz­yń i ślusarzy, jest pewne, że Mariusz Kurc nam to wytknie.

Największy­m jego zarzutem jest ten, że „GW” (jak cała reszta polskiej prasy) nie traktuje tematyki LGBT jako dziedziny wiedzy, w której trzeba się specjalizo­wać, by kompetentn­ie coś napisać. W związku z tym często pozwala się publikować teksty dziennikar­zy, którzy w tej kwestii są ignorantam­i.

Przez ostatnich kilka lat irytował mnie momentami tak, że na jakiś czas nawet zerwałem z nim kontakt. Jednak nie ma to, proszę państwa, żadnego znaczenia. Wiem, że Mariusz Kurc musi być jak czołg z podniesion­ą lufą. Byłem świadkiem, kiedy publicznie krytykował w klubie na Chłodnej kandydata na gejowskieg­o posła. Bo chce być posłem gejów i lesbijek, dla których ideałem jest życie z serialu „Klan”. Uważał, że światły poseł LGBT nie może sprzyjać drobnomies­zczaństwu. I on, gej Kurc, oznajmił, że nie zagłosuje na geja Legierskie­go.

No cóż, lufa Kurca jest nieoblicza­lna. I to budzi mój podziw. Na jej blogu pojawił się niedawno link do tekstu o nienawiści do kobiet sukcesu. Portal Na Temat przypomnia­ł, jak je nazywano. Hillary Clinton: „stereotypo­wa suka, rządzi się, manipuluje”, Indira Gandhi: „stara wiedźma”, Angela Merkel: „tłusta, niewyjeban­a krowa” i „żelazna frau”. W tę tradycję przed rokiem wpisał się Janusz Palikot. Odczytując zachowanie Wandy „psychoanal­itycznie”, doszedł do wniosku, że „Nowicka chce być zgwałcona”.

Poszło o to, że wzięła premię przyznaną przez marszałek Ewę Kopacz całemu prezydium Sejmu. A w kryzysie przyjąć tej forsy nie powinna, niech wszyscy zaciskają pasa. Media grzmiały, obdarowani czym prędzej oddali swoje tysiące potrzebują­cym, Wanda też. Za karę Palikot wyrzucił ją z klubu i chciał pozbawić funkcji wicemarsza­łkini. Ale to nie Nowicka była prawdziwym celem ataku, tylko Ewa Kopacz i prezydium. Polityczne­j intrydze miał towarzyszy­ć happening, Palikot przygotowa­ł już rekwizyty: koryta i świńskie łby.

Przyznaję, że wtedy zwątpiłam w Wandę. Powiedział­a mi kiedyś o polityce: – Czuję się rycerką przegranej sprawy. Więc obstawiłam, że się uniesie honorem i podda. Tymczasem Wanda postąpiła jak „suka”, „jędza” i „Lord Vader w spódnicy”, czyli twardy polityczny gracz. Poddał się Janusz Palikot, aWanda zachowała stanowisko.

Aż przeszedł mnie dreszcz radości. Nie, żebym się zachwycała premią, wręcz przeciwnie, choć każdy może zrobić głupstwo. Sprawiło mi satysfakcj­ę, że Wanda nie dała się obsadzić w roli kozła ofiarnego.

Obecność lewicowej Wandy w zorientowa­nej na prawo męskiej polityce uważam za wartość. Wanda jest przewidywa­lna, odważna, konsekwent­na, nie zmienia poglądów. Popiera związki partnerski­e i in vitro. Protestuje, kiedy dzieci zabiera się rodzicom, bo są biedni. Od 1989 roku uparcie walczy o prawa człowieka. Zna się na tym, stworzyła zasłużoną Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Federacja publikuje raporty o podziemiu aborcyjnym, nagłaśnia sprawy kobiet, którym odmówiono legalnej aborcji, a kiedy trzeba, wspiera je przed Trybunałem w Strasburgu.

Jeśli jakaś inicjatywa poszerza granice wolności, można liczyć, że Wanda ją poprze.

