Kącki prześwietla Struzika
matologii i kandydatka PSL w wyborach samorządowych i parlamentarnych.
– Jacek Kalinowski – był szefem Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”, to brat Jarosława Kalinowskiego z PSL.
– Wiesław Kołodziejski – jest w radzie nadzorczej Mazowieckiego Regionalnego Funduszu Pożyczkowego. To także kandydat PSL w wyborach parlamentarnych i strażak ochotnik.
– Ilona Nasiadka – szefowa wydziału informacji i szkoleń w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Projektów Unijnych i kandydatka PSL w wyborach do Sejmu. Pracował tam także Jacek Śmietanko, syn Andrzeja Śmietanki, byłego ministra rolnictwa z PSL.
– Ks. Zdzisław Struzik – dyrektor Instytutu Papieża Jana Pawła II podlegającego marszałkowi i jego brat. Instytut dostał od marszałka 20 mln zł dotacji.
Każdy każdego nagrywa
Przez kilka lat dyrektorem departamentu kultury i turystyki urzędu marszałkowskiego był Jerzy Lach. Niezwiązany z PSL, ale u marszałka ma duże względy. Lach nadzorował, jako urzędnik, Teatr Praga i samego siebie, bo w teatrze miał etat dyrektora ds. artystycznych, wystawiał też własną sztukę – „Exit 8”. To impresja o świecie polityki. Młody bohater, spin doktor, prowadzi casting, by udowodnić, że z każdego można zrobić prezydenta.
– Przyjechał pan ze wsi? – pada pytanie na scenie.
– Nie, z małego miasteczka – odpowiada mało roztropny kandydat.
– To widać. Zachowuje pan duży dystans, a w mieście jesteśmy znacznie bliżej. Dzięki tej marynarce widzę w tym człowieku takie wartości jak honor, ojczyzna, szacunek. To są wartości, w których się ten pan wychował – spin doktor zwraca się do publiczności.
Na którym polityku wzorował się dyr. Lach? Nie znalazł czasu na rozmowę. Marszałek Struzik „Exit 8” nie widział. A jak ocenia perypetie rodzinno-finansowe Lacha w Teatrze Praga? –Takie przypadki czasami się zdarzają.
Lach przeszedł dwa lata temu do Warszawskiej Opery Kameralnej, także podlegającej marszałkowi. Stanowisko zdobył w konkursie. W komisji zasiadali sekretarz województwa i była podwładna Lacha. Mimo że miał dziesięciu kontrkandydatów związanych z warszawską kulturą, wszyscy odpadli z przyczyn formalnych. W Teatrze Praga pracowała jeszcze żona Lacha i syn – małoletni aktor.
Struzik nie ma szczęścia do instytucji kulturalnych. Słynnemu Zespołowi Pieśni i Tańca „Mazowsze”, który również nadzoruje, dyrektorował przez lata brat Jarosława Kalinowskiego, ale odszedł po strajku artystów. Teraz szefuje Włodzimierz Izban. Do Struzika przyszedł z ulicy, ale przekonał go, jak powie mi marszałek, że ma „życiową pasję”. Nie rozumieją jej do końca tancerze Mazowsza, bo kilku z nich uciekło na zwolnienia psychiatryczne, oskarżając kierownictwo o mobbing.
Jeden z młodych tancerzy mówi mi: – Ludzie chodzą z ukrytymi kamerami, każdy każdego nagrywa. Sam nagrywam, bo boję się rozmów z dyrektorem, intryg.
Rzeczniczka Milewska: – Dyrektor Izban próbuje zaprowadzić tam porządek, marszałek ma do niego zaufanie.
Pracownicy założonego 60 lat temu zespołu utworzyli na Facebooku stronę: „Panie Struzik, precz od »Mazowsza«”.
Niczym Kafka
W Jabłonnie, gdzie marszałek słuchał próśb naukowców o pieniądze, kończy się bankiet. Ostatnia informacja mogła go zasmucić – mimo szybkiego tempa budowy ośrodka otwarcie nastąpi dopiero w grudniu. Nie będzie więc przecięcia wstęgi przed wyborami do Brukseli.
Marszałek oferuje mi podwózkę do Warszawy. Siadam z tyłu jego mało luksusowej skody, obok sterty teczek „Dezyderaty do podpisania – pilne”. Kierowca Marian nie odzywa się. Znają się z marszałkiem od 12 lat, gdy Struzik wizytował polski batalion w byłej Jugosła- wii, a Marian, komandos, stacjonował tam w wojskach ONZ.
– I co pan tam na mnie znalazł? – marszałek Struzik pyta swawolnie.
– Niewiele w panu wsi. Lekarz, inteligent, z miasta.
– Ale jestem wnukiem rolników, a genów się nie oszuka.
Przekonuje, że wstąpił do ZSL w latach 80. przekornie, by nie wpaść w sidła PZPR.
– Po co panu Parlament Europejski? Ucieczka przed długami?
– Startuję, bo czuję się odpowiedzialny za PSL, za ten kraj. – Nie brzmi przekonująco. – Pana sprawa. Ale nie zdecydowałem jeszcze. Możliwe, że mimo wygranej zostanę, gdzie jestem.
– Chce pan zrobić dobry wynik, a potem zwolnić miejsce jakiemuś koledze z PSL? Uśmiecha się. – To pan powiedział. – Warszawa pana nie lubi. Prasa niedobra, komornik na głowie...
– W kręgach salonu nie przebywam, to prawda, a tabloidów nie czytam. Komornik? To niezrozumienie ze strony rządowej. Wie pan, że ta sprawa przypomina mi proces Kafki? Ostatnio byłem na tym w teatrze, no i jakbym siebie widział.
– Gdzie pan teraz jedzie? – Mam sprawy w terenie. – Dużo tam pana. Radni opozycji wyliczają panu rachunki za benzynę...
– Nie jeżdżę dla przyjemności, nie wyobrażam sobie odpowiadać za taki region i robić to zza biurka. – Pracoholik? – Trochę. A pochodziłbym do teatru, poczytałbym zaległe lektury. – Co pan ostatnio czytał? Marszałek nachyla się do półki, wyciąga tomik złotych myśli Franciszka Stefaniuka, posła PSL. Tytuł: „Dobrym słowem można uleczyć”. – Coś pana z tego uleczyło? – Przeczytam fragment: „Wilk wilkowi nigdy nie był człowiekiem, to dlaczego człowiek człowiekowi ma być wilkiem?”.
Jest jeden temat, o którym marszałek nie bardzo chce rozmawiać. Rodzina.
Tam, gdzie ideałów blaski
Codziennie po pracy, około godz. 20, Marian wiezie marszałka domu, do Płocka. Kierowca mieszka w pobliżu, więc zabiera szefa rano spod domu i wiezie do Warszawy. 200 kilometrów dziennie.
Płock to bastion ludowców, a ich twierdzą starostwo powiatowe. Przez lata rządził w nim Michał Boszko. Gdy poszedł do Senatu, jego miejsce zajął Piotr Zgorzelski, także z PSL. Gdy Zgorzelski poszedł do Sejmu, Boszko wrócił na starostę, mimo że ma już 75 lat. Prawie każda płocka agencja państwowa lub urząd podległy centralnej władzy PSL ma na czele ludowca.
Struzik sypie do Płocka pieniądze: postawił muzeum, teatr, szpital, drogi, mosty. Gdy pytam dziennikarzy płockich, jak się miewa rodzina Struzika, mówią, że się nie interesują, bo marszałek ma u nich dobrą prasę.
Małgorzata Struzik, małżonka marszałka, pracuje w starostwie jako szefowa wydziału oświaty. Dzwonię, pytam o męża. Potwierdza, że każdego dnia, czasami przed północą, melduje się w domu.
– Mamy układ. Mąż podejmuje decyzje strategiczne, ja zajmuję się domem. Nie ma go, ale przywykłam. Gdy był lekarzem, też ciągle na dyżurach. – A dlaczego Warszawa nie lubi męża? – Bo ma sukcesy w terenie, bo tu go szanują, aWarszawa to inne środowisko, może zbyt intelektualne. – Dzieci? – O dzieciach mówić nie będę. Radzą sobie, pracują. – Gdzie? – (cisza) Córka w ochronie środowiska, syn jest prawnikiem.
O córkę pytam więc w urzędzie miasta. Nie ma. Dzwonię do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Płocku, który podlega sejmikowi wojewódzkiemu – obsadza w nim zarząd, który składa się głównie z ludzi PSL. – Pracuje tu pani Katarzyna Struzik? – Jakubowska. – Pytam o panią Struzik. – Połączę z Jakubowską. – Co pan się uparł z Jakubowską? – Nie wiem, nie wnikam. Pani Jakubowska pracuje od dwóch tygodni, tak że wie pan... – To pani Struzik, tylko nazwisko po mężu? – Łączyć pana? – Łączyć. – (po chwili) Ma zajętą linię. Po pięciu minutach. – Słucham? – odzywa się kobieta, zdenerwowana. – Pani Jakubowska? – Nie. – Z panią Jakubowską chciałem... – W jakiej sprawie? – Piszę o panu Struziku, a to jego córka, chciałem ją zapytać... – Pan jest naszym wnioskodawcą? – Nie. A kim pani jest? – Eliza Gelec, dyrektor funduszu. – Dlaczego połączono mnie z dyrektorką, chciałem z panią Jakubowską?!
– Nie wiem. Jak pan pisze reportaż o panu Struziku, to po co panu Jakubowska? – Bo to córka pana Struzika... – Pani Struzik tutaj nie pracuje. – Bo nazywa się Jakubowska, po mężu. Pani to chyba wie? (patrzę na zdjęcie na stronie internetowej, na którym dyrektor Gelec świętuje z marszałkiem Struzikiem wkopanie parkowych dębów). Niech już się pani nie denerwuje i da ją do telefonu. – Proszę łapać kontakt inaczej. – Skoro pani jest przy telefonie, to proszę powiedzieć, w jakim trybie pani Jakubowska otrzymała w funduszu pracę. Konkurs?
– O to niech pan pyta w centrali, w Warszawie.
Anna Mzyk, rzeczniczka „centrali”, informuje, że córka Struzika dostała pracę w wyniku „otwartego naboru na wolne stanowisko młodszego referenta na warunkach zgodnych z powszechnie obowiązującymi przepisami prawa”.
Syn Struzika to Jakub Struzik, młody działacz PSL. Tu wystarczy Google. Jest „regionalnym specjalistą ds. rekrutacji i szkoleń w Agencji Rozwoju Mazowsza w Płocku”. To spółka, której właścicielem jest Urząd Marszałkowski, czyli tata.
Na swoim profilu na Facebooku Jakub wkleił za swoim ojcem cytat z Adama Asnyka: „Żyć to nie znaczy iść przez róże, sięgać po laury, zbierać oklaski. Żyć to znaczy przetrwać wszystkie burze i dążyć tam, gdzie świecą ideałów blaski”.