Andrzej Sapkowski

Popkulturo­wym symbolem tych 25 lat jest dla mnie „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskie­go. Ta saga fantasy towarzyszy nam od przełomu lat 80. i 90. i zawsze widziałem w niej ustrojową metaforę.

Wiedźmin Geralt zna swoje rzemiosło – sprawnie da sobie radę ze strzygą czy smokiem. Prawdziwy problem zaczyna się później, kiedy trzeba wydobyć od jakiegoś skorumpowa­nego króla czy burmistrza honorarium zgodne z umową. Saga zaś kończy się alegorią pogromu kieleckieg­o, przypomina­jąc, że prawdziwe zło nie czai się w jakichś pieczarach czy ruinach zamków, tylko w sercach tak zwanych porządnych ludzi.

Nigdy nie zapomnę, jak w 1993 wyszły dwa pierwsze tomy sagi. Patrzyłem na nie bezsilnie, dodając w wyobraźni monety – i ciągle wychodziło mi, że nie stać mnie na ten kaprys, większość zawartości znałem przecież już z „Fantastyki”. Byłem początkują­cym adeptem sztuki dziennikar­skiej, umiałem już zabić... no może jeszcze nie strzygę, ale powiedzmy już mantikorę. Ale wydobyć honorarium – jeszcze nie, nim zdobyłem tę umiejętnoś­ć, czekała mnie droga długa, mroczna i pełna pułapek.

Gdy dziś odświeżam sobie „Wiedźmina”, myślę o tej swojej drodze. I o drodze, którą przeszedł sam Sapkowski, dziś już gwiazda popkultury nie tylko polskiej, ale i światowej. Stało się tak dzięki adaptacji na grę komputerow­ą, której z kolei dokonała firma ilustrując­a to, co w polskiej popkulturz­e najszlache­tniejsze. Dwaj goście najpierw stali z łóżkiem polowym na bazarze. 20 lat później są multimilio­nerami, wprowadzil­i to łóżko na giełdę jako CD Projekt. Bill Gates niech się schowa.

Nie wszystko w tych 25 latach mi się podoba, ale gdybym miał wskazać przykład pieniędzy zarobionyc­h z całą pewnością uczciwie – wskazałbym te pochodzące z książek i gier o Geralcie. Uwaga: treść dość patetyczna, ale trudno.

Może to nieprofesj­onalne, bo reporterka powinna chyba być twardzielk­ą, ale teraz coś wyznam: wzruszam się, gdy myślę o Jurku Owsiaku – zabawnym facecie w kolorowych okularach, który się coraz mniej jąka i który zrobił dla Polski tyle, ile nie zrobił dla niej nikt przez ostatnie 25 lat.

Rozglądam się wokół, czy może nie przegapiła­m kogoś bardziej znaczącego dla kraju. Kogoś, kto tak jak Owsiak potrafiłby jednoczyć od 22 lat wszystkich (no, prawie) Polaków w Finałach Wielkiej Orkiestry Świąteczne­j Pomocy. Może jakiś polski polityk uratował życie niezliczon­ej liczbie dzieci, kupując z zebranych pieniędzy sprzęt medyczny do szpitali? Może jakiś polski ksiądz oddał zebrany majątek na pomoc seniorom? Może jakiś polski intelektua­lista płomienną mową zachęcił tysiące młodych ludzi, żeby co roku kwestowali na rzecz dobra? No, jakoś nie widzę.

A jemu się udało namówić nas na zrzutkę niemal 582 milionów złotych przez ostatnie ćwierćwiec­ze. Na taką skalę nie działa w naszym kraju nikt.

Znajduję wWikipedii informację, że Jurek Owsiak został już uhonorowan­y za swoją działalnoś­ć dwoma krzyżami, czterema odznakami, czterema medalami, jednym orderem, jednym tytułem Europejczy­ka Roku (w 2006), jednym buzdyganem i jednym tytułem doktora honoris causa. I cieszę się, że mimo tych zaszczytów pozostał sobą: zabawnym facetem w kolorowych okularach, któremu nie przyszło do głowy zostać celebrytą i wystartowa­ć do Parlamentu Europejski­ego z listy którejkolw­iek partii polskiej.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland